Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

piątek, 15 maja 2015

Rozdział 20 cz.1

-Słowacjo?- moje powieki muskały pierwsze promienie słońca. Jak ja nienawidziłam poranków. Ciężko było mi wstawać. Miękka kołdra przykrywała mnie całą. Tak wygodnie...
-Mhm...- stęknęłam jeszcze śpiąc. Nagle odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka. Białe włosy były ułożone w artystycznym nieładzie. Jego czerwone oczy też były zaspane.
-Jadę do Szwajcarii. Nie powiedziałaś, czy też chcesz...- powiedział zamykając za sobą drzwi. Przewróciłam teatralnie oczami. Odziany był w czarny mundur z srebrnym sznurem na lewej piersi. Pod szyją miał Krzyż Walecznych.
-Po co jedziesz do niego?- powoli wybudzałam się. Przetarłam lewe oko i podniosłam się na jednej ręce.
-Po nowe bronie, które zamówiłem od niego. Będę je od razu testować- odpowiedział. Szybko wstałam z łóżka i chwiejnie podeszłam do szafy z ubraniami. Rzuciłam mundur na niepościelone łóżko i spojrzałam na niego.
-Może później dojadę. Teraz chcę pojechać do siebie i wziąć te najważniejsze rzeczy za którymi tęsknie...
-Ok- odpowiedział zamykając drzwi- Ale broń Boże nie przejeżdżaj przez granicę Polski!- wychylił się raz jeszcze po czym zniknął z mojego zasięgu wzroku. Prędko przebrałam się w mundur, zapięłam złoty sznur i pasy, które ozdabiały mój strój. Pościeliłam kulturalnie łóżko i przeczesałam włosy szczotką. Siedziałam przy białej toaletce. Spojrzałam na swoją twarz. Wydawała się stara, chociaż mam dopiero 23 lata. Może to dlatego, że w niektórych miejscach moje włosy są białe? Może dlatego, że mam worki pod oczami...
Przyglądnęłam się bliżej mojemu odbiciu. Dziewczyna w lustrze nie przypominała mnie. Tej starej mnie sprzed wojny. Bitwy jednak dopiero się zaczynały, był początek października. Miałam przekrwione białka, z płaczu. Na ramieniu spoczywał gruby, jasny warkocz.
-Viktoria- znowu ten głos. Niski, gruby. Odwróciłam się. Swoją obecnością ''zaszczycił'' mnie oprawca mojego brata.
-Tak?- zwróciłam się do Niemiec. Patrzył na mnie swoimi srogimi, niebieskimi oczami. Włosy jak zawsze zaczesane do tyłu.
-Jutro jest konferencja państw Osi- przełknęłam nerwowo ślinę, kiedy usłyszałam ostatnie zdanie. No tak, zapomniałam, że należę do tej cholernej Osi.- I twoje przybycie jest obowiązkowe.
-Kto się jeszcze na niej pojawi?- wróciłam do przeczesywania swojej grzywki. Wyczekując na odpowiedź zaczesałam ją na bok.
-Japonia, Austria, Włochy i Węgry.
-Nie mam ochoty tam iść- powiedziałam i westchnęłam. Wstałam i skierowałam się do wyjścia. Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę.- Rozważę przybycie, jak ściągniesz mi to- ciągle nie trawiłam tej żelaznej obroży.
-Nie ma mowy- odpowiedział zimno. Wzruszyłam bezradnie ramionami i zeszłam na dół. Robiłam to w wielkim pośpiechu. Nie miałam zamiaru, aby Niemiec mnie dogonił i zmuszał do przybycia na tą nic nie znaczącą konferencję. Po drodze prawie zderzyłam się z Austrią. Spoglądnęłam na niego przepraszająco i pobiegłam prędko do wyjścia. Widząc, że nikogo nie ma za mną poszłam do siodlarni wziąć osprzęt. Po drodze zabrałam również swoją czarną szatę i opaskę na ramię w kolorze flagi Polski.
Jechałam do Feliksa. Musiałam wiedzieć, co u niego.
Po dziesięciu minutach byłam gotowa do drogi. Koń osiodłany, a ja miałam na sobie opaskę i szatę. Nie chcąc, by ktoś mnie w tym zobaczył, popędziłam konia od razu do galopu.
***
-Litwo?- zachrypiały głos zawołał przyjaciela. Ten niezwłocznie stawił się na prośbę o przybycie. Tourys miał przy sobie wielką apteczkę. Chłopak był cały we krwi swojego dawnego partnera.
-Ćśś, leż- rozkazał mu Litwa. Położył lekko jego dłoń na ramieniu. Feliks zamknął oczy i posłusznie położył głowę o kiedyś białą poduszkę. Teraz była szara od brudu panującego w jego domu. Kompan odsłonił brzuch Polski i delikatnie położył zimne, mokre okłady na ciągle krwawiące rany.- Te wojny cię wykończą.- powiedział spokojnie zaczesując ręką jeden niesforny kosmyk za ucho.
-Niemcy i Słowacja mnie wykończą. Wojny nic nie mają do rzeczy.- Oczy Polski były zimne, zielone, bez wyrazu. Kiedyś wesoły chłopak, dziś smutne państwo. Był jednak silny, miał potęgę aby walczyć.
-To nie jest wybór Słowacji. Ona próbuje cię chronić- Litwa wydawał się być lekko zmieszany, jednak nie chciał tego pokazywać. Wyżął krwawy ręcznik. Klęczał obok łóżka Polski. Całe te miejsce wyglądało jak pobojowisko godne najkrwawszych rzezi.
-Trzymając sztabę z państwami Osi?- oburzył się Polska. Spojrzał na przyjaciela ale nagle zamknął oczy i zawył z bólu.
-Nawet nie wiesz, jak Slavia zareagowała dostając list od szefa... Zrozum, ona nie ma wyboru. Wszystko robi niechętnie. Teraz jest pod wodzą Niemiec, musi robić to co jej każe. Polska, ona się tobą bardzo martwi!
-To czemu jej z nami nie ma?- państwo słowiańskie było prawie nieprzytomne.
-Powodów może być niezliczona masa- Litwa nie dawał za wygraną- Chociażby taki, że Niemcy ciągle jej pilnuje.
-A ciebie Rosja. I co? Jakoś jesteś.
-Rosja wyjechał do Chin. Nic nie wie o moim wyjeździe. Jeszcze, jakby się dowiedział, że jadę do Aliantów... Uh, marny byłby mój los...
***
Wiedziałam, kiedy przejeżdżałam przez granicę Polski. Widoki bowiem całkiem się różniły od tych u Niemiec. Wszystko było smutne, pozbawione iskry życia. Nie dziwiłam się jednak. Oś dobijała Polskę dostatecznie, a Alianci siedzieli z założonymi rękoma. Wsie, polany, lasy. Wszystko co przejeżdżałam było zniszczone. Polska jest dzielny, poradzi sobie. Mam nadzieję...
Cwałem podążałam przez dom Polski. Nawet się nie zorientowałam, kiedy dojechałam do Warszawy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz