Jeszcze tej samej nocy, weszłam do domu zmęczona i lekko usypiająca.
Moje powieki były ciężkie i prawie zamykały się na moich szarych oczach.
Delikatnie przymknęłam drzwi frontowe. Wtem usłyszałam melodię. Byłą
prosta, ciągła, ale piękna i melodyczna. Podążałam za nią przez liczne
korytarze. Jeden, drugi, trzeci i następny miałam za sobą. Muzyka z
każdym krokiem nasilała się, aż w końcu dotarłam do jej źródła. Czarne pianino
stało pośrodku pustego, średniego, jasnego pokoju. Świece były jedynym
dostarczycielem światła. Wyglądało to trochę mrocznie. Przed
instrumentem siedział brunet. Był odwrócony do mnie tyłem, ale
wiedziałam, że był to Austria. Ubrany był w ciemnofioletową marynarkę z
białym kołnierzem oraz w czarne spodnie. Melodia była smutna, wydobywała
się z serca autora. Przymknęłam oczy oddając się muzyce.
-Jeżeli
chcesz, to wejdź, a nie podsłuchuj, panno Słowacjo- nagle muzyka
ucichła, a ja powróciłam do realnego świata. Stałam na progu drzwi lekko
podpierając ścianę.
-A tak...- zrobiłam dwa kroki na przód-
przepraszam- następne mojego kroki dało się usłyszeć przez echo panujące
w pokoju. Akustyka w sali była wspaniała, nie dziwne, że akurat to
miejsce wybrał sobie Austria.
Stałam tuz obok mężczyzny. Mogłam
więc ujrzeć jego twarz- była skupiona i smutna. Wyglądał na młodszego
ode mnie o jakieś dwa lata. Oczy miał zamknięte. Położył ponownie ręce
na pianinie i zaczął grać. Spokój bił od niego, przez co i ja
zrelaksowałam się na moment.
Polana. Jasne, ciepłe słońce
grzało mi w plecy. Miałam na głowie gruby, złoty wianek z zbóż. Moje
platynowe włosy zawiązany był w długi warkocz. Klęczałam pośród
spokojnych wrzosów. Wtem dobiegło do mnie dwoje dzieci. Były małe, miały
nie więcej niż 6 lat. Jedno było chłopcem o żywo zielonych oczach i
blond włosach. Druga, dziewczynka, była posiadaczką brązowych włosów z
dwoma złotymi, pojedynczymi pasemkami oraz niebieskich oczu. Bardzo
różniły się od siebie, mimo, że było to rodzeństwo.
-Siostrzyczko!-
krzyknęły razem z uśmiechami na twarzach. Przymknęłam oczy i
odwzajemniłam uśmiech. Spokój, święty spokój, który obcy mi był przez
wieki.
-Slavcia!- usłyszałam przez chwilę przeraźliwy krzyk
małych dzieci. Nagle wszystko się zmieniło. Każdy pojedynczy kłos był
szary, martwy. Słońce zaszło za burzowe, granatowe chmury. Padał deszcz.
Słychać było również burzę. Otworzyłam błyskawicznie oczy. Trzy
postacie stały przede mną. Czwarta trzymała mnie, abym nie wstała.
Rodzeństwo nagle zniknęło. Byłam zrozpaczona i przerażona.
-Polska!
Czechy!- cisza. Postacie odziane były w długie, czarne szaty. Były
zakapturzone, więc nie mogłam poznać kto to był. Miałam w oczach łzy.
Próbowałam wstać, szarpać się. Jednak na darmo. Postać była bardzo
silna, był to pewnie mężczyzna.
-Wszystko dobrze?- poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Zbudziłam się. Granatowe oczy przeszywały mnie.
-Tak,
wszystko w najlepszym porządku- uśmiechnęłam się blado i zrobiłam dwa
kroki do tyłu- Piękna muzyka- rzuciłam grzecznie-Przepraszam, muszę iść- dodałam pośpiesznie i wyszłam. Jeszcze
przez chwilę poczułam jego wzrok zanim przeszłam na inny korytarz.
Niespodziewanie usłyszałam śpiew. Dochodził z białych drzwi.
-Jestem zajebisty! Kłaniać się przede mną. Taaaak!- głos był męski, trochę chrapliwy.
-Prusy...?-
powiedziałam cicho, po czym podeszłam bliżej drzwi nasłuchując się z
ciekawością. Brał prysznic. Złapałam usta, aby nie wydać z siebie
głośnego śmiechu. W końcu nie wytrzymałam i podparłam się ściany, łapiąc
za brzuch. Ze śmiechu poleciało mi kilka łez.
-Hę?- usłyszałam po
chwili głos Prus. Szybko otworzył drzwi. Przyodziany był jedynie w
biały ręcznik obwiązany w pasie. Widział, że ocieram oczy z łez. Wtem
spojrzałam na niego. Miał wiele blizn na na klatce piersiowej. Były
jednak blade i prawie niewidoczne. Jego czerwone oczy zdawały się
przepełniać się złością.
-Przepraszam- powiedziałam delikatnie się
jeszcze uśmiechając. Zmarszczył brwi i zamknął drzwi wchodząc do
środka. Przez całą drogę do mojego pokoju śmiałam się cicho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz