Przemieszczałam się cicho przez opustoszałe ulice. Od czasu do czasu mogłam zauważyć niemieckie auta przed którymi musiałam i ja się kryć. Ściągnęłam kaptur, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń u mieszkańców, którzy bacznie obserwowali wszystko z okien. Odkryłam opaskę na lewej ręce. Każdy budynek był zniszczony. Brudne, szare kamienice z powybijanymi oknami wybudowane były wzdłuż długiej ulicy. Ani razu nie widziałam flagi Polski, aczkolwiek na odwrót- same swastyki. Skrzywiłam się na sam widok tych czarnych krzyży. W domu Niemiec aż roiło się od nich. Niebo było pochmurne, ale nie padało. Na ulicach nie było żywej duszy, każdy chował się przed ss-manami. Na niektórych ścianach budynków mogłam ujrzeć wyschniętą już, brunatną krew. Z oczu mimowolnie poleciało mi kilka łez. Nagle, spostrzegłam dwie postacie przechodzące przez ulicę. Była to matka z małym, może pięcioletnim dzieckiem. Kobieta trzymała je za rękę, bardzo mocno jakby bała się, że zaraz może je stracić.
-Mamusiu! Patrz! Żołnierz!- powiedziało dziecko na tyle głośno, że mogłam usłyszeć każde zdanie powiedziane słodkim, dziewczęcym głosikiem. Uśmiechnęłam się ciepło do dziecka. Mogłam ujrzeć jej niebieskie, błyszczące oczy. Wskazało na mnie palcem, upuszczając przy tym swoją szmaciana lalkę. Widząc to, dziewczynka próbowała się wyrwać, aby szybko podnieść ta lalkę- Zuziu!- krzyknęło za nią. Matka jednak nie pozwoliła się wrócić po nią. Odwróciła się i nerwowo szarpnęła dziecko, po czym przyśpieszyła kroku. Mogę powiedzieć, że zaczęła biec. Coś ją zaniepokoiło. Nie myśląc ani minuty dłużej podjechałam do zabawki i błyskawicznie zsiadłam z konia. Chwyciłam lalkę i spojrzałam na ulicę. Już ich nie było. Zniknęły, jakby wyparowały. Mój wzrok skierował się na drugą stronę.
-Szlak!- powiedziałam pośpiesznie wsiadając na zwierzę. Kilkadziesiąt metrów dalej jechał niemiecki samochód. Zauważyli moją opaskę, ponieważ zaczęli natychmiast strzelać. Popędziłam konia do szybkiego galopu, kurczowo trzymając wodze i lalkę.
Szkoda dziecka...
Zwinnie omijałam kulki od karabinów niemieckich. Nie odwracałam się, całą uwagę skupiałam na drodze. Żeby tylko uszło mi płazem! Zacisnęłam mocno wargi utrzymując się w siodle. Chwilę później hałas, jaki dobiegał z auta zamilkł. Spojrzałam w ich stronę. Chyba benzyna się skończyła. Uśmiechnęłam się do nich chamsko pokazując środkowy palec.
-Przegracie to!- wrzasnęłam i popędziłam przed siebie.
***
-Głupia Słowacja!- warknęła oburzona Węgry nerwowo chodząc od jednego końca pokoju do drugiego. Godziny dłużyły się, a Polski nadal nie było. Dziewczyna spoglądała co chwilę to na zegar leżący na komodzie, to na swojego kolegę Litwę- To wszystko jej wina! I tego podłego blondyna!- nie wytrzymała i nerwy w tamtej chwili jej puściły.
-Uspokój się- nakazał jej Litwa i wyjął z jej ręki narzędzie zbrodni, w jej przypadku patelnię- Ty też należysz do Osi, chciałbym ci przypomnieć.
-Ty też, w końcu jesteś częścią ZSRR...- odeszła od kolegi i opadła się o ladę. Przymknęła oczy i skrzyżowała ręce na piersi. Przybrała pozę cwaniaczki. Niespodziewanie, do domu wtargnął Polska, kończąc kłótnię pomiędzy państwami. Był we krwi, stały widok. Zachwiał się, jakby nie szybka interwencja Litwy upadłby na twardą podłogę.
-Wygraliśmy- uśmiechnął się a z jego ust zaczęła lecieć czerwona substancja. Jego oczy były nieobecne, prawie zamknięte. Widać, był bardzo zmęczony.
-Cicho, nic nie mów- ponaglił go Litwa bardzo delikatnie kładąc go na sofie, która mieściła się w najbliższym salonie. Kiedy Polska łapał powietrze, coś strzyknęło mu w klatce piersiowej. Zacisnął mocno oczy i wypluł następną strużkę krwi. Węgry o mało co się nie popłakała. Ścisnęła mocno rękę swojego najlepszego przyjaciela, lekko głaszcząc go po blond włosach. Litwa nie tracąc czasu pobiegł do łazienki, aby zaraz mógł wrócić z miednicą pełną zimnej wody i stosem ręczników. Odpiął po kolei wszystkie guziki w jego mundurze i podciągnął bluzę. Było trudno, ponieważ krew sprawiła, że materiał w niektórych częściach przykleił się do skóry chłopaka. Brzuch i klatka piersiowa były bardzo dobrze rozbudowane. Posiadały niestety wiele blizn i ran, które nie dawały za wygraną, powodując powolne i bolesne wykrwawianie się Polski.
-Będzie dobrze- uśmiechnęła się Węgry do swojego towarzysza patrząc mu prosto w oczy. Miał przymrużone, bez żadnego wyrazu.- Polska? Polska!- bez skutku. Nic nie odpowiadał. Jego ciało stało się natychmiast siwe, jakby trupie.
-O szlak! Feliks! Nie umieraj nam tu!- Litwa włączył się w przebudzanie Polski. Na darmo. Blondyn nie zareagował. Dziewczyna położyła bardzo ostrożnie swoją głowę na nieruchomą klatkę przyjaciela.
Nie umieraj nam tu. Nie dzisiaj, nie tutaj.
Nie teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz