Od całej wprowadzki do domu Niemiec minął równo tydzień. Był
słoneczny poranek, a ja wracałam właśnie z konferencji mojego szefa,
szefa Niemiec i Rosji. Cała trójka doszła do porozumienia, jednak na
moją niekorzyść. Miałam bowiem zostać w domu Ludwiga na okres trwania
wojny. I Rosja miał czasem nas odwiedzać.
Ivan jest straszny... To
nie jest jednak tak, że się go boję czy coś. Napawa mnie jednak
negatywnymi emocjami. Jest wyższy ode mnie o jakieś 10 centymetrów o ile
nie więcej. Jego twarz jest jak dziecka- pulchna i roześmiana. Jednak
za tą słodką buzią czyha szatan w czystej postaci. Jego fioletowe oczy
są przepełnione radością. Do momentu...
Sama nie wiem co Białoruś w
nim widzi. Nigdy w życiu się jednak jej o to nie zapytałam. Widziałam,
że rzucając jej to pytanie jest równoznaczne z chęcią śmierci. Nie wiem
tylko, czy przyjaciółka, jaką była mi Bielarus użyła by scyzoryka, noża.
A może pomogła by sobie tasakiem?
Jechałam złotą, słoneczną
polaną. Źdźbła żyta, jakie porastało ową polanę odbijało ciepłe, jasne
promienie Słońca. Dziwna była pogoda, jak na środek jesieni. Dróżka
polna była ubita z ziemi i liści. Jechałam uśmiechnięta, mimo sytuacji
jaka panowała. Wiedziałam, że gdzieś w Europie w tym samym czasie miała
miejsce jakaś bitwa. Krwawa, ciężka jaką zawsze są walki. Cieszyłam się,
że mogłam odpocząć, wiedziałam bowiem, że relaks nie będzie trwał
długo.
Do domu przyjechałam w nocy. Posiedzenie miało miejsce w
domu Rosji, daleko wysuniętym na wschód. Niemcy został na noc w domu
Rosji. Mieli razem wymyślać strategię na kolejne bitwy. Byłam więc w
domu sama z Prusami i Austrią.
-Długo zajęła ci podróż- podszedł do mnie białowłosy, kiedy wjeżdżałam do bramy. Zwolniłam konia do stępa i oddałam mu wodze.
-Nie
poczułam tego- uśmiechnęłam się. Miałam rację, wydawało mi się, jakbym
jechała kilka minut. Widoki były piękne, musiałam jednak jechać na
około. Podążając przez granicę z Polską mogłam stać się punktem pogoni
ze strony Anglii, który ciągle tam przebywał. Zsiadłam zwinnie z konia
luzując mu popręg. Wtem zerwał się silny, zimy wiatr. Było mi jednak
ciepło, ponieważ odziana byłam w swój czarny, wyjściowy mundur.
Ubierałam go tylko na bardzo ważne posiedzenia i okoliczności. Ten
prawie niczym nie różnił się od mojego zwykłego poza tym, że pod szyją
przywieszony miałam Żelazny Krzyż, który dostałam od Niemiec zaraz po
zaatakowaniu Polski. Nie uśmiechał mi się ubiór tego orderu, jednak szef
kazał mi go nosić. Do munduru nosiłam dwa ordery nieznanego pochodzenia
oraz krótką pelerynkę. Podobną do tej, co ma Polska. Nie miałam jednak
na stroju złotego sznura, który towarzyszył mi prawie wszędzie oraz
czarnego paska przechodzącego od lewego ramienia do prawego biodra. Na
nogach miałam ubrane brązowe sztyblety i czapsy. Ściągnęłam szybko
osprzęt konia i puściłam go wolno na padok. Dołączył do koni Niemiec.- A
skoro tu jesteś, wysłużę się tobą. Bądź gentlemenem i weź to siodło
połóż w siodlarni- podałam mu go. Spojrzał na mnie swoimi czerwonymi
oczami, które odbijały blask gwiazd powieszonych na nocnym niebie.
-Dooobra- powiedział Prusak- Ale za to zrobisz mi kolację!
-Nie
pyknie, gotuję jak Anglia- zaśmiałam się, po czym spojrzałam na moją
Kasztankę. Nie wyglądała szczęśliwie z karymi i siwymi, potężnymi
ogierami. Ja również nie czułam się tu dobrze. Tęskniłam za górzystymi
widokami.
-Nauczę cię- powiedział czochrając mi włosy. I w tak
banalny sposób chłopak zepsuł mi francuza, nad którym pracowałam
godzinę. Wzięłam jego rękę z mojej głowy i wskazałam mu siodło. On tylko
skinął głową i poszedł w stronę siodlarni.
-Jutro jadę do
Szwajcarii- powiedział po chwili będąc kilka kroków dalej.- Jedziesz ze
mną?- Szczerze mówiąc bałam się Szwajcarii. Mimo, że jest to dobry
przyjaciel Polski, ja z nim za dobrych relacji nie posiadałam.
-Przemyślę
to- powiedziałam szybko i powiesiłam ogłowie na bramce od padoku.
Pochyliłam się lekko do przodu, opierając głowę na ręce i oddając się
marzeniom...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz