Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 19

Jeszcze tej samej nocy, weszłam do domu zmęczona i lekko usypiająca. Moje powieki były ciężkie i prawie zamykały się na moich szarych oczach. Delikatnie przymknęłam drzwi frontowe. Wtem usłyszałam melodię. Byłą prosta, ciągła, ale piękna i melodyczna. Podążałam za nią przez liczne korytarze. Jeden, drugi, trzeci i następny miałam za sobą. Muzyka z każdym krokiem nasilała się, aż w końcu dotarłam do jej źródła. Czarne pianino stało pośrodku pustego, średniego, jasnego pokoju. Świece były jedynym dostarczycielem światła. Wyglądało to trochę mrocznie. Przed instrumentem siedział brunet. Był odwrócony do mnie tyłem, ale wiedziałam, że był to Austria. Ubrany był w ciemnofioletową marynarkę z białym kołnierzem oraz w czarne spodnie. Melodia była smutna, wydobywała się z serca autora. Przymknęłam oczy oddając się muzyce.
-Jeżeli chcesz, to wejdź, a nie podsłuchuj, panno Słowacjo- nagle muzyka ucichła, a ja powróciłam do realnego świata. Stałam na progu drzwi lekko podpierając ścianę.
-A tak...- zrobiłam dwa kroki na przód- przepraszam- następne mojego kroki dało się usłyszeć przez echo panujące w pokoju. Akustyka w sali była wspaniała, nie dziwne, że akurat to miejsce wybrał sobie Austria.
Stałam tuz obok mężczyzny. Mogłam więc ujrzeć jego twarz- była skupiona i smutna. Wyglądał na młodszego ode mnie o jakieś dwa lata. Oczy miał zamknięte. Położył ponownie ręce na pianinie i zaczął grać. Spokój bił od niego, przez co i ja zrelaksowałam się na moment.
Polana. Jasne, ciepłe słońce grzało mi w plecy. Miałam na głowie gruby, złoty wianek z zbóż. Moje platynowe włosy zawiązany był w długi warkocz. Klęczałam pośród spokojnych wrzosów. Wtem dobiegło do mnie dwoje dzieci. Były małe, miały nie więcej niż 6 lat. Jedno było chłopcem o żywo zielonych oczach i blond włosach. Druga, dziewczynka, była posiadaczką brązowych włosów z dwoma złotymi, pojedynczymi pasemkami oraz niebieskich oczu. Bardzo różniły się od siebie, mimo, że było to rodzeństwo.
-Siostrzyczko!- krzyknęły razem z uśmiechami na twarzach. Przymknęłam oczy i odwzajemniłam uśmiech. Spokój, święty spokój, który obcy mi był przez wieki.
-Slavcia!- usłyszałam przez chwilę przeraźliwy krzyk małych dzieci. Nagle wszystko się zmieniło. Każdy pojedynczy kłos był szary, martwy. Słońce zaszło za burzowe, granatowe chmury. Padał deszcz. Słychać było również burzę. Otworzyłam błyskawicznie oczy. Trzy postacie stały przede mną. Czwarta trzymała mnie, abym nie wstała. Rodzeństwo nagle zniknęło. Byłam zrozpaczona i przerażona.
-Polska! Czechy!- cisza. Postacie odziane były w długie, czarne szaty. Były zakapturzone, więc nie mogłam poznać kto to był. Miałam w oczach łzy. Próbowałam wstać, szarpać się. Jednak na darmo. Postać była bardzo silna, był to pewnie mężczyzna.
-Wszystko dobrze?- poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Zbudziłam się. Granatowe oczy przeszywały mnie.
-Tak, wszystko w najlepszym porządku- uśmiechnęłam się blado i zrobiłam dwa kroki do tyłu- Piękna muzyka- rzuciłam grzecznie-Przepraszam, muszę iść- dodałam pośpiesznie i wyszłam. Jeszcze przez chwilę poczułam jego wzrok zanim przeszłam na inny korytarz.
Niespodziewanie usłyszałam śpiew. Dochodził z białych drzwi.
-Jestem zajebisty! Kłaniać się przede mną. Taaaak!- głos był męski, trochę chrapliwy.
-Prusy...?- powiedziałam cicho, po czym podeszłam bliżej drzwi nasłuchując się z ciekawością. Brał prysznic. Złapałam usta, aby nie wydać z siebie głośnego śmiechu. W końcu nie wytrzymałam i podparłam się ściany, łapiąc za brzuch. Ze śmiechu poleciało mi kilka łez.
-Hę?- usłyszałam po chwili głos Prus. Szybko otworzył drzwi. Przyodziany był jedynie w biały ręcznik obwiązany w pasie. Widział, że ocieram oczy z łez. Wtem spojrzałam na niego. Miał wiele blizn na na klatce piersiowej. Były jednak blade i prawie niewidoczne. Jego czerwone oczy zdawały się przepełniać się złością.
-Przepraszam- powiedziałam delikatnie się jeszcze uśmiechając. Zmarszczył brwi i zamknął drzwi wchodząc do środka. Przez całą drogę do mojego pokoju śmiałam się cicho.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz