Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 6

Polska już wracał, kierował się do mojego domu. Pełen był smutku i goryczy. Łzy i krew płynęły z niego hektolitrami. Wyjeżdżając z lasu zauważył swojego najlepszego przyjaciela. Opierał się o drewniany płot, który ogradzał pastwiska dla koni. Tępo patrzył się przed siebie. Słońce powoli zachodziło za górzysty horyzont. Poruszony tym widokiem, Polska zsiadł ze swojego wierzchowca.
-Coś jest na rzeczy?- rzucił Feliks jednocześnie zdejmując siodło koniu. Położył sprzęt na najwyższą belkę płotu nadal wyczekując odpowiedzi. Wyczuwając, że nie dostanie jej, postanowił użyć podstępu. Otworzył furtkę wpuszczając Błyska do pozostałych koni. Wałach radośnie zawierzgał i pobiegł do swojego stada- Białoruś powiedziała, że ma wolny weekend...
-Co?- obruszył się niespodziewanie. Nic jednak nie dodał.
-Widzę, że nie ma konia Słowacji. Czy to ma związek z tym? To generalnie nie w twoim stylu siedzieć cicho, kiedy coś ci siedzi na duszy! Cholera, wyduś coś wreszcie z siebie!- chłopak niecierpliwił się z każdą nadchodzącą minutą ciszy.
-Chodźmy do domu Viktorii. Kazała mi opatrzyć twoje rany- jego kąciki ust lekko poszły do góry. Objął przyjaciela ramieniem i udali się do drewnianej mini-willi. Kolorowe kwiaty ozdabiały wejście do domu. Droga usypana była ze żwiru. Za domem płynęła mała, krystaliczna rzeczka a na niej wybudowany był mostek. Następnie mieściła się duża łąka, a w oddali wysokie, strzeliste góry. Niebo nabrało już sinej barwy. Było widać pierwsze gwiazdy. Chłopcy szli w milczeniu, a wiatr obruszał ich długie włosy.

-To co ci zaraz powiem nie będzie należeć do najmilszych. Obiecaj mi proszę, że nie będziesz zły ani na mnie, ani na Slavcię, ok?- rzekł Litwa, kiedy już siedzieli w domu Słowacji, jednocześnie przemywając starannie rany Polski. Miał ich stosunkowo niewiele, ale były głębokie.
-Nie mogę obiecać. Nie wiem co mnie czeka- syknął z bólu, kiedy środek dezynfekujący zagościł na jego ranach.
-Słowacja dostała list od swojego szefa...- zaczął Litwa. Wypłukał szmatę w zlewie kuchennym. Dużo krwi z niej wycisnął.- Z jej reakcji wynikało, że od dzisiaj jest twoim wrogiem, przykro mi...
-Viktoria nie pozwoliłaby na dołączenie do Państw Osi!- oburzył się Polska.
-Ona, zresztą jak każdy z nas jest jedynie państwem.- zaczął pouczające kazanie marszcząc swoje brwi.- Nie mamy prawa głosu, ani wyboru. Musimy podlegać całkowicie naszym szefom, bez najmniejszych dyskusji.
-Generalnie masz rację- dodał trochę smutno- Ale Slavcia na pewno nie będzie walczyć przeciwko mnie. A jak tylko spróbuje, to na pomocy mojego Polskiego Prawa sprawię, że Warszawa będzie i jej stolicą!- dodał wesoło chłopak. Przyjaciel wytarł starannie ostatnią, największą szramę.
-No, skończyłem- uśmiechnął się lekko Litwa.- Ja już muszę wracać- chłopak odłożył resztę plastrów i gaz- Kiedy Rosja w końcu się domyśli, że zwiałem do ciebie..- nie dokończył, a jedynie zacisnął mocno wargi. Feliks skinął głową na znak, że rozumie o co mu chodzi.
-Ja też już będę wracać do siebie- przyjaciele wyszli z domu Słowacji.- Oby tylko siostrze nic nie było...- dodał cicho Polska zamykając drzwi na klucz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz