Polska jest moim najdroższym bratem. Darzę go szczególnym rodzajem miłości. Zawsze mi pomagał, a on bez problemu mógł zwracać się do mnie po radę. Byliśmy niczym bliźniaki. W dzieciństwie często nas mylono ze sobą, mimo, że teraz nie jesteśmy do siebie ani trochę podobni. Jest między nami 3, 5 lat różnicy, ale to nie stanowi w niczym problemu.
-Czy nadal jest z nią tak źle?- zaniepokojony Litwa zwrócił się do Polski podczas pobytu u niego. I Węgry zdawała się być ciekawa, chociaż nasze zimne kontakty nie uległy żadnej zmianie.
-Niestety. Ona coś wie, ale nie mogę z niej tego wyciągnąć. To totalnie nie w jej stylu! Słowacja jest bowiem wielką gadułą...
Krew, łzy, ból.
-Polska...
Cisza. Wstałam bardzo szybko i rozejrzałam się. Wokół mnie były porozwalane butelki po piwach, które uwielbiam. Na biurku znowu trwała sterta starych dokumentów. Na lalkach osiadł kurz i pajęczyny. Westchnęłam i zeszłam na dół. Schody wydawały się mniejsze niż wcześniej. Złapałam się za głowę. Bolała i to bardzo. Spróbowałam zignorować to. Nagle straciłam grunt pod nogami i przeturlałam się na parter. Nie poczułam jednak bólu. Dźwięku uderzenia o twardą podłogę też nie usłyszałam. Już tak dawno nie spałam spokojnie...Udałam się do salonu, gdzie siedział schylony Feliks. Miał w oczach łzy, trzymał kurczowo żółty skrawek papieru. Ubrany był w mundur, czułam, że coś jest nie tak. Kiedy usłyszał, że zbliżam się do niego, otarł je o swoją pelerynę i zmusił się do sztucznego uśmiechu.
-Co się stało?- zapytałam trochę niepewnie. Usiadłam obok chłopaka i wyczekiwałam odpowiedzi.
-Niemcy zaatakował Wieluń. To było takie nieprzewidziane. Totalnie nieprzewidziane. Muszę tam jechać. Szef kazał mi udać się do Wielunia. Boję się widoku, jakiego tam spotkam. Czuję, że się zaczęła jakaś wojna...
A ty o tym wiedziałaś...
-Jadę z tobą- rzuciłam szybko i uścisnęłam rękę brata. Spojrzałam szybko na siebie. Miałam ubraną fioletową piżamę. Zarumieniłam się trochę.-To znaczy... Daj mi chwilę, tylko skoczę w mundur- powiedziałam i susem poszłam w stronę schodów.
-Nigdzie nie idziesz. Niemcy zaatakował Polskę, nie Polskę i Słowację. Nie chcę ciebie narażać. Przyjadę jak najszybciej się da. Totalnie nie musisz się martwić, nic mi nie będzie, wiele już przeszedłem, a nadal żyję.- Nic nie odpowiedziałam. Stałam już na drugim schodku.
Nie zastanawiając się ani minuty dłużej chwyciłam mundur do ręki. Nie będę siedzieć spokojnie, kiedy mojemu bratu kopią tyłek! Włożyłam bluzę mundurową. Pośpiesznie zapięłam pagony, wyprostowałam biały, wysoki kołnierz, zapięłam wszystkie złote guziki i poprawiłam ordery. Zapięłam czarny pas a na to złoty sznur. Błyskawicznie ubrałam spodnie, zapięłam pasek i czarne oficerki. Nim zdążyłam wyjść z pokoju, usłyszałam trzask drzwi. Przeklnęłam pod nosem. Wyszedł. Rzuciłam się na schody jednocześnie zawiązując kucyka na głowie. Zanim zamknęłam drzwi frontowe, widziałam tylko kurz, który wisiał w powietrzu po swoim koniu. Postanowił jechać przez gęsty las. Kompletnie nie wiedziałam gdzie jest Wieluń, więc nie chciałam go zgubić. Feliks będzie na mnie zły, to pewne. Kiedyś zrozumie.
Nie ubrałam osprzętu na kasztankę. Wsiadłam na oklep i popędziłam w stronę lasu. Była jesień, wszystkie liście nabierały złotawej barwy. Ściskałam nerwowo grzywę Artemidy. Koń wyczuł, że jestem spięta, bowiem przyśpieszył. Tyle myśli kłębiło mi się w głowie.
Ledwo widziałam koniec ogona konia Polski wyłaniający się za zakrętami. Jechali o wiele szybciej od nas.
Niespodziewanie jakaś wysoka, czarna postać wyrosła przede mną. Przestraszona zatrzymałam nerwowo konia. Zatrzymałam się kilka kroków przed nią. Kontur podszedł do mnie. Im bliżej był tym lepiej go widziałam. Miał długie, brązowe włosy. Był mężczyzną, trochę wyższym ode mnie.
-Mam list, od twojego szefa- powiedział do mnie. Litwa.
W głębi duszy miałam nadzieję, że ten list do mnie nigdy nie przyjdzie. Bałam się najgorszego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz