Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 21

Jechałam jakimś nieznanym mi lasem. Ścieżka usypana była ze złotych, czerwonych i brązowych liści. Niektóre drzewa posiadały nagie korony, przez co mogłam widzieć przepiękny krajobraz wysokich gór. Byłam gdzieś pomiędzy granicą Austrii a Szwajcarii. Powietrze było zimne i orzeźwiające. Wszędzie panował spokój i cisza. Aż trudno było uwierzyć, że te tereny należą do nadpobudliwego fanatyka broni...
Galopem omijałam wysokie świerki. Serce biło mi jak oszalałe, nareszcie czułam co to jest wolność. Szczęśliwa ścisnęłam mocniej wodze, przymknęłam oczy i odchyliłam się trochę przodu. Niespodziewanie wjechałam na rozległą, zieloną łąkę. Nagle usłyszałam strzał, poczułam przeszywający ból. Spadłam z konia. Nastała ciemność, która dłużyła się w nieskończoność.
-Słowacjo!- czyjeś krzyki zdawały się przelatywać przez moją głowę. Chciałam wstać i odpowiedzieć, ale nie mogłam. Nie czułam już nic.

-Nadal krwawi?
-Już mniej.
Chciałam otworzyć oczy, ale jakaś mokra szmata zakrywała mi je. Nie byłam w stanie poruszyć żadną kończyną, wszystko mnie bolało.
-Co... się...- wydusiłam z siebie te dwa zdania, po czym ucichłam. Ciepła ciecz gościła w moich ustach, to co powiedziałam było niezrozumiałe.
-Obudziła się.- jakiś nieznajomy głos zwrócił się do kogoś innego. Leżałam chyba na łóżku, było mi bardzo wygodnie.- Liechtenstein, przynieś proszę więcej gaz.- Usłyszałam ciche przytaknięcie a zaraz później małe kroki. Zdjęto z mojej twarzy szmatkę. Wtem, ujrzałam przed sobą schylającego się białowłosego.- Usiądź, bo ją jeszcze wystraszysz- warknął blondyn, który towarzyszył Prusom. Był niższy od mojego opiekuna o jakieś dziesięć centymetrów.
-Co się stało?- zapytałam, kiedy poczułam, że krew już spłynęła z moich ust. Oczy miałam na wpół otwarte, pełne łez. Ręce dziwnie mi drżały i za nic nie mogłam je uspokoić. Spojrzałam na siebie i natychmiast się zarumieniłam. Leżałam w towarzystwie chłopaków odziana w sam stanik. Wokół brzucha miałam zawinięty czerwony bandaż, który szczelnie zatamowywał krwawienie. Poczułam nagle czyjś zimny dotyk na skórze. Był spokojny i kojący, przez co odetchnęłam na chwilę z ulgą.
-No wypróbowywaliśmy nowe bronie...- zaczął Prusak dziwnie zmieszany. Spojrzał z lekkim wstydem na kompana i nie dokończył.
-I cię zestrzelił, przypadkiem- Szwajcaria spojrzał gniewnie na chłopaka.- Na twoje nieszczęście znalazłaś się blisko tarczy strzelniczej, a ten idiota ma zeza i strzelać nie umie. A tak w ogóle co u mnie robiłaś? Oprócz tego debila nikogo innego się nie spodziewałem.
-Chciałam Wam potowarzyszyć- powiedziałam ściskając mocno oczy. Syknęłam z bólu i kurczowo złapałam się spodni. Chyba znowu się zaczynało, mocne krwawienie z rany. W samą porę Liechtenstein przyszła z chłodną wodą i białymi materiałami. Do gardła znowu naleciała mi masa krwi. Przymknęłam oczy i niespodziewanie straciłam przytomność.
Po kilku godzinach czułam się lepiej, na tyle dobrze, że mogliśmy już wracać. Prusy kupił kilka broni, ja nareszcie zobaczyłam się ze Szwajcarią (chociaż szkoda, że w takiej scenerii). Nie byłam w stanie sama pojechać konno, ponieważ jeszcze nie miałam czucia w wielu miejscach mojego ciałą, więc Prusak wziął mnie na swojego konia i posadził na przednim łęku siodła. Jechałam z białym bandażem wokół brzucha i niezapięta bluzą od munduru. Chłopak trzymał mnie, abym nie spadła. Przed odjazdem podziękowałam za gościnę moim starym przyjaciołom. Droga zleciała bardzo wolno, mimo, że w większości niej spałam opierając się o czerwonookiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz