https://www.wattpad.com/story/42275122-hetalia-slovakia
Przypominam, że przeniosłam się na wattpada. Rozdziały tam są lepsze i dłuzsze. Pozdrawiam, i zapraszam :D
Żadna armia nie wejdzie na teren. Który broniony jest polską ręką. Chociaż jest was czterdziestu na jednego. Wasze siły wkrótce zostaną zniszczone ZNISZCZONE! Ochrzczeni w ogniu, 40:1 Duch Spartan Śmierć i chwała Polscy żołnierze Nie mają sobie równych. Powstrzymali gniew Wermachtu
Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

wtorek, 29 września 2015
wtorek, 16 czerwca 2015
Rozdział 34
-Czy ty na pewno wiesz, gdzie jedziemy?- brunet był sceptycznie nastawiony.
-Co do tego nie ma wątpliwości- uśmiechnęłam się ciepło mimo naszej sytuacji. Dodałam trochę łydki i oddałam wodze. Każda sekunda jest na wagę złota. Teraz jesteśmy uzależnieni od czasu.
Jechaliśmy w przerażającej ciszy. Lasy Polski, w których się aktualnie znajdowaliśmy były piękne, dostojne i barwne. Podobne do moich. Ściółka leśna była pełna pognitych, brązowych liści. Gdzie nie gdzie widziałam jeszcze rude liski albo wiewiórki, które dopełniają pewnie po raz ostatni swoje zapasy. Tupot końskich kopyt odbijał się echem po całej ścieżce leśnej. Niespełna godzinę później mogliśmy zauważyć zrujnowane mury dumnego miasta. Konie były zmęczone, dlatego jechaliśmy spokojnym kłusem, mimo, że śpieszyło nam się.
-Polska, Warszawa!- krzyknęłam, kiedy znalazłam tę dwójkę. Byli wystraszeni i roztrzęsieni. Ich twarze, takie brudne i zmęczone upaskudzone były brunatną substancją. Ich zielone, duże oczy były czerwone i przeszklone. Byli niezmiernie do siebie podobni, zresztą jak każda stolica do państwa.
-Co tu robicie? Nigdzie nie jadę, Warszawa mnie potrzebuje!- oburzył się Polska tuląc się do niższej od siebie dziewczyna. Warszawa stała lekko trzęsąc się. To nie był zbyt miły widok widzieć podopieczną Feliksa w takim stanie.
-Bratysława przyjedzie i się nią zajmie.
-Nie- odpowiedziała lekko- Bratysława to jeszcze dziecko- spuściła głowę na dół. Widać, że bała się. Szkoda tylko, że nie było czasu na takie pogaduszki! Spojrzałam na Litwę i skinęłam głową. Chłopak zsiadł z konia i chwycił mocno Polskę.
-Nie przesadzaj- oburzyłam się. Co jak co, ale Warszawa nie będzie obrażać mojej stolicy.- Bratysława ma 17 lat, jest prawie dorosły i odpowiedzialny.
-Nie- uparta nie dawała za wygraną.- Zostanę tu i będę walczyć. Za Polskę.
Widać, że była typową Polką. Lud Polski jest bardzo uparty, a jeżeli chodzi o swoją ojczyznę, zrobi dla niej wszystko. Czasem zazdrościłam mojemu braciszkowi takich ludzi. Nie, żeby Słowacy byli gorsi, bo nie są. Litwa mimo woli Polski posadził go na koniu, na przedni łęk siodła. Sam siadł na tylni łęk, mocno trzymając zdenerwowanego i wyrywającego się Feliksa.
-Uważaj na siebie, proszę- szepnęłam do dziewczyny. Ta, nagle zaczęła płakać.
-Czemu to robicie?- bardzo trudno było ją zrozumieć. Te łzy wcale nie pomagały.
-Musimy wywieść go do Węgier, na kilka dni, nie dłużej. Jego rany są zbyt poważne, nie poradzi sobie tutaj.
-Kłamstwo!- oburzyła się stolica.
-Słowacjo, my już jedziemy- rzucił szybko Litwa. Dobry pomysł, z takim wyrywającym się nastolatkiem nie ma co tu dłużej stać. Mimo, że Litwa i Polska są w tym samym wieku, Toris jest stanowczo silniejszy od Polski. Dzięki Bogu.
-Do cholery jasnej jesteś stolicą Polski czy nie?!- zdenerwowałam się.- Wolisz mieć Polskę przy sobie, aby tobie było lepiej i Feliks zginął, niżeli pozwolić zaopiekować się Polską aby wyzdrowiał?!
-Nie...- uspokoiła się.
-Cieszę się, że rozumiesz.- odpowiedziałam krótko po chwili. Chwyciłam mocniej za wodze- Przykro mi, ale dobrze wiesz, że stolice nie mogą wyjeżdżać za teren państw.
Dziewczyna skinęła tylko głową. Nie chciała na mnie dłużej patrzeć, więc pobiegła przed siebie ze łzami w oczach. Było mi przykro, ale nie mogłam nic innego zrobić.
Z tym wyjeżdżaniem stolic spoza teren państwa tyczy się wszystkich znanych mi stolic, oprócz właśnie mojej Bratysławy, ponieważ mimo, że reprezentuje mnie, jesteśmy uzależnieni od Niemiec. A jego Berlin, jest i moją ustawową stolicą.
Mimo tego, że nie pozwoliłam na takie coś.
Mimo tego, że Bratysława nie pozwolił na takie coś.
-Co do tego nie ma wątpliwości- uśmiechnęłam się ciepło mimo naszej sytuacji. Dodałam trochę łydki i oddałam wodze. Każda sekunda jest na wagę złota. Teraz jesteśmy uzależnieni od czasu.
Jechaliśmy w przerażającej ciszy. Lasy Polski, w których się aktualnie znajdowaliśmy były piękne, dostojne i barwne. Podobne do moich. Ściółka leśna była pełna pognitych, brązowych liści. Gdzie nie gdzie widziałam jeszcze rude liski albo wiewiórki, które dopełniają pewnie po raz ostatni swoje zapasy. Tupot końskich kopyt odbijał się echem po całej ścieżce leśnej. Niespełna godzinę później mogliśmy zauważyć zrujnowane mury dumnego miasta. Konie były zmęczone, dlatego jechaliśmy spokojnym kłusem, mimo, że śpieszyło nam się.
-Polska, Warszawa!- krzyknęłam, kiedy znalazłam tę dwójkę. Byli wystraszeni i roztrzęsieni. Ich twarze, takie brudne i zmęczone upaskudzone były brunatną substancją. Ich zielone, duże oczy były czerwone i przeszklone. Byli niezmiernie do siebie podobni, zresztą jak każda stolica do państwa.
-Co tu robicie? Nigdzie nie jadę, Warszawa mnie potrzebuje!- oburzył się Polska tuląc się do niższej od siebie dziewczyna. Warszawa stała lekko trzęsąc się. To nie był zbyt miły widok widzieć podopieczną Feliksa w takim stanie.
-Bratysława przyjedzie i się nią zajmie.
-Nie- odpowiedziała lekko- Bratysława to jeszcze dziecko- spuściła głowę na dół. Widać, że bała się. Szkoda tylko, że nie było czasu na takie pogaduszki! Spojrzałam na Litwę i skinęłam głową. Chłopak zsiadł z konia i chwycił mocno Polskę.
-Nie przesadzaj- oburzyłam się. Co jak co, ale Warszawa nie będzie obrażać mojej stolicy.- Bratysława ma 17 lat, jest prawie dorosły i odpowiedzialny.
-Nie- uparta nie dawała za wygraną.- Zostanę tu i będę walczyć. Za Polskę.
Widać, że była typową Polką. Lud Polski jest bardzo uparty, a jeżeli chodzi o swoją ojczyznę, zrobi dla niej wszystko. Czasem zazdrościłam mojemu braciszkowi takich ludzi. Nie, żeby Słowacy byli gorsi, bo nie są. Litwa mimo woli Polski posadził go na koniu, na przedni łęk siodła. Sam siadł na tylni łęk, mocno trzymając zdenerwowanego i wyrywającego się Feliksa.
-Uważaj na siebie, proszę- szepnęłam do dziewczyny. Ta, nagle zaczęła płakać.
-Czemu to robicie?- bardzo trudno było ją zrozumieć. Te łzy wcale nie pomagały.
-Musimy wywieść go do Węgier, na kilka dni, nie dłużej. Jego rany są zbyt poważne, nie poradzi sobie tutaj.
-Kłamstwo!- oburzyła się stolica.
-Słowacjo, my już jedziemy- rzucił szybko Litwa. Dobry pomysł, z takim wyrywającym się nastolatkiem nie ma co tu dłużej stać. Mimo, że Litwa i Polska są w tym samym wieku, Toris jest stanowczo silniejszy od Polski. Dzięki Bogu.
-Do cholery jasnej jesteś stolicą Polski czy nie?!- zdenerwowałam się.- Wolisz mieć Polskę przy sobie, aby tobie było lepiej i Feliks zginął, niżeli pozwolić zaopiekować się Polską aby wyzdrowiał?!
-Nie...- uspokoiła się.
-Cieszę się, że rozumiesz.- odpowiedziałam krótko po chwili. Chwyciłam mocniej za wodze- Przykro mi, ale dobrze wiesz, że stolice nie mogą wyjeżdżać za teren państw.
Dziewczyna skinęła tylko głową. Nie chciała na mnie dłużej patrzeć, więc pobiegła przed siebie ze łzami w oczach. Było mi przykro, ale nie mogłam nic innego zrobić.
Z tym wyjeżdżaniem stolic spoza teren państwa tyczy się wszystkich znanych mi stolic, oprócz właśnie mojej Bratysławy, ponieważ mimo, że reprezentuje mnie, jesteśmy uzależnieni od Niemiec. A jego Berlin, jest i moją ustawową stolicą.
Mimo tego, że nie pozwoliłam na takie coś.
Mimo tego, że Bratysława nie pozwolił na takie coś.
niedziela, 14 czerwca 2015
sobota, 13 czerwca 2015
Rozdział 33
-Nie udamy się teraz do Warszawy, byłoby to głupstwo i samobójstwo- przeszłam po pokoju przeczesując grzywkę za siebie. Ten odruch. Za dużo czasu spędzam z Niemcy.
Ostatnio wyznał mi nawet, że przeszkadzają mu moje praktycznie białe włosy i szare oczy. Prawdziwy nazista powinien mieć niebieskie niczym niebo oczy i blond włosy. Bujda! Zresztą, kto powiedział, że jestem nazistką? Splunęłam do doniczki pobliskiego kwiatka. Pluję całościowo na Niemcy i na to słowo...
-A masz jakieś inne rozwiązanie? Polska jest ranny, potrzebuje pomocy- Litwin wstał ze stołu, dotykając palących go policzków. On też nie wyglądał najlepiej.
-Myślałam wykorzystać do tego Bratysławę, ale chyba on nie powinien w to ingerować. Ledwo co zna Polskę.- odezwałam się i szybko ucichłam- Cicho!- nasłuchiwaliśmy. Kilka mocnych kroków wystarczyło mi, abym miała pewność, że nadchodzi niebezpieczeństwo.- Idą, choć szybko za mną- złapałam przyjaciela za rękę i ile miałam sił w nogach ruszyłam w stronę długiego korytarza. Minęłam pierwszy zakręt i weszliśmy w drewniane drzwi. Łapiąc nerwowo powietrze udaliśmy się do piwnicy.- Tu jesteśmy bezpieczni- zamknęłam cicho drzwi za Litwą i zeszłam sporymi schodami w dół. Wszędzie było ciemno, a kurz nie odstępywał nas na krok. Jak ja już tu dawno nie byłam...
-Porąbało cię!
-Zamknij się, usłyszą nas- zakryłam rękę chłopakowi. Kiedy zauważyłam, że napięcie z jego oczu znika, opuściłam rękę.
-Mogliśmy uciec przez okno.
-Jest prawdopodobieństwo, że zostalibyśmy usłyszeni albo zauważeni- podeszłam dwa kroki bliżej do dużego regału pełnego powieść znanych polskich autorów. Kiedy miałam kilkanaście lat, udawaliśmy się wraz z Polską na polany i razem zatapialiśmy się w powieściach.
-A tutaj niby nie?
-Nie, patrz- przesunęłam półkę tak bezszelestnie jak tylko się dało.- Przed nami wyrosły drzwi, niczym nie różniące się od pozostałych- Wiedziałam, że kiedyś taka sytuacja nadejdzie.- Uśmiechnęłam się z nieukrytą satysfakcją i chwyciłam za klamkę. Drzwi stały bardzo długo nie naoliwione, dlatego skrzypiały niemiłosiernie. Kiedy już otworzyłam je, szybko weszliśmy do czarnej przestrzeni, zatrzaskując drzwi. Kilka sekund później usłyszeliśmy kroki. Mieliśmy szczęście, ale ciągle znajdowaliśmy się na terenie mojego domu.
-Nie rozumiem czegoś- Dlaczego nie pojechali pierw do Warszawy? Mogliby...
-Czekaj. Albo się rozdzielili, albo uważali, że Feliks nie byłby takim zadupczonym samobójcą i nie pojechał do siebie.- Odopowiedziałam trzymając kurczowo ręki chłopaka. Czułam bijące od niego ciepło, dzięki któremu trochę się uspokoiłam. Biegliśmy przed siebie tak szybko, jak tylko się dało. Egipskie ciemności opanowały nas całkowicie. Było tam trochę zimno, żaden zapach nie roznosił się po tunelu. W powietrzu była tylko wyczuwalna nasza adrenalina i niepewność. Po kilku minutach zwolniliśmy trochę. Na samym końcu korytarza znajdują się schody, które prowadzą do siodlarni. Mogłabym sobie rękę oddać, że nikogo tam nie zastaniemy. Na całe szczęście moje przypuszczenia się sprawdziły. Wparowaliśmy do pomieszczenia jak poparzeni nie czekając co zrobi los. Było trochę niebezpiecznie. Pomieszczenie mogłoby pomieścić jakieś 4 osoby, nie więcej. Obok włazu na podłodze, dzięki któremu tu weszliśmy stało siedzisko. Obok, leżał stojak na ogłowia, wodze, popręgi, wędzidła itp. Wokół wisiały stojaki na siodła i czapraki.
-Weź 12 i 10, ja wezmę ogłowia.- odezwałam się po chwili, zlecając przyjacielowi wzięcie siodeł- Trzymaj- dodałam, rzucając mu czarną szatę.- Załóż to, nie mogą wiedzieć kto tu jest.
-Gdzie jedziemy?- odezwał się chłopak zakładając czarny materiał. Chwyciłam szybko za ciężki stół i przesunęłam go na właz. Jeżeli Niemcy i jego ekipa weszli za nami koryatrzem, cóż ich problem i nieszczęście.
-Wziąć Polskę, nie może być sam. Jak go znajdziemy, udamy się do Węgier.
-Myślisz, że to dobry pomysł?- wyszliśmy w pośpiechu z pomieszczenia. Stajnia była połączona z siodlarnią, dlatego wskazałam, jakiego Litwa weźmie konia. Był to wysoki, siwy ogier. Mi przypadło na wysokiego, gniadego wałacha. Nie minęło pięć minut, a my byliśmy gotowi do jazdy. Podciągnęłam tylko mojego czarne rękawiczki na dłonie i założyłam kaptur. Pierwsza wyjechałam ze stajni od razu kierując się w gęsty las. Chłopak po chwili dorównał mi, i razem łeb w łeb jechaliśmy cwałem przez martwy las, który przygotowywał się na nadchodzącą zimę.
Ostatnio wyznał mi nawet, że przeszkadzają mu moje praktycznie białe włosy i szare oczy. Prawdziwy nazista powinien mieć niebieskie niczym niebo oczy i blond włosy. Bujda! Zresztą, kto powiedział, że jestem nazistką? Splunęłam do doniczki pobliskiego kwiatka. Pluję całościowo na Niemcy i na to słowo...
-A masz jakieś inne rozwiązanie? Polska jest ranny, potrzebuje pomocy- Litwin wstał ze stołu, dotykając palących go policzków. On też nie wyglądał najlepiej.
-Myślałam wykorzystać do tego Bratysławę, ale chyba on nie powinien w to ingerować. Ledwo co zna Polskę.- odezwałam się i szybko ucichłam- Cicho!- nasłuchiwaliśmy. Kilka mocnych kroków wystarczyło mi, abym miała pewność, że nadchodzi niebezpieczeństwo.- Idą, choć szybko za mną- złapałam przyjaciela za rękę i ile miałam sił w nogach ruszyłam w stronę długiego korytarza. Minęłam pierwszy zakręt i weszliśmy w drewniane drzwi. Łapiąc nerwowo powietrze udaliśmy się do piwnicy.- Tu jesteśmy bezpieczni- zamknęłam cicho drzwi za Litwą i zeszłam sporymi schodami w dół. Wszędzie było ciemno, a kurz nie odstępywał nas na krok. Jak ja już tu dawno nie byłam...
-Porąbało cię!
-Zamknij się, usłyszą nas- zakryłam rękę chłopakowi. Kiedy zauważyłam, że napięcie z jego oczu znika, opuściłam rękę.
-Mogliśmy uciec przez okno.
-Jest prawdopodobieństwo, że zostalibyśmy usłyszeni albo zauważeni- podeszłam dwa kroki bliżej do dużego regału pełnego powieść znanych polskich autorów. Kiedy miałam kilkanaście lat, udawaliśmy się wraz z Polską na polany i razem zatapialiśmy się w powieściach.
-A tutaj niby nie?
-Nie, patrz- przesunęłam półkę tak bezszelestnie jak tylko się dało.- Przed nami wyrosły drzwi, niczym nie różniące się od pozostałych- Wiedziałam, że kiedyś taka sytuacja nadejdzie.- Uśmiechnęłam się z nieukrytą satysfakcją i chwyciłam za klamkę. Drzwi stały bardzo długo nie naoliwione, dlatego skrzypiały niemiłosiernie. Kiedy już otworzyłam je, szybko weszliśmy do czarnej przestrzeni, zatrzaskując drzwi. Kilka sekund później usłyszeliśmy kroki. Mieliśmy szczęście, ale ciągle znajdowaliśmy się na terenie mojego domu.
-Nie rozumiem czegoś- Dlaczego nie pojechali pierw do Warszawy? Mogliby...
-Czekaj. Albo się rozdzielili, albo uważali, że Feliks nie byłby takim zadupczonym samobójcą i nie pojechał do siebie.- Odopowiedziałam trzymając kurczowo ręki chłopaka. Czułam bijące od niego ciepło, dzięki któremu trochę się uspokoiłam. Biegliśmy przed siebie tak szybko, jak tylko się dało. Egipskie ciemności opanowały nas całkowicie. Było tam trochę zimno, żaden zapach nie roznosił się po tunelu. W powietrzu była tylko wyczuwalna nasza adrenalina i niepewność. Po kilku minutach zwolniliśmy trochę. Na samym końcu korytarza znajdują się schody, które prowadzą do siodlarni. Mogłabym sobie rękę oddać, że nikogo tam nie zastaniemy. Na całe szczęście moje przypuszczenia się sprawdziły. Wparowaliśmy do pomieszczenia jak poparzeni nie czekając co zrobi los. Było trochę niebezpiecznie. Pomieszczenie mogłoby pomieścić jakieś 4 osoby, nie więcej. Obok włazu na podłodze, dzięki któremu tu weszliśmy stało siedzisko. Obok, leżał stojak na ogłowia, wodze, popręgi, wędzidła itp. Wokół wisiały stojaki na siodła i czapraki.
-Weź 12 i 10, ja wezmę ogłowia.- odezwałam się po chwili, zlecając przyjacielowi wzięcie siodeł- Trzymaj- dodałam, rzucając mu czarną szatę.- Załóż to, nie mogą wiedzieć kto tu jest.
-Gdzie jedziemy?- odezwał się chłopak zakładając czarny materiał. Chwyciłam szybko za ciężki stół i przesunęłam go na właz. Jeżeli Niemcy i jego ekipa weszli za nami koryatrzem, cóż ich problem i nieszczęście.
-Wziąć Polskę, nie może być sam. Jak go znajdziemy, udamy się do Węgier.
-Myślisz, że to dobry pomysł?- wyszliśmy w pośpiechu z pomieszczenia. Stajnia była połączona z siodlarnią, dlatego wskazałam, jakiego Litwa weźmie konia. Był to wysoki, siwy ogier. Mi przypadło na wysokiego, gniadego wałacha. Nie minęło pięć minut, a my byliśmy gotowi do jazdy. Podciągnęłam tylko mojego czarne rękawiczki na dłonie i założyłam kaptur. Pierwsza wyjechałam ze stajni od razu kierując się w gęsty las. Chłopak po chwili dorównał mi, i razem łeb w łeb jechaliśmy cwałem przez martwy las, który przygotowywał się na nadchodzącą zimę.
piątek, 12 czerwca 2015
wattpad
Hej, cześć i czołem!
Chciałam Was tylko powiadomić, że możliwe, że w przeciągu jeszcze tego tygodnia przenoszę się na wattpad. Jest wygodniejszy i można go czytać offline. Naturalnie, będę tu ciągle pisać rozdziały, jednak będą one krótkie i niedopracowane. Te dłuższe, zapięte na ostatni guzik będę właśnie pisać na wspomnianym wcześniej programie. Kiedy założę konto i napiszę pierwszy rozdział powiadomię was o tym.
A na razie ciao, idę się zabrać za kolejny rozdział ;)
Chciałam Was tylko powiadomić, że możliwe, że w przeciągu jeszcze tego tygodnia przenoszę się na wattpad. Jest wygodniejszy i można go czytać offline. Naturalnie, będę tu ciągle pisać rozdziały, jednak będą one krótkie i niedopracowane. Te dłuższe, zapięte na ostatni guzik będę właśnie pisać na wspomnianym wcześniej programie. Kiedy założę konto i napiszę pierwszy rozdział powiadomię was o tym.
A na razie ciao, idę się zabrać za kolejny rozdział ;)
Rozdział 32
-Estonia! Łotwa!- moje wołania można było usłyszeć z oddali. Bardzo mi się śpieszyło, nie mogłam tej sprawy zostawić samej.
-Panno Słowacjo, czy coś się stało?-nagle stanął przede mną mężczyzna. Troszkę wyższy ode mnie, ze smutnymi granatowymi oczami.
-Austria? Tak... Znaczy nie!- szybko się poprawiłam- Nic się nie stało, wszystko w najlepszym porządku. Bardzo cię przepraszam, muszę lecieć- rzuciłam szybko i weszłam w pierwsze lepsze drzwi. Przez chwilę czułam wzrok panicza.
-Łotwa?...- zaczęłam nawoływania. Stałam w ogromnej, żółtej sali. Po lewej stronie stało kilka sztuk drzwi prowadzących do innych pokoi. Po środku stało kilka beżowych sof i foteli. Na ścianach rozwieszone były perskie dywany i dumne portrety.- Cholera jasna!
-Wołałaś?- drzwi pod wpływem lekkiego pchnięcia otworzyły się. Dwie pary niebieskich oczu wpatrywały się we mnie bacznie.- Wiesz, gdzie Litwa?
-Właśnie ja w tej sprawie...- zaczęłam, wiedziałam jednak, że muszę się śpieszyć.- On musiał na chwilę pojechać. I Rosji też tu nie ma- dodałam błyskawicznie. Szybko napięcie Bałtyków opuściło ich ciała. Odetchnęli z błogą ulgą.- Muszę teraz do nich niezwłocznie jechać. Jakby ktoś się pytał, wyszłam na spacer, mogę na was liczyć?- skłamałam.
-Jasne...- odpowiedzieli cicho i niepewnie. Skinęłam głową w geście podziękowania i wybiegłam z posiadłości tak szybko, jak tylko się dało.
Po kilku minutach byłam już w drodze. Niestety, nie mogłam dogonić Prus, Rosji i Niemiec. Mogłam się jedynie domyślać, gdzie pojechali.
-Żeby tylko nie było za późno. Boże, spraw, abyśmy mieli czas.
Chwila. Niemcy nie jest aż taki głupi, aby uważać Polskę za takiego bezmyślnego. Oczywiście, że nie pojedzie najpierw do swojego domu.
Dom Węgierki też na pewno odpada.
Dom Litwy był za daleko.
Został tylko mój.
Usiadłam głęboko w siodle, skręcając nerwowo w lewo. Wjechałam w gęsty, iglasty las. Jako jedyna znałam drogę na skróty. Miałam szansę być szybciej od zbrodniarzy.
Droga była nierówna, wyboista i co chwilę traciłam rytm. Las już powoli opanowywała zima. Nigdzie nie było żywej duszy, nawet głośne i radosne ptaki ucichły już. Zima jest jednak moją ulubioną porą roku, ponieważ jest dużo okazji do zagrania w hokeja.
Mogłabym powiedzieć, że jestem dobra w hokeja, jak Polska w jeździectwie.
Po zachodniej i północnej stronie mojego domu ciągną się wysokie, piękne góry i porywiste rzeki, którym towarzyszy iglasty las. Po drugiej stronie rośnie spokojny, las liściasty oraz rozległe, słoneczne łąki. Często urządzałam pikniki właśnie tam wraz z Polską, Litwa, Czechami i Węgry.
Moja mała willa wybudowana jest z drewna. Jest dwupiętrowa, starannie ozdobiona. Kocham ją bardzo mocno, włożyłam w nią wiele trudu. Mieści się trochę daleko od domu Bratysławy, mojej stolicy.
Bratysława jest wysokim, niebieskookim chłopakiem o jasnej, blond czuprynie. Jest on młodszym kuzynem Warszawy, Krakowa, Gniezna i Pragi.
Nagle odgoniłam wszystkie moje wspomnienia i jak burza wjechałam na swoje terytorium. Błyskawicznie podjechałam pod ogrodzenie.
O zgrozo.
-Czemu jest tylko koń Litwy? Szlak!- warknęłam zła. Zsiadłam szybko z konia. Zdjęłam osprzęt tak szybko, jak tylko się dało. Zaprowadziłam konia na padok, sprzęt wzięłam ze sobą.
-Litwa!- krzyknęłam nawoływawczo, kiedy pchnęłam nerwowo drzwi i wparowałam do środka.
-Cholera, Słowacjo! Polska...
-Uciekł, czyżby?- jego niebieskie oczy, które lekko wychylały się zza rogu napawały strachem.
-Tak- skwitował szybko podchodząc do mnie.
-Nie dziwne, zawsze był uparty.
-Wiesz, gdzie mógł pojechać?- to pytanie bynajmniej mnie zdziwiło. Od 1385 roku, od Unii w Krewie są niczym jednością, a on nie wie gdzie taki lojalny i patriotyczny chłopak jak Polska mógł się udać.
-Jest tylko jedno miejsce, a dokładnie osoba. Warszawa...
-Panno Słowacjo, czy coś się stało?-nagle stanął przede mną mężczyzna. Troszkę wyższy ode mnie, ze smutnymi granatowymi oczami.
-Austria? Tak... Znaczy nie!- szybko się poprawiłam- Nic się nie stało, wszystko w najlepszym porządku. Bardzo cię przepraszam, muszę lecieć- rzuciłam szybko i weszłam w pierwsze lepsze drzwi. Przez chwilę czułam wzrok panicza.
-Łotwa?...- zaczęłam nawoływania. Stałam w ogromnej, żółtej sali. Po lewej stronie stało kilka sztuk drzwi prowadzących do innych pokoi. Po środku stało kilka beżowych sof i foteli. Na ścianach rozwieszone były perskie dywany i dumne portrety.- Cholera jasna!
-Wołałaś?- drzwi pod wpływem lekkiego pchnięcia otworzyły się. Dwie pary niebieskich oczu wpatrywały się we mnie bacznie.- Wiesz, gdzie Litwa?
-Właśnie ja w tej sprawie...- zaczęłam, wiedziałam jednak, że muszę się śpieszyć.- On musiał na chwilę pojechać. I Rosji też tu nie ma- dodałam błyskawicznie. Szybko napięcie Bałtyków opuściło ich ciała. Odetchnęli z błogą ulgą.- Muszę teraz do nich niezwłocznie jechać. Jakby ktoś się pytał, wyszłam na spacer, mogę na was liczyć?- skłamałam.
-Jasne...- odpowiedzieli cicho i niepewnie. Skinęłam głową w geście podziękowania i wybiegłam z posiadłości tak szybko, jak tylko się dało.
Po kilku minutach byłam już w drodze. Niestety, nie mogłam dogonić Prus, Rosji i Niemiec. Mogłam się jedynie domyślać, gdzie pojechali.
-Żeby tylko nie było za późno. Boże, spraw, abyśmy mieli czas.
Chwila. Niemcy nie jest aż taki głupi, aby uważać Polskę za takiego bezmyślnego. Oczywiście, że nie pojedzie najpierw do swojego domu.
Dom Węgierki też na pewno odpada.
Dom Litwy był za daleko.
Został tylko mój.
Usiadłam głęboko w siodle, skręcając nerwowo w lewo. Wjechałam w gęsty, iglasty las. Jako jedyna znałam drogę na skróty. Miałam szansę być szybciej od zbrodniarzy.
Droga była nierówna, wyboista i co chwilę traciłam rytm. Las już powoli opanowywała zima. Nigdzie nie było żywej duszy, nawet głośne i radosne ptaki ucichły już. Zima jest jednak moją ulubioną porą roku, ponieważ jest dużo okazji do zagrania w hokeja.
Mogłabym powiedzieć, że jestem dobra w hokeja, jak Polska w jeździectwie.
Po zachodniej i północnej stronie mojego domu ciągną się wysokie, piękne góry i porywiste rzeki, którym towarzyszy iglasty las. Po drugiej stronie rośnie spokojny, las liściasty oraz rozległe, słoneczne łąki. Często urządzałam pikniki właśnie tam wraz z Polską, Litwa, Czechami i Węgry.
Moja mała willa wybudowana jest z drewna. Jest dwupiętrowa, starannie ozdobiona. Kocham ją bardzo mocno, włożyłam w nią wiele trudu. Mieści się trochę daleko od domu Bratysławy, mojej stolicy.
Bratysława jest wysokim, niebieskookim chłopakiem o jasnej, blond czuprynie. Jest on młodszym kuzynem Warszawy, Krakowa, Gniezna i Pragi.
Nagle odgoniłam wszystkie moje wspomnienia i jak burza wjechałam na swoje terytorium. Błyskawicznie podjechałam pod ogrodzenie.
O zgrozo.
-Czemu jest tylko koń Litwy? Szlak!- warknęłam zła. Zsiadłam szybko z konia. Zdjęłam osprzęt tak szybko, jak tylko się dało. Zaprowadziłam konia na padok, sprzęt wzięłam ze sobą.
-Litwa!- krzyknęłam nawoływawczo, kiedy pchnęłam nerwowo drzwi i wparowałam do środka.
-Cholera, Słowacjo! Polska...
-Uciekł, czyżby?- jego niebieskie oczy, które lekko wychylały się zza rogu napawały strachem.
-Tak- skwitował szybko podchodząc do mnie.
-Nie dziwne, zawsze był uparty.
-Wiesz, gdzie mógł pojechać?- to pytanie bynajmniej mnie zdziwiło. Od 1385 roku, od Unii w Krewie są niczym jednością, a on nie wie gdzie taki lojalny i patriotyczny chłopak jak Polska mógł się udać.
-Jest tylko jedno miejsce, a dokładnie osoba. Warszawa...
środa, 3 czerwca 2015
Rozdział 31 Sabotaż
-Nie sądzę, aby wypalił twój pomysł- momentalnie jasne promyki nadziei w oczach przyjaciela zgasły. Otoczył się ponurą aurą, która i mnie trochę przygwoździła. Spojrzałam smutno w podłogę myśląc nad innym, radykalnym wyjściem.
-A gdyby tak upozorować sabotaż?- skręciliśmy za róg ściany ciągle skradając się do celi, gdzie był Polska. Kluczyki w mojej kieszeni ciągle wydawały z siebie metaliczny dźwięk, który doprowadzał mnie do szału. W pewnym momencie chwyciłam je i mocno ścisnęłam. Były to dwa, złote kluczyki do celi.
-Co masz dokładnie na myśli?- Litwa zaciekawił się moim pomysłem.
-Tutaj- wskazałam chłopakowi drogę, po czym kontynuowałam- Uwolniłbyś Polskę razem ze mną i uciekłbyś do mnie do domu. U ciebie i Feliksa jest zbyt niebezpiecznie. Kiedy upewnię się, że jesteście już daleko, powiem, że Polski nie ma, uciekł albo coś.
-Myślisz, że to dobry pomysł?- sceptyczne myśli Litwy nie dawały mu odwagi. Zrobiłam głęboki wydech.
-Tak- ciepło uśmiechnęłam się do kolegi, mimo, że nie miałam na to najmniejszej ochoty. Sięgnęłam do drugiej kieszeni po mały, srebrny kluczyk z małym napisem ''Home'', po czym podałam mu go.- Weźmiesz dwa konie, siwka i harflingera. Nie siodłaj ich, zbyt wiele czasu by zajęło.
-Jasne- skwitował szybko. Odwróciłam się szybko, aby sprawdzić czy ktoś za nami nie idzie. Wszystko wydawało się być za proste. Jasne ściany rozświetlały ponury korytarz. Serce z każdym nowym krokiem biło coraz mocniej.
-To tutaj- szepnęłam, kiedy stanęliśmy przed dużymi, żelaznymi drzwiami. Przełknęłam ciężko ślinę i włożyłam klucz w dużą kłódkę. Ta, opornie i z głośnym skrzypnięciem otworzyła się. Obróciłam się raz jeszcze, w stronę Litwy. Zasmuciłam się, kiedy spojrzałam w głąb jego smutnych, niebieskich, zimnych oczu.- Gotowy?
-Chyba tak...- nic już nie odpowiadając otworzyłam drzwi. Nie mogliśmy tracić ani chwili. Każda sekunda była na wagę złota.
-Polska?- szepnęłam wchodząc do środka. Litwa podążał za mną, cicho zamykając za sobą drzwi. Cela, w jakiej siedział skulony brat była bardzo mała. To było takie nie humanitarne. Ściany, szare ściany. Spływała po nich szkarłatna krew. Żadnych okien, tylko zimna, nieprzyjemna podłoga i cztery, denne ściany. Słychać było kichanie Feliksa. Jego skulona postawa przyprawiła mnie o łzy. Miał brudne, zmierzwione, blond włosy i rany. Nie podniósł na nas wzroku. Otworzyłam żelazne kraty i niepewnie stawiałam kroki w stronę chłopaka.
-Już wszystko dobrze, żyjesz?- przyklęknęłam przy nim. Był cały związany mocnymi, grubymi sznurami.
-Czego tu chcesz- ledwo co go zrozumiałam. Niespodziewanie z jego oczu poleciały łzy. Jego zielone, duże oczy nagle przeszyły mnie od środka. Całe emocje zlewały się właśnie do koloru tęczówek. Czułam, że był na mnie niewyobrażalnie zły.
-Uwolnić, a co innego mogę?- wraz z Litwą wzięliśmy się za energiczne rozwiązywanie sznurów.
-I tak cię nienawidzę- odchrząknął po chwili spluwając krwią.
-Z wzajemnością, bracie- uśmiechnęłam się do niego z dozą chamskości. Jeden węzeł poszedł. Drugi, trzeci...
Niemcy nie umie wiązać żadnych porządnych sznurów. Ciota.
Wtem, Polska stanął na równe nogi. Dumny, dorosły, taki jest mój brat. Chociaż czasem zachowuje się dziewczęco i podkrada mi sukienki.
-Nie popisuj się, tylko uciekajcie- syknęłam do nich zrywając się z miejsca. Chłopcy poszli w ślad za mną. Cicho otworzyłam drzwi i rozglądnęłam się. Czysto.- Dobra, Litwa, wiesz co robić. Szybko, biegnijcie ja resztą się zajmę.
-Dzięki, siora...- usłyszałam cichy, niechętny szept Feliksa. Podniosłam szybko rękę na znak pożegnania. Nim zdążyłam ogarnąć, co się dzieje wokół mnie, uciekli mi z pola widzenia.
Weszłam do celi i rozglądnęłam się. Nie było tu ani ciepło ani przyjemnie. Mosiężne drzwi prowadziły do średniego wielkością pokoju z drewnianym biurkiem. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do mebla. Sterta niewypełnionych papierów niedbale porozrzucana była wokół biurka. Podniosłam jeden. Był napisany po niemiecku, języku, który nigdy mi się nie podobał. Niemcy ciągle mi powtarza, abym zaczęła się go uczyć. Nie potrafię jednak nigdy się za to wziąć, jest za trudny.
Przed biurkiem mieściły się dwa, malutkie pokoje. Obydwa posiadały grube, metalowe kraty i grubą kłódkę. Pierwsza cela była obskurna, zakrwawiona i pełna sznurów. Druga, była tych samych rozmiarów, ale czysta i pusta.
Minuty mijały jak godziny. Siedziałam na miękkim krześle przed pokoikami. Ciężką głowę opierałam na ręce, prawie zasypiałam. Czekałam na idealny moment, aby dokończyć rozpoczęty sabotaż.
-Sądzę, że już są w bezpiecznej odległości- zerwałam się nagle z krzesła i podeszłam na drzwi. Odwróciłam się raz jeszcze do dawnego pomieszczenia, gdzie przetrzymywali Feliksa. Spojrzałam ku sobie i wpadłam na lepszy pomysł. Otworzyłam szybko pokój i wbrew mojej woli i obrzydzeniu wzięłam krew do rąk. Była jeszcze ciepła. Ubrudziłam twarz i mundur nią. Następnie ubranie podarłam, abym wyglądała jakbym wracała z bijatyki. Odczepiłam sznur z jednej strony i zamoczyłam go w kałuży. Brudnymi rękami rozwaliłam elegancko ułożone włosy i jak burza wybiegłam, pchając z całą mocą ciężkie drzwi. Po tym pobiegłam przed siebie.
-Ludwig!- mój głos zdawał się rozbrzmiewać po wszystkich pokojach i korytarzach. Czułam, jak mój oddech staje się bardziej płytki i nierówny. Lekcje aktorstwa może nie pójdą na marne.
-Ej, ej co jest!- blondyn wychylił się zza białych jak śnieg drzwi. Chyba przeszkodziłam mu w czymś ważnym, ponieważ jego oczy miały w sobie ogromnie duże pokłady złości. Przeczesał włosy do tyłu ciągle wbijając na mnie wzrok.
-Polska uciekł- spróbowałam zagrać przerażenie jak najbardziej tylko potrafiłam. Na siłę kilka łez spłynęło mi ciężko po policzku.
-Jak to- wkurzył się jeszcze bardziej. Państwo, młodsze ode mnie, ale stanowczo wyższe podeszło do mnie. Byliśmy tak blisko, że czułam jego zimny oddech na twarzy.
-Normalnie, próbowałam do tego nie dopuścić, ale był silniejszy i szybszy- chwyciłam za sznur i niedbale przerzuciłam go za ramię.
-Dobra, zostań tu z Bałtykami. Ja, Prusy i Rosja pojedziemy i ogarniemy sprawę.- Czułam, jak przeszywa mnie ból w brzuchu. Bałam się, że plan nie wypali.
-Jasne- powiedziałam szybko i odeszłam. Po drodze słyszałam tylko krzyk Niemiec skierowany do Prus i Rosji. Następnie ciężkie kroki rozbrzmiały po korytarzu, a następnie mocne i nerwowe trzaśnięcie drzwiami. Później była tylko piszcząca w uszy cisza.
-A gdyby tak upozorować sabotaż?- skręciliśmy za róg ściany ciągle skradając się do celi, gdzie był Polska. Kluczyki w mojej kieszeni ciągle wydawały z siebie metaliczny dźwięk, który doprowadzał mnie do szału. W pewnym momencie chwyciłam je i mocno ścisnęłam. Były to dwa, złote kluczyki do celi.
-Co masz dokładnie na myśli?- Litwa zaciekawił się moim pomysłem.
-Tutaj- wskazałam chłopakowi drogę, po czym kontynuowałam- Uwolniłbyś Polskę razem ze mną i uciekłbyś do mnie do domu. U ciebie i Feliksa jest zbyt niebezpiecznie. Kiedy upewnię się, że jesteście już daleko, powiem, że Polski nie ma, uciekł albo coś.
-Myślisz, że to dobry pomysł?- sceptyczne myśli Litwy nie dawały mu odwagi. Zrobiłam głęboki wydech.
-Tak- ciepło uśmiechnęłam się do kolegi, mimo, że nie miałam na to najmniejszej ochoty. Sięgnęłam do drugiej kieszeni po mały, srebrny kluczyk z małym napisem ''Home'', po czym podałam mu go.- Weźmiesz dwa konie, siwka i harflingera. Nie siodłaj ich, zbyt wiele czasu by zajęło.
-Jasne- skwitował szybko. Odwróciłam się szybko, aby sprawdzić czy ktoś za nami nie idzie. Wszystko wydawało się być za proste. Jasne ściany rozświetlały ponury korytarz. Serce z każdym nowym krokiem biło coraz mocniej.
-To tutaj- szepnęłam, kiedy stanęliśmy przed dużymi, żelaznymi drzwiami. Przełknęłam ciężko ślinę i włożyłam klucz w dużą kłódkę. Ta, opornie i z głośnym skrzypnięciem otworzyła się. Obróciłam się raz jeszcze, w stronę Litwy. Zasmuciłam się, kiedy spojrzałam w głąb jego smutnych, niebieskich, zimnych oczu.- Gotowy?
-Chyba tak...- nic już nie odpowiadając otworzyłam drzwi. Nie mogliśmy tracić ani chwili. Każda sekunda była na wagę złota.
-Polska?- szepnęłam wchodząc do środka. Litwa podążał za mną, cicho zamykając za sobą drzwi. Cela, w jakiej siedział skulony brat była bardzo mała. To było takie nie humanitarne. Ściany, szare ściany. Spływała po nich szkarłatna krew. Żadnych okien, tylko zimna, nieprzyjemna podłoga i cztery, denne ściany. Słychać było kichanie Feliksa. Jego skulona postawa przyprawiła mnie o łzy. Miał brudne, zmierzwione, blond włosy i rany. Nie podniósł na nas wzroku. Otworzyłam żelazne kraty i niepewnie stawiałam kroki w stronę chłopaka.
-Już wszystko dobrze, żyjesz?- przyklęknęłam przy nim. Był cały związany mocnymi, grubymi sznurami.
-Czego tu chcesz- ledwo co go zrozumiałam. Niespodziewanie z jego oczu poleciały łzy. Jego zielone, duże oczy nagle przeszyły mnie od środka. Całe emocje zlewały się właśnie do koloru tęczówek. Czułam, że był na mnie niewyobrażalnie zły.
-Uwolnić, a co innego mogę?- wraz z Litwą wzięliśmy się za energiczne rozwiązywanie sznurów.
-I tak cię nienawidzę- odchrząknął po chwili spluwając krwią.
-Z wzajemnością, bracie- uśmiechnęłam się do niego z dozą chamskości. Jeden węzeł poszedł. Drugi, trzeci...
Niemcy nie umie wiązać żadnych porządnych sznurów. Ciota.
Wtem, Polska stanął na równe nogi. Dumny, dorosły, taki jest mój brat. Chociaż czasem zachowuje się dziewczęco i podkrada mi sukienki.
-Nie popisuj się, tylko uciekajcie- syknęłam do nich zrywając się z miejsca. Chłopcy poszli w ślad za mną. Cicho otworzyłam drzwi i rozglądnęłam się. Czysto.- Dobra, Litwa, wiesz co robić. Szybko, biegnijcie ja resztą się zajmę.
-Dzięki, siora...- usłyszałam cichy, niechętny szept Feliksa. Podniosłam szybko rękę na znak pożegnania. Nim zdążyłam ogarnąć, co się dzieje wokół mnie, uciekli mi z pola widzenia.
Weszłam do celi i rozglądnęłam się. Nie było tu ani ciepło ani przyjemnie. Mosiężne drzwi prowadziły do średniego wielkością pokoju z drewnianym biurkiem. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do mebla. Sterta niewypełnionych papierów niedbale porozrzucana była wokół biurka. Podniosłam jeden. Był napisany po niemiecku, języku, który nigdy mi się nie podobał. Niemcy ciągle mi powtarza, abym zaczęła się go uczyć. Nie potrafię jednak nigdy się za to wziąć, jest za trudny.
Przed biurkiem mieściły się dwa, malutkie pokoje. Obydwa posiadały grube, metalowe kraty i grubą kłódkę. Pierwsza cela była obskurna, zakrwawiona i pełna sznurów. Druga, była tych samych rozmiarów, ale czysta i pusta.
Minuty mijały jak godziny. Siedziałam na miękkim krześle przed pokoikami. Ciężką głowę opierałam na ręce, prawie zasypiałam. Czekałam na idealny moment, aby dokończyć rozpoczęty sabotaż.
-Sądzę, że już są w bezpiecznej odległości- zerwałam się nagle z krzesła i podeszłam na drzwi. Odwróciłam się raz jeszcze do dawnego pomieszczenia, gdzie przetrzymywali Feliksa. Spojrzałam ku sobie i wpadłam na lepszy pomysł. Otworzyłam szybko pokój i wbrew mojej woli i obrzydzeniu wzięłam krew do rąk. Była jeszcze ciepła. Ubrudziłam twarz i mundur nią. Następnie ubranie podarłam, abym wyglądała jakbym wracała z bijatyki. Odczepiłam sznur z jednej strony i zamoczyłam go w kałuży. Brudnymi rękami rozwaliłam elegancko ułożone włosy i jak burza wybiegłam, pchając z całą mocą ciężkie drzwi. Po tym pobiegłam przed siebie.
-Ludwig!- mój głos zdawał się rozbrzmiewać po wszystkich pokojach i korytarzach. Czułam, jak mój oddech staje się bardziej płytki i nierówny. Lekcje aktorstwa może nie pójdą na marne.
-Ej, ej co jest!- blondyn wychylił się zza białych jak śnieg drzwi. Chyba przeszkodziłam mu w czymś ważnym, ponieważ jego oczy miały w sobie ogromnie duże pokłady złości. Przeczesał włosy do tyłu ciągle wbijając na mnie wzrok.
-Polska uciekł- spróbowałam zagrać przerażenie jak najbardziej tylko potrafiłam. Na siłę kilka łez spłynęło mi ciężko po policzku.
-Jak to- wkurzył się jeszcze bardziej. Państwo, młodsze ode mnie, ale stanowczo wyższe podeszło do mnie. Byliśmy tak blisko, że czułam jego zimny oddech na twarzy.
-Normalnie, próbowałam do tego nie dopuścić, ale był silniejszy i szybszy- chwyciłam za sznur i niedbale przerzuciłam go za ramię.
-Dobra, zostań tu z Bałtykami. Ja, Prusy i Rosja pojedziemy i ogarniemy sprawę.- Czułam, jak przeszywa mnie ból w brzuchu. Bałam się, że plan nie wypali.
-Jasne- powiedziałam szybko i odeszłam. Po drodze słyszałam tylko krzyk Niemiec skierowany do Prus i Rosji. Następnie ciężkie kroki rozbrzmiały po korytarzu, a następnie mocne i nerwowe trzaśnięcie drzwiami. Później była tylko piszcząca w uszy cisza.
niedziela, 31 maja 2015
Rozdział 30
03 stycznia 1307 18:47
Drogi pamiętniku,
Zaczęło się robić naprawdę nieciekawie. Prusy coraz bardziej zachowuje się agresywnie w stosunku do Polski. Chyba coś się szykuje...
Słońce leniwie schodziło z nieba dając miejsce Księżycu. Szłam spokojnym, białym lasem. Węgry nie wie, gdzie jestem, pewnie zaraz wyruszy na poszukiwania mojej osoby. Mam to jednak gdzieś, żyję już 6 wieków, wystarczająco dużo, aby być samodzielna i odpowiedzialna. Traktuję młodszego od siebie Węgry jak brata, jednak to nie upoważnia jego do wtrącania się w moje życie. Moje długie, brązowe, skórzane kozaczki robiły stosunkowo małe ślady na białym jak chmury śniegu. Chwyciłam mocniej płaszcz idąc niestrudzenie przed siebie.
04 stycznia 1307 11:38
Nie wróciłam na noc do zamku, gdzie Węgry pewnie już obmyśla plan działania. Dopiero co wstałam, spałam na miękkim, ale i mokrym śniegu. Nie czułam zimna, a wręcz przeciwnie. Gruba narzuta dawała mi wiele ciepła. Zwinnie strzepałam ze swoich platynowych włosów płatki śniegu i wyruszyłam w tułaczkę. Wszędzie rosły ogromne, chude, gołe drzewa. Byłam w środku lasy, to było pewne. Mimo, że moja niebieska narzuta znacznie rzucała się w oczy, mogłam czuć się bezpieczna. nagle, w oddali zauważyłam małą, drewnianą chatkę. Nie myśląc ani chwili dłużej ruszyłam rozbudzona myślą o schronie.
05 stycznia 1307 22:07
Już nie było powrotu, nie wiedziałam skąd przyszłam. Do domku doszłam wczesnym porankiem, następnego dnia. Zmęczona i wycieńczona padłam tuż przed drzwiami. Po krótkiej przerwie na uspokojenie oddechu dotknęłam drzwi wejściowych. Były kruche, stare, cienkie i doszczętnie zniszczone. Nie miałam więc problemu, aby wejść do środka. Spojrzałam raz jeszcze za siebie. Biała, odprysknięta farba wtapiała się w śnieg. Okna były powybijane, a ramy pognite. Dwa, kamienne schodki prowadziły do domu. Wtem spojrzałam na drzwi smutnym wzrokiem i weszłam do środka. W pomieszczeniu panowały egipskie ciemności. Zmęczona położyłam się na podłodze i zasnęłam.
06 stycznia 1307 13:01
Po wstaniu poczułam ten ohydny odór. Nie miałam pojęcia, skąd się wydobywał, więc błyskawicznie zatkałam nos ręką. O mało co nie zwymiotowałam, jednakże po kilku minutach przyzwyczaiłam się do zapachu. Pokój był duży, a dzięki wybitym szybom w oknach, promienie słońca nie miały problemu z dostaniem się do środka. Strzępki dywanu urzędowały na brudnej, nie mytej od stuleci podłodze. Pod obskurnymi ścianami stały zjedzona przez termity półki ze starymi książkami. Podeszłam niepewnie do jednej z nich. Grzbiety były grube, zrobione z ogromną dokładnością. Wyciągnęłam jedną, a serce dziwnie zaczęło mi bić mocniej. Otworzyłam ją, studiując dokładnie każde słowo. Książka jednak napisana była w innym, niezrozumiałym dla mnie języku. Każdy wyraz zlewał się ze sobą, tworząc nieprzyjemny dla oczu zlepek.
07 stycznia 1307 14:10
Zdążyłam przeszukać cały dom w poszukiwaniu jedzenia albo picia. Nic jednak nie nadawała się do tego. Dom posiadał piwnicę, parter i strych. Zakłopotana, co mogłabym teraz począć chwyciłam za ową książkę. Bordowa, gruba oprawa zrobiona była ze skóry. Ile to już czasu minęło? Czy zdążyłam już odejść w zapomnienie? Złoty tytuł lśnił na przedniej stronie przedmiotu. Czułam się coraz gorzej, żywiłam się tylko pobliskim śniegiem. Niebieski płaszcz przybrał czarnej barwy od panującego tam kurzu i brudu. Oczy mimowolnie zamykały się. Chyba już nie miałam siły walczyć. Więc teraz umrę? Tak tutaj? Przymknęłam oczy i przytuliłam do siebie książkę.
08 stycznia 1307 09:41
A może jednak dobrym pomysłem byłoby wyjść, może dokądś dojdę? Zrezygnowana zeszłam na dół, do piwnicy. Małe okienka wpuszczały niechętnie flary styczniowego słońca. Czułam się lepiej niż dnia poprzedniego. Piwnica była duża, mieściło się tam wiele mebli, które nie nadawały się już do użytku. Pomieszczenie jednak zmieniło się, odkąd byłam tu ostatnim razem. Rozglądnęłam się, ale nie byłam w stanie określić co uległo zmianie. Może układ mebli? A może po prostu to tylko złudzenia.
-Chwila moment, czy one tu wcześniej były?- moje zdziwienie, a zarazem przerażenie osiągnęło poziom zenitu, kiedy zauważyłam dziwne drzwi. Mieściły się one na szarym końcu półek z porozbijanymi flakonami i wazonami. Adrenalina i chęć przekroczenia tych drzwi dały o sobie znać. Nim pomyślałam dwa razy, chwyciłam drewnianą klamkę. Serce skoczyło mi do gardła, jednak nie zważając na ten fakt uwagi pociągnęłam przedmiot na dół. Szybko wpuściłam i wypuściłam zimne powietrze do płuc i pchnęłam drzwi.
09 stycznia 1307 08:41
Od początku czułam, że coś jest nie tak. Moje przypuszczenia sprawdziły się. Po przeszukaniu pokoju, do którego zaprowadziły mnie drzwi doszłam do wniosku, że nie znajduję się już w tym domku, a w innej, nieznanej mi lokacji. Nie ma już powrotu, drzwi nie chcą się ponownie otworzyć. Spojrzałam za siebie. Na białej jak trup ścianie wisiał jakiś duży świstek papieru. Podeszłam nieco bliżej. Nie miałam zielonego pojęcia, co to było. Na środku było białe okienko z napisem ''maj 1226''. Pod spodem rozrysowane były liczby od jeden do trzydzieści jeden. Liczba dwadzieścia osiem była podkreślona na czerwono. Czy ja już zwariowałam?
28 maj 1226 09:56
Chwila, ktoś tu chyba idzie, muszę się chować. Panicznie rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Szafa! Stała samotnie w kącie pokoju. Była na tyle duża, że mogłam się tam ukryć. Zdążyłam w ostatniej sekundzie. Uchyliłam delikatnie drzwiczki. Widok, który ujrzałam przeraził mnie. Średniego wzrostu chłopak, ubrany w białą szatę z czarnym krzyżem szedł prosto w moją stronę. Czerwone, przeszywające oczy przyśpieszyły pracę mojego serca. W prawej ręce trzymał krwawy miecz, w lewej czyjąś odrąbaną głowę.
28 maj 1226 12:30
Stało się, znalazł mnie. Po krótkiej sekundzie wahania zerwałam się do ucieczki. Chłopak był jednak szybszy i zwinniejszy, nie miałam żadnych szans.
28 maj 1226 14:24
W brew mojej woli zamknął mnie na strychu. Boję się, co mnie czeka.
28 maj 1226 18:02
Przyszedł. Szybkim ruchem obezwładnił moje ciało zawiązując czarną opaskę na oczy. Następnie zostałam siłą sprowadzona na dół, gdzie odwiązano mnie. Pokój był mdły, kremowy, jasny i czysty. Pod ścianą stało kilku dorosłych mężczyzn ubranych identycznie. Nie wiem ile czasu mi zostało.
28 maj 1226 23:09
To już mój koniec, egzekucja się zaczęła. Przed śmiercią miałam jedną misję do wypełnienia. Pamiętnik. Pośpiesznie rzuciłam go w kąt pokoju tak, aby nikt go nie zauważył. Chyba się udało.
14 marca 1939
-Idealna! Perfekcyjna!- Gromki głos mężczyzny odbijał się echem po wielkiej, sterylnej i białej sali- Nareszcie jest!
-Jak ją nazwiemy?- przez nieszczery uśmiech wycedził drugi.
-Myślę, że Republika Słowacka będzie idealnie...
poniedziałek, 25 maja 2015
Rozdział 29 Plan
19 września 10...
Drogi pamiętniku,
Minęło już równo dwa lata odkąd dostałam się pod panowanie króla Polski. I powiem, że oddanie się było wspaniałym wyborem. Faktycznie, mam teraz ograniczone prawa i wiele obowiązków, ale przynajmniej u mojego boku stoi Feliks. Kilka lat temu straciliśmy Czechy. Mam nadzieję, że trzyma się dobrze.
-Myślisz, że to dobry pomysł?- byłam niepewna, czy pomysł Polski należy do mądrych. Podążaliśmy ciasnym, oświetlonym przez pochodnie korytarzem. Ściany zbudowane były z dziwnego, chropowatego, żółtego kamienia. Podłoga była z marmuru, zimna jak tutejsze wojny. Ogień pochodni dawał ciepło i otuchę. Sufit był wysoki, unoszony na grubych belach. Nie było żadnych okien, przez co od czasu do czasu czułam dziwny strach.
-A czemu nie? Chcesz się coś dowiedzieć o przeszłości czy nie?- Polska, który był mi równego wzrostu spoglądał na mnie z lekkim zniecierpliwieniem. Jako dziecko byłam strachliwa. Może to dlatego, że ciągle mnie podbijano i zabierano?
A może mnie grabiono, ponieważ byłam strachliwa?
Trzepnęłam tylko ręką. Chciałam jak najszybciej odgonić złe myśli. Obrazy starannie powieszone na ścianach dawały urokowi całemu surowemu pomieszczeniu. Wtem, przed nami wyrosły grube, drewniane drzwi. Spoglądnęłam do tyłu, Feliks wskazał mi ręką, abym je pchnęła. Nie chętnie i z dozą niepewności pocisnęłam je, a te głośno zaskrzypiały.
-Ej, bo jeszcze ktoś nas usłyszy!- jedenastoletni Polska tak słodko wyglądał, kiedy się wściekał. Jego zielone oczy miały coś w sobie specjalnego.
-Przyznaj się, tutaj Chrobry trzyma paluszki i chcesz abym pomogła ci je wykraść?- spojrzałam swoimi szarymi oczami w zbaraniałego brata. Po chwili zrewanżował się zawistnym spojrzeniem- Dobra, dobra. Żartowałam.- Cicho weszliśmy do środka...
***
-Niech to!- Litwa krzątał się nerwowo po pokoju. Ręce trzymał mocno zaciśnięte w pięści, jakby chciał zaraz przyłożyć Ludwigowi.- I co ja mam teraz zrobić?- Oparł się o ścianę. Zmarszczył czoło i rozglądnął się wokół. Pokój był jasny i czysty. Górna półka nad biurkiem była aż obsypana stertą posegregowanych papierów i dokumentów. Obok, leżał kalendarz, który wskazywał, że jest połowa listopada. Ale ten czas szybko mija... Jego wzrok nagle powędrował do kosza. Zmięty papier ciągle tam tkwił. No tak. Błyskawicznie wyjął go bacznie wertując mapkę.- Nic nie wymyślę, to nie ma sensu- zrezygnowany usiadł na łóżku.
-Zabijemy sukinsyna jak nic nie wyśpiewa- wtem na korytarzu rozniósł się warkot mężczyzny. Był przerażający i bardzo donośny. Można by przysiąc, że pod jego siłą poruszyły się meble oraz obrazy zawieszone na ścianach.
-Szlak!- stęknął przeraźliwie i cicho Litwa gorączkowo szukając miejsca, aby się ponownie ukryć. Nie miał zamiaru po raz drugi szamotać się, aby wcisnąć się pod łóżko dziewczyny.
-Nie, Niemcy, stój!- kobiecy i niski głos przerwał ciszę panującą na holu- Nie możesz tego zrobić.
-Znowu mi się sprzeciwiasz? Słowacjo, to na ciebie źle wpłynie...
-Pozwól mi przynajmniej z nim porozmawiać. Sam na sam.
-Masz pół godziny aby wydobyć z niego wszelakie informacje z zegarkiem w ręku. Po tym zabiję go. Śpiesz się.
-Polska?- Litwa nie ukrywał uczuć. Jemu najlepszemu przyjacielowi groziła właśnie śmierć. Kiedy tylko usłyszał, że kroki ucichły wziął błyskawicznie mapę i ostrożnie otworzył drzwi. Wychylił się nieznacznie badając sytuację. Błoga cisza urzędowała po drugiej stronie. Czuł jeszcze napięcie po krótkiej rozmowie państw. Zdawał sobie sprawę z powagi jego zadania.
-Litwa!- wyskoczyłam nagle i energicznie zza rogu. Chłopak o mało co nie wyszedł ze swojej skóry.
-Słowacja! Nie rób tak...- był na mnie zły. Dostał jednak kuksańca w ramię, a ten przewrócił oczami.
-Mało czasu. Może później się będziesz ze mną droczyć, co?- widać, że śpieszyło mu się.
-No tak, wybacz. Pozwól, że opowiem ci szybko jak sprawa wygląda- rozglądnęłam się i zeszliśmy niczym ninja na dół. Zdusiłam głos i zaczęłam szeptać do przyjaciela.
Drogi pamiętniku,
Minęło już równo dwa lata odkąd dostałam się pod panowanie króla Polski. I powiem, że oddanie się było wspaniałym wyborem. Faktycznie, mam teraz ograniczone prawa i wiele obowiązków, ale przynajmniej u mojego boku stoi Feliks. Kilka lat temu straciliśmy Czechy. Mam nadzieję, że trzyma się dobrze.
-Myślisz, że to dobry pomysł?- byłam niepewna, czy pomysł Polski należy do mądrych. Podążaliśmy ciasnym, oświetlonym przez pochodnie korytarzem. Ściany zbudowane były z dziwnego, chropowatego, żółtego kamienia. Podłoga była z marmuru, zimna jak tutejsze wojny. Ogień pochodni dawał ciepło i otuchę. Sufit był wysoki, unoszony na grubych belach. Nie było żadnych okien, przez co od czasu do czasu czułam dziwny strach.
-A czemu nie? Chcesz się coś dowiedzieć o przeszłości czy nie?- Polska, który był mi równego wzrostu spoglądał na mnie z lekkim zniecierpliwieniem. Jako dziecko byłam strachliwa. Może to dlatego, że ciągle mnie podbijano i zabierano?
A może mnie grabiono, ponieważ byłam strachliwa?
Trzepnęłam tylko ręką. Chciałam jak najszybciej odgonić złe myśli. Obrazy starannie powieszone na ścianach dawały urokowi całemu surowemu pomieszczeniu. Wtem, przed nami wyrosły grube, drewniane drzwi. Spoglądnęłam do tyłu, Feliks wskazał mi ręką, abym je pchnęła. Nie chętnie i z dozą niepewności pocisnęłam je, a te głośno zaskrzypiały.
-Ej, bo jeszcze ktoś nas usłyszy!- jedenastoletni Polska tak słodko wyglądał, kiedy się wściekał. Jego zielone oczy miały coś w sobie specjalnego.
-Przyznaj się, tutaj Chrobry trzyma paluszki i chcesz abym pomogła ci je wykraść?- spojrzałam swoimi szarymi oczami w zbaraniałego brata. Po chwili zrewanżował się zawistnym spojrzeniem- Dobra, dobra. Żartowałam.- Cicho weszliśmy do środka...
***
-Niech to!- Litwa krzątał się nerwowo po pokoju. Ręce trzymał mocno zaciśnięte w pięści, jakby chciał zaraz przyłożyć Ludwigowi.- I co ja mam teraz zrobić?- Oparł się o ścianę. Zmarszczył czoło i rozglądnął się wokół. Pokój był jasny i czysty. Górna półka nad biurkiem była aż obsypana stertą posegregowanych papierów i dokumentów. Obok, leżał kalendarz, który wskazywał, że jest połowa listopada. Ale ten czas szybko mija... Jego wzrok nagle powędrował do kosza. Zmięty papier ciągle tam tkwił. No tak. Błyskawicznie wyjął go bacznie wertując mapkę.- Nic nie wymyślę, to nie ma sensu- zrezygnowany usiadł na łóżku.
-Zabijemy sukinsyna jak nic nie wyśpiewa- wtem na korytarzu rozniósł się warkot mężczyzny. Był przerażający i bardzo donośny. Można by przysiąc, że pod jego siłą poruszyły się meble oraz obrazy zawieszone na ścianach.
-Szlak!- stęknął przeraźliwie i cicho Litwa gorączkowo szukając miejsca, aby się ponownie ukryć. Nie miał zamiaru po raz drugi szamotać się, aby wcisnąć się pod łóżko dziewczyny.
-Nie, Niemcy, stój!- kobiecy i niski głos przerwał ciszę panującą na holu- Nie możesz tego zrobić.
-Znowu mi się sprzeciwiasz? Słowacjo, to na ciebie źle wpłynie...
-Pozwól mi przynajmniej z nim porozmawiać. Sam na sam.
-Masz pół godziny aby wydobyć z niego wszelakie informacje z zegarkiem w ręku. Po tym zabiję go. Śpiesz się.
-Polska?- Litwa nie ukrywał uczuć. Jemu najlepszemu przyjacielowi groziła właśnie śmierć. Kiedy tylko usłyszał, że kroki ucichły wziął błyskawicznie mapę i ostrożnie otworzył drzwi. Wychylił się nieznacznie badając sytuację. Błoga cisza urzędowała po drugiej stronie. Czuł jeszcze napięcie po krótkiej rozmowie państw. Zdawał sobie sprawę z powagi jego zadania.
-Litwa!- wyskoczyłam nagle i energicznie zza rogu. Chłopak o mało co nie wyszedł ze swojej skóry.
-Słowacja! Nie rób tak...- był na mnie zły. Dostał jednak kuksańca w ramię, a ten przewrócił oczami.
-Mało czasu. Może później się będziesz ze mną droczyć, co?- widać, że śpieszyło mu się.
-No tak, wybacz. Pozwól, że opowiem ci szybko jak sprawa wygląda- rozglądnęłam się i zeszliśmy niczym ninja na dół. Zdusiłam głos i zaczęłam szeptać do przyjaciela.
niedziela, 24 maja 2015
Rozdział 28
-Em, hej, czy.. coś się stało?- cichy i miły głos rozniósł się po holu. Swoimi zapłakanymi, zielonymi oczyma spojrzałam na przybysza. Miał na sobie schludny, wyprasowany, zielony mundur. Jego niebieskie oczy błyszczały wyraziście, a twarz posiadała wiele troski. Chłopak pochylał się nade mną, a ja niespodziewanie uwiesiłam się na jego szyi.
-Jak dobrze, że jesteś- przytuliłam go mocno, jakbym miała go zaraz stracić. Kilka łez poleciało mi na jego zielony pagon. Litwa przyklękną odwzajemniając uścisk. W końcu puściliśmy się.
-Kiedy płaczesz twoje oczy są niemalże tak zielone jak Polski- odpowiedział po chwili chłopak wstając. Podał mi dłoń i stanęłam na równe nogi. Przetarłam wodę ręką i szybko spojrzałam na mosiężne drzwi.
-Chodź szybko- chwyciłam przyjaciela za rękę i pognałam do przodu. Chłopak rozkojarzony pobiegł za mną- On nie może nas tu widzieć.
-Kto?- Litwa nie krył zdziwienia. Po chwili zwolniliśmy chód.
-Niemcy. Musisz mi pomóc. Mi i Polsce- patrzyłam się mu w oczy. Były niepewne i przerażone. Nie miał pojęcia o co mi chodzi.
-Co...?
-Polska jest katowany przez Niemcy. Kiedy blondyn pójdzie spotkać się z Rosją będziemy musieli wykorzystać czas i uwolnić go. Proszę, nie możemy Feliksa zostawić na pastwę losu- szliśmy w stronę mojego pokoju, gdzie spokojnie mogliśmy obmyślić plan działania.
-Jakim cudem Polska jest tutaj?- szliśmy ciemnymi korytarzami. Zimne powietrze otaczało nas tworząc mroczną atmosferę. Co kilka kroków świeciła się lekko jakaś świeca, dzięki czemu nie byliśmy całkiem pochłonięci w Egipskich ciemnościach. Drzwi, jakie mijaliśmy były monotonne i ciemne. Okna pootwierane na oścież i małe.
-Nie wiem czy chcę to mówić...- trochę się zmieszałam. Wystarczająco zburzyłam już zaufanie Litwy. Wtem poczułam czyjś wzrok na sobie.- Nie Litwa, nie patrz się tam na mnie.- minuty przemieniały się w godziny. Cisza panująca między nami była nie do zniesienia. Puste ściany odbijały moje złe myśli. Chłopak już nic nie odpowiedział a jego niebieskie oczy powędrowały w podłogę.
-To tutaj- po jakiś dziesięciu minutach doszliśmy na miejsce. Posiadłość była przeogromna, a przenieść się z lewego skrzydła na prawe nie zajmuje kilku sekund. Staliśmy przed zwykłymi drzwiami. Raz jeszcze rozglądnęłam się, czy aby na pewno nikogo oprócz nas nie ma na korytarzu. Upewniwszy się, weszliśmy do środka. Wtem poczułam mocny nacisk ze strony przyjaciela. Przycisnął mnie do ściany, kurczowo trzymając za moje nadgarstki. Zimne jak Morze Północne oczy zabijały mnie. Próbowałam się wyswobodzić, jednak na marne.
-Przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć- jego cyniczny uśmieszek zapamiętam na długo. To nie był ten Litwa jakiego znałam tak długo.
-To nie w twoim stylu- wzruszyłam rękami udając obojętność. Serce jednak waliło mi jakby chciało wydostać się na zewnątrz.-Puść mnie, to nic nie da.- Szybko zerwałam się, omijając chłopaka. Stałam na przeciwko jego osoby, bacznie wpatrując się na każdy, nawet najmniejszy jego ruch.- Uspokój się, jesteś strasznie rozjuszony i nerwowy ostatnio. Czy coś się stało?- to chyba było niewłaściwe pytanie. Jego oczy momentalnie zrobiły się smutne i matowe. Podszedł do mnie dwa kroki, po czym beznamiętnie usiadł na moim łóżku.
-Rosja- skwitował szybko.
*
Drogi Boże,
Myślę... Myślę, że ludzie zapomnieli o mnie, kim powinienem być. Ja wiem to. Czasem zachowuję się dziewczęco i lubię nosić spódnice, ale widziałem rozlewy krwi tak wiele razy jako całkiem inne państwo. Czułem dumę na każdych bitwach dzięki mojemu państwu i moim ludziom. Mam nadzieję, że potomkowie moich ludzi nie ważne gdzie się urodzą, będą czuć się dumni, że ich feniks nigdy na prawdę nie umrze.
Godziny nie ubłagalnie się dłużyły. Nie miałem pojęcia kiedy to wszystko się skończy. Miałem jednak nieukrytą nadzieję, że niebawem. To wszystko doprowadza mnie już do ruiny. Te wszystkie bitwy, katowania czy rozlewy krwi. Jestem potężnym państwem, ale czasem po prostu brakuje mi siły i chęci. Siedziałem na zimnej posadzce ubrany jedynie w rozdarte spodnie od munduru i strzępki peleryny. Niemiec właśnie wyszedł, nic się jednak nie dowiedział. Będę milczeć, mimo, że to oznacza pewną śmierć z rąk blondyna. Wolę jednak umrzeć nie zdradzając sojuszników, niżeli żyć jako zdrajca.
Sojusznik... Dobre słowo, jednak mi obce. Nie posiadam ich. Francja i Anglia zaoferowali swoją daremną pomoc. Wiedziałem, że kiedyś tak się stanie.
Splunąłem brunatną substancją, która leniwie spłynęła mi po brodzie. Ile jeszcze mogę czekać?
Ile ja już tu siedzę? Czy ktoś mnie uratuje? Rzucałem niepotrzebnie tymi pytaniami o powietrze. Jasne, że nikt mnie nie uratuje. Wojny pokazują prawdziwe oblicze człowieka. Każdy myśli tylko o sobie. Przykre, ale prawdziwe. Przymknąłem lekko oczy oddając następną modlitwę Bogu.
*
-Jak długo Rosja ma tu zostać?- nie marnowałam czasu. Od razu przeszłam do rzeczy.
-A skąd ja mam to wiedzieć?- podniósł bezradnie ręce. No tak, skąd może on to wiedzieć.
-Dobrze, załóżmy, że jeszcze kilka dobrych godzin. Trzeba zorientować się, czy ktoś strzeże Polski, oraz położenie Prus. Tu przyda się Łotwa i Estonia.
-Nie pyknie, oni są z Rosją. Ktoś chyba musi zatuszować moją nieobecność, nie sądzisz?
-Jestem idiotką- złapałam się za głowę. Moje poczynania nie miały sensu.- Chyba najlepszym pomysłem było by pójść na żywioł. Co się stanie to się stanie.
-Nie przesadzaj- wstał szybko podchodząc do biurka pełnego papierów.- Może zacznijmy od podstaw. Rozrysuj mapkę korytarzy wokół pomieszczenia w którym Polska się znajduje- dobre podejście. Bez namysłu chwyciłam ołówek i wzięłam się za robotę. Litwin wpatrywał się w każdą nadaną kreskę.
-Dobra, więc sprawa wygląda następująco. Owy pokój znajduję się na przecięciu dwóch korytarzy głównych i kilku bocznych. Są jakieś drzwi w pomieszczeniu pobytu Polski?
-Nie- odpowiedziałam szybko ciągle patrząc na rozrysowaną mapę. Wtem usłyszeliśmy nadchodzące z korytarzu kroki.- Chowaj się!- nakazałam chłopakowi. Ten rozglądnął się i momentalnie wcisnął się pod łóżko. Skrzywiłam się lekko, ale błyskawicznie wrzuciłam mapę do kosza. Następnie usiadłam przy biurku, abym nie wzbudzała żadnych podejrzeń.
-Tu jesteś- drzwi uchyliły się pod sporym pchnięciem. Tak jak się spodziewałam, Niemiec wszedł do pokoju. To już stawało się nudne...- Idziesz z nami.- Wtem zza progu wychylił się Rosja. Wystraszyłam się, ale zwiesiłam nisko głowę i poszłam za nimi. Zamykając drzwi wydałam tylko cichy szept.
Wszystko teraz spoczywa w twoich rękach, uważaj na siebie.
-Jak dobrze, że jesteś- przytuliłam go mocno, jakbym miała go zaraz stracić. Kilka łez poleciało mi na jego zielony pagon. Litwa przyklękną odwzajemniając uścisk. W końcu puściliśmy się.
-Kiedy płaczesz twoje oczy są niemalże tak zielone jak Polski- odpowiedział po chwili chłopak wstając. Podał mi dłoń i stanęłam na równe nogi. Przetarłam wodę ręką i szybko spojrzałam na mosiężne drzwi.
-Chodź szybko- chwyciłam przyjaciela za rękę i pognałam do przodu. Chłopak rozkojarzony pobiegł za mną- On nie może nas tu widzieć.
-Kto?- Litwa nie krył zdziwienia. Po chwili zwolniliśmy chód.
-Niemcy. Musisz mi pomóc. Mi i Polsce- patrzyłam się mu w oczy. Były niepewne i przerażone. Nie miał pojęcia o co mi chodzi.
-Co...?
-Polska jest katowany przez Niemcy. Kiedy blondyn pójdzie spotkać się z Rosją będziemy musieli wykorzystać czas i uwolnić go. Proszę, nie możemy Feliksa zostawić na pastwę losu- szliśmy w stronę mojego pokoju, gdzie spokojnie mogliśmy obmyślić plan działania.
-Jakim cudem Polska jest tutaj?- szliśmy ciemnymi korytarzami. Zimne powietrze otaczało nas tworząc mroczną atmosferę. Co kilka kroków świeciła się lekko jakaś świeca, dzięki czemu nie byliśmy całkiem pochłonięci w Egipskich ciemnościach. Drzwi, jakie mijaliśmy były monotonne i ciemne. Okna pootwierane na oścież i małe.
-Nie wiem czy chcę to mówić...- trochę się zmieszałam. Wystarczająco zburzyłam już zaufanie Litwy. Wtem poczułam czyjś wzrok na sobie.- Nie Litwa, nie patrz się tam na mnie.- minuty przemieniały się w godziny. Cisza panująca między nami była nie do zniesienia. Puste ściany odbijały moje złe myśli. Chłopak już nic nie odpowiedział a jego niebieskie oczy powędrowały w podłogę.
-To tutaj- po jakiś dziesięciu minutach doszliśmy na miejsce. Posiadłość była przeogromna, a przenieść się z lewego skrzydła na prawe nie zajmuje kilku sekund. Staliśmy przed zwykłymi drzwiami. Raz jeszcze rozglądnęłam się, czy aby na pewno nikogo oprócz nas nie ma na korytarzu. Upewniwszy się, weszliśmy do środka. Wtem poczułam mocny nacisk ze strony przyjaciela. Przycisnął mnie do ściany, kurczowo trzymając za moje nadgarstki. Zimne jak Morze Północne oczy zabijały mnie. Próbowałam się wyswobodzić, jednak na marne.
-Przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć- jego cyniczny uśmieszek zapamiętam na długo. To nie był ten Litwa jakiego znałam tak długo.
-To nie w twoim stylu- wzruszyłam rękami udając obojętność. Serce jednak waliło mi jakby chciało wydostać się na zewnątrz.-Puść mnie, to nic nie da.- Szybko zerwałam się, omijając chłopaka. Stałam na przeciwko jego osoby, bacznie wpatrując się na każdy, nawet najmniejszy jego ruch.- Uspokój się, jesteś strasznie rozjuszony i nerwowy ostatnio. Czy coś się stało?- to chyba było niewłaściwe pytanie. Jego oczy momentalnie zrobiły się smutne i matowe. Podszedł do mnie dwa kroki, po czym beznamiętnie usiadł na moim łóżku.
-Rosja- skwitował szybko.
*
Drogi Boże,
Myślę... Myślę, że ludzie zapomnieli o mnie, kim powinienem być. Ja wiem to. Czasem zachowuję się dziewczęco i lubię nosić spódnice, ale widziałem rozlewy krwi tak wiele razy jako całkiem inne państwo. Czułem dumę na każdych bitwach dzięki mojemu państwu i moim ludziom. Mam nadzieję, że potomkowie moich ludzi nie ważne gdzie się urodzą, będą czuć się dumni, że ich feniks nigdy na prawdę nie umrze.
Godziny nie ubłagalnie się dłużyły. Nie miałem pojęcia kiedy to wszystko się skończy. Miałem jednak nieukrytą nadzieję, że niebawem. To wszystko doprowadza mnie już do ruiny. Te wszystkie bitwy, katowania czy rozlewy krwi. Jestem potężnym państwem, ale czasem po prostu brakuje mi siły i chęci. Siedziałem na zimnej posadzce ubrany jedynie w rozdarte spodnie od munduru i strzępki peleryny. Niemiec właśnie wyszedł, nic się jednak nie dowiedział. Będę milczeć, mimo, że to oznacza pewną śmierć z rąk blondyna. Wolę jednak umrzeć nie zdradzając sojuszników, niżeli żyć jako zdrajca.
Sojusznik... Dobre słowo, jednak mi obce. Nie posiadam ich. Francja i Anglia zaoferowali swoją daremną pomoc. Wiedziałem, że kiedyś tak się stanie.
Splunąłem brunatną substancją, która leniwie spłynęła mi po brodzie. Ile jeszcze mogę czekać?
Ile ja już tu siedzę? Czy ktoś mnie uratuje? Rzucałem niepotrzebnie tymi pytaniami o powietrze. Jasne, że nikt mnie nie uratuje. Wojny pokazują prawdziwe oblicze człowieka. Każdy myśli tylko o sobie. Przykre, ale prawdziwe. Przymknąłem lekko oczy oddając następną modlitwę Bogu.
*
-Jak długo Rosja ma tu zostać?- nie marnowałam czasu. Od razu przeszłam do rzeczy.
-A skąd ja mam to wiedzieć?- podniósł bezradnie ręce. No tak, skąd może on to wiedzieć.
-Dobrze, załóżmy, że jeszcze kilka dobrych godzin. Trzeba zorientować się, czy ktoś strzeże Polski, oraz położenie Prus. Tu przyda się Łotwa i Estonia.
-Nie pyknie, oni są z Rosją. Ktoś chyba musi zatuszować moją nieobecność, nie sądzisz?
-Jestem idiotką- złapałam się za głowę. Moje poczynania nie miały sensu.- Chyba najlepszym pomysłem było by pójść na żywioł. Co się stanie to się stanie.
-Nie przesadzaj- wstał szybko podchodząc do biurka pełnego papierów.- Może zacznijmy od podstaw. Rozrysuj mapkę korytarzy wokół pomieszczenia w którym Polska się znajduje- dobre podejście. Bez namysłu chwyciłam ołówek i wzięłam się za robotę. Litwin wpatrywał się w każdą nadaną kreskę.
-Dobra, więc sprawa wygląda następująco. Owy pokój znajduję się na przecięciu dwóch korytarzy głównych i kilku bocznych. Są jakieś drzwi w pomieszczeniu pobytu Polski?
-Nie- odpowiedziałam szybko ciągle patrząc na rozrysowaną mapę. Wtem usłyszeliśmy nadchodzące z korytarzu kroki.- Chowaj się!- nakazałam chłopakowi. Ten rozglądnął się i momentalnie wcisnął się pod łóżko. Skrzywiłam się lekko, ale błyskawicznie wrzuciłam mapę do kosza. Następnie usiadłam przy biurku, abym nie wzbudzała żadnych podejrzeń.
-Tu jesteś- drzwi uchyliły się pod sporym pchnięciem. Tak jak się spodziewałam, Niemiec wszedł do pokoju. To już stawało się nudne...- Idziesz z nami.- Wtem zza progu wychylił się Rosja. Wystraszyłam się, ale zwiesiłam nisko głowę i poszłam za nimi. Zamykając drzwi wydałam tylko cichy szept.
Wszystko teraz spoczywa w twoich rękach, uważaj na siebie.
sobota, 23 maja 2015
Rozdział 27 Katowanie Feliksa
-Ej, stój!- Poczułam uścisk na ramieniu. Poczułam przeszywający i nie do zniesienia ból. Upadłam na podłogę, trzymając się zakrwawionego miejsca.- Um, przepraszam- przyklęknął i pomógł mi wstać.
-Nie potrzebuję twojej pomocy- warknęłam wyrywając się z dotyku chłopaka po czym natychmiast wstałam.
-Co masz niby zamiar zrobić?- Prusak nie dawał za wygraną. Z każdym jego słowem traciłam na cierpliwości. Włożyłam ręce niedbale do koszuli ciągle idąc przed siebie szybkim krokiem.- Nic nie zrobisz, hehe!
-Śmieszny jesteś- zadrwiłam sobie z niego. Czułam, że żyłka na czole niebezpiecznie mi pulsuje- Jeżeli tylko chcę, zrobię wszystko.
-Jeżeli chce widzieć Polskę, to nie przeszkadzaj jej- Niemcy niespodziewanie zmaterializował się za mną i delikatnie dotknął moich pleców popychając do przodu- Tylko szybko, zaraz ma przyjechać Rosja, a jeszcze chciałbym coś od tego smarkacza wyciągnąć.
-Jeżeli przyjedzie Rosja, istnieje duże prawdopodobieństwo, że przywiezie ze sobą Litwę!
Kropelka nadziei przelała moje serce. To była moja wina, że uwięziono Polskę, więc muszę to naprawić. Nie chcę aby Feliks aż tak cierpiał, mimo, że staliśmy po przeciwnych stronach całego konfliktu. Wiem, że tortury i katowanie Niemiec nie jest sprawą przyjemną ani łagodną. Szliśmy w milczeniu omijając służbę, która grzecznie kłaniała się przed nami. Na ścianach porozwieszane były obrazy różnych kiełbas, co przyprawiło mnie o śmiech i wymioty.
Kto na korytarzach wiesza portrety kiełbas? Nienormalne.
Pierwszy raz je widziałam, mimo mojego dość długiego pobytu u Niemiec. Ludwig nakłaniał mnie, abym spróbowała jego Wurstów ale za każdym razem odmawiałam, ponieważ jestem wegetarianką.
-Tutaj jest. Żadnych głupich słów ani myśli o czynach już nie wspominając- otworzył przede mną wielkie, żelazne drzwi które mieściły się na końcu jednego z licznych korytarzy. Spojrzałam raz jeszcze na surową twarz blondyna i weszłam. W środku panował półmrok. Czułam tylko ohydny zapach zgnielizny i nieprzyjemną obecność Niemca. Nagle, w pokoju zapanowała jasność. Momentalnie zamknęłam oczy i zrobiłam dwa kroki do tyłu.
-Feliks?...- wycedziłam z prawie zamkniętych, czerwonych ust. Odpowiedział mi tylko zgrzyt łańcuchów. Otworzyłam powoli i niepewnie jedno oko. Siedział przywiązany do ściany. Szarość farby przyprawiła mnie o dziwną gęsią skórkę. Wokół Feliksa było dużo krwi, która podejrzanie błyszczała przy świetle lampy naftowej. Trwał w nieruchomej pozie. Oczy miał lekko przymknięte, bez wyrazu. Żywy zielony kolor zastąpiony był spłowiałym. Miał na sobie strzępki munduru, które bezwładnie trzymały się jego ramion i grubych łańcuchów na jego ciele.
-Dobra śmieciu, jesteś gotowy?- Blondyn ścisnął mocniej czarny bat i wymierzył w brata. Chłopak nie poruszył się, tylko spojrzał beznamiętnie na mnie. Plunął krwią, która od dłuższego czasu urzędowała na jego ustach. Jego obroża na szyi bardzo przypominała ta moją. Gruba, szara, lekko naciskająca na krtań. Ręce związane miał w nasiąkniętej czerwoną substancja liną. Niemiec z całe siły przyłożył palcatem w policzek chłopaka. Wywinęło by go to na drugą stronę, gdyby nie przymocowana do ściany smycz zrobiona z łańcucha. Widok był okropny, jednak teraz nie mogłam nic zrobić.- Będziesz gadał?- warknął Niemiec obniżając daszek swojej czapki. Polska ciągle wbijał wzrok we mnie. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko i nieregularnie. Na brzuchu przepasany miał brudny i stary bandaż. Do oczu napłynęły mi łzy. Stałam bezradnie wpatrując się na katowanie mojego rodzeństwa. Nie zdziwiłabym się, jakby po wojnie zrzekł się mnie, należy mi się. Jestem najgorszą siostrą.
-Chyba śnisz. Jestem Polska, niezwyciężona potęga Europy. Nie zapominaj o tym, imbecylu- odpowiedział spokojnie patrząc się równocześnie na Niemcy z lekkim obrzydzeniem i frustracją.
Nie mogłam już więcej wytrzymać i wybiegłam szybko z pomieszczenia. Będąc już na holu oparłam się o ścianę, powoli zsuwając się na dół. Rekami trzymałam twarz i dławiłam się łzami.
Another head hangs lowly,
Child is slowly taken.
And the violence caused such silence,
Who are we mistaken?
But you see, it's not me, it's not my family.
In your head, in your head they are fighting,
With their tanks and their bombs,
And their bombs and their guns.
In your head, in your head, they are crying...
In your head, in your head,
Zombie, zombie, zombie,
Hey, hey, hey. What's in your head,
In your head,
Zombie, zombie, zombie?
Hey, hey, hey, hey, oh, dou, dou, dou, dou, dou...
Another mother's breakin',
Heart is taking over.
When the vi'lence causes silence,
We must be mistaken.
It's the same old theme since nineteen-sixteen.
In your head, in your head they're still fighting,
With their tanks and their bombs,
And their bombs and their guns.
In your head, in your head, they are dying...
In your head, in your head,
Zombie, zombie, zombie,
Hey, hey, hey. What's in your head,
In your head,
Zombie, zombie, zombie?
Hey, hey, hey, hey, oh, oh, oh,
Oh, oh, oh, oh, hey, oh, ya, ya-a...
Kolejna zwieszona nisko głowa
Z dziecka powoli uchodzi życie
I przemoc wywołała taką ciszę
Kimże jesteśmy, żeby tak się mylić
Ale zrozum, to nie jestem ja, to nie jest moja rodzina
To w twojej głowie, w twojej głowie oni walczą
Ze swoimi czołgami i swoimi bombami
i swoimi bombami i swoimi działami
W twojej głowie, w twojej głowie oni płaczą
W twojej głowie x2
Zombi x3
Co jest w twojej głowie
w twojej głowie?
Zombi x3
Kolejne złamane serce matki
jest przejęte
Kiedy przemoc wywołuje ciszę
Musimy się mylić,
wciąż ten sam schemat, od 1916
W twojej głowie, w twojej głowie oni wciąż walczą
Ze swoimi czołgami i swoimi bombami
i swoimi bombami i swoimi działami
W twojej głowie, w twojej głowie oni umierają
W twojej głowie x2
Zombi x3
Co jest w twojej głowie
w twojej głowie?
Zombi x3
Hey, hey, hey, hey, oh, oh, oh,
Oh, oh, oh, oh, hey, oh, ya, ya-a...
-Nie potrzebuję twojej pomocy- warknęłam wyrywając się z dotyku chłopaka po czym natychmiast wstałam.
-Co masz niby zamiar zrobić?- Prusak nie dawał za wygraną. Z każdym jego słowem traciłam na cierpliwości. Włożyłam ręce niedbale do koszuli ciągle idąc przed siebie szybkim krokiem.- Nic nie zrobisz, hehe!
-Śmieszny jesteś- zadrwiłam sobie z niego. Czułam, że żyłka na czole niebezpiecznie mi pulsuje- Jeżeli tylko chcę, zrobię wszystko.
-Jeżeli chce widzieć Polskę, to nie przeszkadzaj jej- Niemcy niespodziewanie zmaterializował się za mną i delikatnie dotknął moich pleców popychając do przodu- Tylko szybko, zaraz ma przyjechać Rosja, a jeszcze chciałbym coś od tego smarkacza wyciągnąć.
-Jeżeli przyjedzie Rosja, istnieje duże prawdopodobieństwo, że przywiezie ze sobą Litwę!
Kropelka nadziei przelała moje serce. To była moja wina, że uwięziono Polskę, więc muszę to naprawić. Nie chcę aby Feliks aż tak cierpiał, mimo, że staliśmy po przeciwnych stronach całego konfliktu. Wiem, że tortury i katowanie Niemiec nie jest sprawą przyjemną ani łagodną. Szliśmy w milczeniu omijając służbę, która grzecznie kłaniała się przed nami. Na ścianach porozwieszane były obrazy różnych kiełbas, co przyprawiło mnie o śmiech i wymioty.
Kto na korytarzach wiesza portrety kiełbas? Nienormalne.
Pierwszy raz je widziałam, mimo mojego dość długiego pobytu u Niemiec. Ludwig nakłaniał mnie, abym spróbowała jego Wurstów ale za każdym razem odmawiałam, ponieważ jestem wegetarianką.
-Tutaj jest. Żadnych głupich słów ani myśli o czynach już nie wspominając- otworzył przede mną wielkie, żelazne drzwi które mieściły się na końcu jednego z licznych korytarzy. Spojrzałam raz jeszcze na surową twarz blondyna i weszłam. W środku panował półmrok. Czułam tylko ohydny zapach zgnielizny i nieprzyjemną obecność Niemca. Nagle, w pokoju zapanowała jasność. Momentalnie zamknęłam oczy i zrobiłam dwa kroki do tyłu.
-Feliks?...- wycedziłam z prawie zamkniętych, czerwonych ust. Odpowiedział mi tylko zgrzyt łańcuchów. Otworzyłam powoli i niepewnie jedno oko. Siedział przywiązany do ściany. Szarość farby przyprawiła mnie o dziwną gęsią skórkę. Wokół Feliksa było dużo krwi, która podejrzanie błyszczała przy świetle lampy naftowej. Trwał w nieruchomej pozie. Oczy miał lekko przymknięte, bez wyrazu. Żywy zielony kolor zastąpiony był spłowiałym. Miał na sobie strzępki munduru, które bezwładnie trzymały się jego ramion i grubych łańcuchów na jego ciele.
-Dobra śmieciu, jesteś gotowy?- Blondyn ścisnął mocniej czarny bat i wymierzył w brata. Chłopak nie poruszył się, tylko spojrzał beznamiętnie na mnie. Plunął krwią, która od dłuższego czasu urzędowała na jego ustach. Jego obroża na szyi bardzo przypominała ta moją. Gruba, szara, lekko naciskająca na krtań. Ręce związane miał w nasiąkniętej czerwoną substancja liną. Niemiec z całe siły przyłożył palcatem w policzek chłopaka. Wywinęło by go to na drugą stronę, gdyby nie przymocowana do ściany smycz zrobiona z łańcucha. Widok był okropny, jednak teraz nie mogłam nic zrobić.- Będziesz gadał?- warknął Niemiec obniżając daszek swojej czapki. Polska ciągle wbijał wzrok we mnie. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko i nieregularnie. Na brzuchu przepasany miał brudny i stary bandaż. Do oczu napłynęły mi łzy. Stałam bezradnie wpatrując się na katowanie mojego rodzeństwa. Nie zdziwiłabym się, jakby po wojnie zrzekł się mnie, należy mi się. Jestem najgorszą siostrą.
-Chyba śnisz. Jestem Polska, niezwyciężona potęga Europy. Nie zapominaj o tym, imbecylu- odpowiedział spokojnie patrząc się równocześnie na Niemcy z lekkim obrzydzeniem i frustracją.
Nie mogłam już więcej wytrzymać i wybiegłam szybko z pomieszczenia. Będąc już na holu oparłam się o ścianę, powoli zsuwając się na dół. Rekami trzymałam twarz i dławiłam się łzami.
Child is slowly taken.
And the violence caused such silence,
Who are we mistaken?
But you see, it's not me, it's not my family.
In your head, in your head they are fighting,
With their tanks and their bombs,
And their bombs and their guns.
In your head, in your head, they are crying...
In your head, in your head,
Zombie, zombie, zombie,
Hey, hey, hey. What's in your head,
In your head,
Zombie, zombie, zombie?
Hey, hey, hey, hey, oh, dou, dou, dou, dou, dou...
Another mother's breakin',
Heart is taking over.
When the vi'lence causes silence,
We must be mistaken.
It's the same old theme since nineteen-sixteen.
In your head, in your head they're still fighting,
With their tanks and their bombs,
And their bombs and their guns.
In your head, in your head, they are dying...
In your head, in your head,
Zombie, zombie, zombie,
Hey, hey, hey. What's in your head,
In your head,
Zombie, zombie, zombie?
Hey, hey, hey, hey, oh, oh, oh,
Oh, oh, oh, oh, hey, oh, ya, ya-a...
Kolejna zwieszona nisko głowa
Z dziecka powoli uchodzi życie
I przemoc wywołała taką ciszę
Kimże jesteśmy, żeby tak się mylić
Ale zrozum, to nie jestem ja, to nie jest moja rodzina
To w twojej głowie, w twojej głowie oni walczą
Ze swoimi czołgami i swoimi bombami
i swoimi bombami i swoimi działami
W twojej głowie, w twojej głowie oni płaczą
W twojej głowie x2
Zombi x3
Co jest w twojej głowie
w twojej głowie?
Zombi x3
Kolejne złamane serce matki
jest przejęte
Kiedy przemoc wywołuje ciszę
Musimy się mylić,
wciąż ten sam schemat, od 1916
W twojej głowie, w twojej głowie oni wciąż walczą
Ze swoimi czołgami i swoimi bombami
i swoimi bombami i swoimi działami
W twojej głowie, w twojej głowie oni umierają
W twojej głowie x2
Zombi x3
Co jest w twojej głowie
w twojej głowie?
Zombi x3
Hey, hey, hey, hey, oh, oh, oh,
Oh, oh, oh, oh, hey, oh, ya, ya-a...
piątek, 22 maja 2015
Rozdział 26
-Jesteś martwa- mój braciszek nie mógł się powstrzymać, i nim się zorientowałam, Polska zaatakował mnie od tyłu. Jak długa padłam na podłogę, zbierając zarazem kurz z niej. Usiadł na mnie przytrzymując mi ręce. Był silny i stanowczy. Wyrywanie się nic nie dało. Wbiłam wzrok w podłogę, czekając co nastąpi dalej.
-Czego tu chcesz?- nagle czyjś but ukazał się przed moimi oczami. Mój wzrok powędrował coraz to wyżej aż mogłam zobaczyć jego twarz. Pełną złości, zniecierpliwienia i chyba obrzydzenia.
-Spadaj, Anglio- warknęłam i w jednej sekundzie wyrwałam się z objęć Polski z dziwnie ogromną siłą. Chłopak poleciał kilka kroków dalej, a ja miałam czas aby stanąć na równe nogi. Wskoczyłam szybko na stół, omijając Norwegię, który prawie wpakował we mnie kulę od pistoletu. Następnie rozejrzałam się w ślad za drzwiami. Błyskawicznie poczułam, jak traciłam grunt pod nogami, i dziwne poczucie ciepła. Chwyciłam się za ramię.
-Przesadziłeś!- warknęłam na Polskę, który stał dumnie z bronią w ręku po drugiej stronie blatu. Niczym komar na świeżą krew rzuciłam się na Feliksa. Już miałam odwinąć jego twarz na drugą stronę, kiedy to usłyszałam trzask wyłamywanych drzwi. Niemiec i Prusy wparowali do pomieszczenia omijając biegiem państwa i ich postrzały.
-Czemu mi to robisz!- oburzył się Polska, który leżał pode mną. Trzymałam kurczowo moje ręce na jego szyi, a kolanami przytrzymywałam jego dłonie.
-Sam zacząłeś!- odpowiedziałam po czym sekundę pomyślałam. Brzmiało to jak braterska kłótnia jakie co chwilę prowadziliśmy kilka, dobrych wieków temu. Straciłam czucie w lewej ręce, mimo to wytrwale trzymałam go, patrząc się głęboko w jego oczy. Ich zieleń była czysta i jasna, przypominały mi te dawne poranne łąki.
-Tak? A co niby zrobiłem?- nie dawał za wygraną. Do oczu naleciało mi kilka łez. Przycisnęłam mocno wargi. Wtem poczułam jak ktoś przerzuca mnie przez ramię.
-Zdradziłeś- odkrzyknęłam szybko i zemdlałam. Ból z przebicia skóry był nie do zniesienia.
-Nie wierć się tak... Eh, nie wygląda to dobrze- czyjś głos mknął mi przez setki myśli. Widziałam tylko czarne tło z białą, dziwną poświatą.
-Co...?- odchrząknęłam. Otworzyłam leniwie jedno oko. Jakaś twarz wisiała przede mną.
-Leż, głupia.- poczułam zimne, kojące palce na czole. Wtem oprzytomniałam na tyle, aby otworzyć szeroko swoje szare oczy.- Co cię właściwie podkusiło, aby do nich wbić?
-Wentylacja była słabo zbudowana i załamała się pode mną- przetarłam ręką usta. Metaliczny posmak był ohydny i mdły.
-Schudnij- Prusy zaśmiał się bandażując jednocześnie ranę. Dostrzegł chyba moje złowrogie spojrzenie, ponieważ szybko się zmieszał i dodał- Przepraszam, żartuje. Chuda jesteś.- Nic już nie odpowiedziałam. Nie przeszkadzało mi nawet, że leżałam w rozpiętym i prawie rozebranym mundurze. Chłopak przyzwyczaił się chyba do tego widoku.
-Skurwysyn- krzyknął Niemcy głośno otwierając i zatrzaskując za sobą drzwi. Rzucił nerwowo czapkę na podłogę i starł pot z czoła- Twardy jest.
-Kto jest twardy?- aż podniosłam się pełna najgorszych obaw, które się potwierdziły.
-Polska- usiadł na fotelu, który mieścił się obok sofy na której leżałam. Dłońmi zakrył twarz i przeczesał włosy do tyłu.
-Gdzie on jest!- nie pozwoliłam Prusom skończyć opatrywać mi rany. Wstałam szybko zapinając bluzę mundurową. Jak burza wyszłam i pobiegłam przed siebie. Przez te tygodnie mieszkania tutaj zdążyłam zapamiętać pokoje i ich użytkowanie. Wiedziałam, a przynajmniej domyślałam się, gdzie znajduje się Polska. Kątem oka widziałam biegnącego za mną Prusy. Jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku.
-Czego tu chcesz?- nagle czyjś but ukazał się przed moimi oczami. Mój wzrok powędrował coraz to wyżej aż mogłam zobaczyć jego twarz. Pełną złości, zniecierpliwienia i chyba obrzydzenia.
-Spadaj, Anglio- warknęłam i w jednej sekundzie wyrwałam się z objęć Polski z dziwnie ogromną siłą. Chłopak poleciał kilka kroków dalej, a ja miałam czas aby stanąć na równe nogi. Wskoczyłam szybko na stół, omijając Norwegię, który prawie wpakował we mnie kulę od pistoletu. Następnie rozejrzałam się w ślad za drzwiami. Błyskawicznie poczułam, jak traciłam grunt pod nogami, i dziwne poczucie ciepła. Chwyciłam się za ramię.
-Przesadziłeś!- warknęłam na Polskę, który stał dumnie z bronią w ręku po drugiej stronie blatu. Niczym komar na świeżą krew rzuciłam się na Feliksa. Już miałam odwinąć jego twarz na drugą stronę, kiedy to usłyszałam trzask wyłamywanych drzwi. Niemiec i Prusy wparowali do pomieszczenia omijając biegiem państwa i ich postrzały.
-Czemu mi to robisz!- oburzył się Polska, który leżał pode mną. Trzymałam kurczowo moje ręce na jego szyi, a kolanami przytrzymywałam jego dłonie.
-Sam zacząłeś!- odpowiedziałam po czym sekundę pomyślałam. Brzmiało to jak braterska kłótnia jakie co chwilę prowadziliśmy kilka, dobrych wieków temu. Straciłam czucie w lewej ręce, mimo to wytrwale trzymałam go, patrząc się głęboko w jego oczy. Ich zieleń była czysta i jasna, przypominały mi te dawne poranne łąki.
-Tak? A co niby zrobiłem?- nie dawał za wygraną. Do oczu naleciało mi kilka łez. Przycisnęłam mocno wargi. Wtem poczułam jak ktoś przerzuca mnie przez ramię.
-Zdradziłeś- odkrzyknęłam szybko i zemdlałam. Ból z przebicia skóry był nie do zniesienia.
-Nie wierć się tak... Eh, nie wygląda to dobrze- czyjś głos mknął mi przez setki myśli. Widziałam tylko czarne tło z białą, dziwną poświatą.
-Co...?- odchrząknęłam. Otworzyłam leniwie jedno oko. Jakaś twarz wisiała przede mną.
-Leż, głupia.- poczułam zimne, kojące palce na czole. Wtem oprzytomniałam na tyle, aby otworzyć szeroko swoje szare oczy.- Co cię właściwie podkusiło, aby do nich wbić?
-Wentylacja była słabo zbudowana i załamała się pode mną- przetarłam ręką usta. Metaliczny posmak był ohydny i mdły.
-Schudnij- Prusy zaśmiał się bandażując jednocześnie ranę. Dostrzegł chyba moje złowrogie spojrzenie, ponieważ szybko się zmieszał i dodał- Przepraszam, żartuje. Chuda jesteś.- Nic już nie odpowiedziałam. Nie przeszkadzało mi nawet, że leżałam w rozpiętym i prawie rozebranym mundurze. Chłopak przyzwyczaił się chyba do tego widoku.
-Skurwysyn- krzyknął Niemcy głośno otwierając i zatrzaskując za sobą drzwi. Rzucił nerwowo czapkę na podłogę i starł pot z czoła- Twardy jest.
-Kto jest twardy?- aż podniosłam się pełna najgorszych obaw, które się potwierdziły.
-Polska- usiadł na fotelu, który mieścił się obok sofy na której leżałam. Dłońmi zakrył twarz i przeczesał włosy do tyłu.
-Gdzie on jest!- nie pozwoliłam Prusom skończyć opatrywać mi rany. Wstałam szybko zapinając bluzę mundurową. Jak burza wyszłam i pobiegłam przed siebie. Przez te tygodnie mieszkania tutaj zdążyłam zapamiętać pokoje i ich użytkowanie. Wiedziałam, a przynajmniej domyślałam się, gdzie znajduje się Polska. Kątem oka widziałam biegnącego za mną Prusy. Jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku.
czwartek, 21 maja 2015
Rozdział 25
Nie szczędząc sobie ani stroju, ani siebie podążałam tymi cholernymi drogami. Pajęczyny, kurz i ciemność towarzyszyły mi na każdym kroku. Pełzałam po nierównych, metalowych ścianach niczym robak. Mniej więcej wiedziałam gdzie jest cel. Im bliżej byłam końca, tym gorzej się czułam. Gorące policzki rozpalały mnie od środka, a dech zaparty był w moich płucach. Przez dłuższą chwilę nie byłam w stanie oddychać. Zaczynałam się dusić, a co z tym idzie, panikować. Szybko jednak znalazłam małe okienko, które wprowadzało świeże powietrze z holu. Zachowując ciszę, czym prędzej podczołgałam się. Dyskretnie przybliżyłam usta do otworu i zrobiłam dwa, porządne wdechy. Kiedy już oprzytomniałam, spojrzałam co znajduję się pode mną.
-Bingo!- szepnęłam, ponieważ byłam pod salą konferencyjną. Szczęście może dzisiaj zrobiło wyjątek i podało mi swoją dłoń. Skupiłam się na jednym celu- Polska. Siedział między wiecznie sprzeczającymi się Anglią a Francją. Dalej siedziała Belgia, Holandia, Kanada i Grecja. Naprzeciwko Polski siedziała zaniepokojona Czechy, którą ledwo co poznałam oraz Finlandia i Norwegia. Ameryka stał przed wielką tablicą i obmawiał coś z aliantami. Pokój był duży, przez co głosy rozchodziły się znakomicie. Na środku, tuż pode mną stał spory, kwadratowy stół. Były rozłożone na nim szklanki z wodą i sterta papierów. Pod ścianą wisiała owa tablica, a obok niej stały dwa, małe okna. Zasłonięte były szarymi firankami. Spojrzałam na Polskę- siedział wygaszony, podpierając głowę o rękę. Nie za bardzo mogłam zobaczyć jego wyraz twarzy, jednak wiedziałam, że nie był wesoły. Jego mundur był czysty, jednak w niektórych miejscach podarty. Naprzeciwko niego siedziała moja młodsza siostra. Jej gęste, brązowe loki opływały jej całą twarz. Posiadała czarny, schludny i elegancki mundur. Różnił się bardzo tym od mojego, że Czech posiadał dekolt i spódnicę. Nosiła do niego niskie trepy, oraz małą czapeczkę. W porównaniu do mojego, był skromnie ozdobiony, wręcz pusty.
-Skupcie się! Trzeba zorganizować najbliższe dni- Ameryka stuknął w stół grubą książką aż każdy podskoczył z wrażenia.- Niemcy rośnie w siłę, a my musimy coś z tym zrobić. Nie możemy pozwolić, aby państwa Osi nadal nas atakowały.
-Może zacznijmy od początku- pałeczkę przejął Anglia podchodząc do tablicy. Spojrzał na wszystkich zgromadzonych i zaczął coś rysować na tablicy. Ledwo co mogłam ujrzeć co to było. Widziałam tylko jakąś twarz, bardzo mi znajomą.- Niemcy. Jego słabe strony.
-Piwo- odezwał się Francja- Prusy, Włochy...- zaczął wymieniać, ale szybko skończył, ponieważ Anglia przytkał mu usta.
-Słabe strony, które mogły by się nam przydać na obronę przed nim, głąbie!- wycedził przez zęby wściekły Anglia.
-To nie jest w sumie taki głupi pomysł- rzekła Czechy wstając i patrząc na Francję- Gdyby tak zaatakować i wziąć w niewolę Włochy, byłby stanowczo słabszy.
-Albo Słowację- Holandia spojrzał przenikliwie na Czechy, ciągle trzymając swoją fajkę w buzi. Mimo noszenia munduru, jego szal nie odstępował go na krok. Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Wszelakie szale kojarzyły mi się tylko z jednym. Z Rosją... Nie boję się gościa, oczywiście! Tylko po prostu ten jego dziecinny, niewinny uśmieszek... ugh.
-Spadaj- odpowiedziałam cicho ciągle przysłuchując się rozmowie.
-Sprzeciw!- zabrała głos siostrzyczka- najechanie Słowacji nic by nie dało- dziwne było takie przysłuchiwanie się rozmowie, tym bardziej jeżeli temat był skierowany o tobie.
-Oczywiście, że nic by nie dało- Polska uniósł wzrok na tablicę.- Słowacja z płaczem uciekła by do tych swoich Prus- ścisnęłam mocno rękę w pieść. To nie prawda!
-Okej, czyli mamy Włochy- Anglia na chwilę zamilkł, aby napisać coś na tablicy.- Jeszcze jakiś pomysł?- Cisza. Ta głucha i obojętna cisza była jedynie odpowiedziom na jego pytanie.
-No dobrze, to teraz przejdźmy do Słowacji, jako że ona również ma spory udział- widziałam jak dwójka mojego rodzeństwa aż spięła się. Było mi trochę wstyd i smutno. Przepraszam.
-Jej południowa strona jest osłabiona, można by przejechać przez dom Węgier i stworzyć niezłą rzeź. Jedne państwo Osi będziemy mieć z głowy- Francja przeczesał palcami swoje blond falowane włosy. Nie chciałam słuchać tego więcej, same bzdury.
-Węgry też jest po stronie Niemiec, imbecylu!- Anglia chyba tracił cierpliwość.
-A kto tu siedzie? Feliks! Feliks co robi? Przyjaźni się z Elizaviettą! Co może zrobić? Sprawić, że przejedziemy na południową część Słowacji!- Bonnefoy stanowczo przesadził.
-Nie będę wykorzystywać naszej przyjaźni do najazdów- odezwał się krótko Polska. Wtem, usłyszałam ciche skrzypnięcie. Chyba coś się odkręca. Następny był trzask, a śruba wylądowała na stole Aliantów.
-Szlak!- spojrzałam wokół siebie. Nie było miejsca na odwrót, zbyt ciasno. Nim się jednak zorientowałam, było za późno. Z ogromnym trzaskiem wylądowałam wraz z długą płachtą na mebel. Spojrzałam spanikowana na wszystkich, nikt nie wiedział co się dzieje.
-Słowacja?- głos siostry wzbudzał we mnie zażenowanie. Patrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami. Jak poparzona wstałam zwinnie omijając Norwegię i Holandię. Każde państwo wstało gotowe do ataku. Nie pozwoliłam się jednak tak łatwo złapać. Nie tym razem.
-Bingo!- szepnęłam, ponieważ byłam pod salą konferencyjną. Szczęście może dzisiaj zrobiło wyjątek i podało mi swoją dłoń. Skupiłam się na jednym celu- Polska. Siedział między wiecznie sprzeczającymi się Anglią a Francją. Dalej siedziała Belgia, Holandia, Kanada i Grecja. Naprzeciwko Polski siedziała zaniepokojona Czechy, którą ledwo co poznałam oraz Finlandia i Norwegia. Ameryka stał przed wielką tablicą i obmawiał coś z aliantami. Pokój był duży, przez co głosy rozchodziły się znakomicie. Na środku, tuż pode mną stał spory, kwadratowy stół. Były rozłożone na nim szklanki z wodą i sterta papierów. Pod ścianą wisiała owa tablica, a obok niej stały dwa, małe okna. Zasłonięte były szarymi firankami. Spojrzałam na Polskę- siedział wygaszony, podpierając głowę o rękę. Nie za bardzo mogłam zobaczyć jego wyraz twarzy, jednak wiedziałam, że nie był wesoły. Jego mundur był czysty, jednak w niektórych miejscach podarty. Naprzeciwko niego siedziała moja młodsza siostra. Jej gęste, brązowe loki opływały jej całą twarz. Posiadała czarny, schludny i elegancki mundur. Różnił się bardzo tym od mojego, że Czech posiadał dekolt i spódnicę. Nosiła do niego niskie trepy, oraz małą czapeczkę. W porównaniu do mojego, był skromnie ozdobiony, wręcz pusty.
-Skupcie się! Trzeba zorganizować najbliższe dni- Ameryka stuknął w stół grubą książką aż każdy podskoczył z wrażenia.- Niemcy rośnie w siłę, a my musimy coś z tym zrobić. Nie możemy pozwolić, aby państwa Osi nadal nas atakowały.
-Może zacznijmy od początku- pałeczkę przejął Anglia podchodząc do tablicy. Spojrzał na wszystkich zgromadzonych i zaczął coś rysować na tablicy. Ledwo co mogłam ujrzeć co to było. Widziałam tylko jakąś twarz, bardzo mi znajomą.- Niemcy. Jego słabe strony.
-Piwo- odezwał się Francja- Prusy, Włochy...- zaczął wymieniać, ale szybko skończył, ponieważ Anglia przytkał mu usta.
-Słabe strony, które mogły by się nam przydać na obronę przed nim, głąbie!- wycedził przez zęby wściekły Anglia.
-To nie jest w sumie taki głupi pomysł- rzekła Czechy wstając i patrząc na Francję- Gdyby tak zaatakować i wziąć w niewolę Włochy, byłby stanowczo słabszy.
-Albo Słowację- Holandia spojrzał przenikliwie na Czechy, ciągle trzymając swoją fajkę w buzi. Mimo noszenia munduru, jego szal nie odstępował go na krok. Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Wszelakie szale kojarzyły mi się tylko z jednym. Z Rosją... Nie boję się gościa, oczywiście! Tylko po prostu ten jego dziecinny, niewinny uśmieszek... ugh.
-Spadaj- odpowiedziałam cicho ciągle przysłuchując się rozmowie.
-Sprzeciw!- zabrała głos siostrzyczka- najechanie Słowacji nic by nie dało- dziwne było takie przysłuchiwanie się rozmowie, tym bardziej jeżeli temat był skierowany o tobie.
-Oczywiście, że nic by nie dało- Polska uniósł wzrok na tablicę.- Słowacja z płaczem uciekła by do tych swoich Prus- ścisnęłam mocno rękę w pieść. To nie prawda!
-Okej, czyli mamy Włochy- Anglia na chwilę zamilkł, aby napisać coś na tablicy.- Jeszcze jakiś pomysł?- Cisza. Ta głucha i obojętna cisza była jedynie odpowiedziom na jego pytanie.
-No dobrze, to teraz przejdźmy do Słowacji, jako że ona również ma spory udział- widziałam jak dwójka mojego rodzeństwa aż spięła się. Było mi trochę wstyd i smutno. Przepraszam.
-Jej południowa strona jest osłabiona, można by przejechać przez dom Węgier i stworzyć niezłą rzeź. Jedne państwo Osi będziemy mieć z głowy- Francja przeczesał palcami swoje blond falowane włosy. Nie chciałam słuchać tego więcej, same bzdury.
-Węgry też jest po stronie Niemiec, imbecylu!- Anglia chyba tracił cierpliwość.
-A kto tu siedzie? Feliks! Feliks co robi? Przyjaźni się z Elizaviettą! Co może zrobić? Sprawić, że przejedziemy na południową część Słowacji!- Bonnefoy stanowczo przesadził.
-Nie będę wykorzystywać naszej przyjaźni do najazdów- odezwał się krótko Polska. Wtem, usłyszałam ciche skrzypnięcie. Chyba coś się odkręca. Następny był trzask, a śruba wylądowała na stole Aliantów.
-Szlak!- spojrzałam wokół siebie. Nie było miejsca na odwrót, zbyt ciasno. Nim się jednak zorientowałam, było za późno. Z ogromnym trzaskiem wylądowałam wraz z długą płachtą na mebel. Spojrzałam spanikowana na wszystkich, nikt nie wiedział co się dzieje.
-Słowacja?- głos siostry wzbudzał we mnie zażenowanie. Patrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami. Jak poparzona wstałam zwinnie omijając Norwegię i Holandię. Każde państwo wstało gotowe do ataku. Nie pozwoliłam się jednak tak łatwo złapać. Nie tym razem.
środa, 20 maja 2015
Rozdział 24
-Super!- warknęłam sama do siebie napełniona negatywnymi emocjami. Był środek nocy, a ja wraz z Węgry, Prusami i Niemcy skradałam się pod tajną salę konferencyjną Aliantów. Ubrani byliśmy w czarne, przylegające do ciała kostiumy i kominiarki. Czułam się jak bandyta, który właśnie szykuje się na napad. Zimny wiatr okładał mnie swoimi surowymi objęciami. Noc była gwieździsta, a Księżyc dumnie prezentował się na granatowym tle. Szłam obok Węgierki. Musiałam się bardzo powstrzymywać, aby jej nie przyłożyć, bowiem non stop próbowała spychać mnie na drzewa. Ręce trzymałam w kieszeni, aby chociaż trochę zniwelować zimno tej nocy. Szliśmy w milczeniu, skupieni na misji.
-Wystarczy!- wydusiłam z siebie, kiedy Elizavietta po raz kolejny zepchnęła mnie. Moje czarne rękawiczki poszły do góry, a ja przyłożyłam dziewczynie z liścia, popychając ją na ziemię. Zdezorientowana upadła, przez co miałam dodatkowe sekundy na zrobienie jej czegoś. Bez najmniejszego namysłu chwyciłam ją za brązowe kudły i pociągnęłam dwa kroki dalej, po czym mocno uderzyłam ją kamieniem. Brunetka nie była mi jednak dłużna, szybko i zwinnie chwyciła mnie za glana i popchnęła do siebie, przez co spadłam na nią. W porywie złości wbiłam jej łokieć w brzuch.
-Co robisz!- okładałyśmy się tak jeszcze kilka sekund, dopóki chłopcy nie przywołali nas do porządku.
-Ej, spokój!- odezwał się Niemcy gromiąc nas niemiłym wzrokiem. Nie zareagowałyśmy jednak na to. Miałam nareszcie okazję, aby odpłacić się Węgry za to, co robiła mi kilka wieków temu. Po kilku ciosach poczułam uścisk w pasie. Spojrzałam na siebie, Niemiec wziął mnie przez ramię.
-Puść mnie!- walnęłam dwa razy pięścią w jego plecy.
-Sobie możesz- prychnął, idąc do przodu. Po drodze wymieniłyśmy się z Węgry kilkoma przekleństwami i środkowymi palcami. Po upływie kilku minut, Niemiec przytkał mi usta jedną ręką.- Teraz zamilczcie, już jesteśmy na miejscu- położył mnie na ziemię a ja spojrzałam na niego groźnie.
-Czyli jeszcze raz, jak robimy?- zwróciła się obojętnie Węgry do Niemiec.
-Aż taka jesteś tępa suko, że nie pamiętasz?- prychnęłam, otrzepując pagon.
-Zamknijcie się!- Niemiec nie miał zamiaru nas więcej słuchać- Węgry, ty zostajesz tutaj, i pilnujesz, aby wszystko szło zgodnie z planem. Pod żadnym pozorem nie możesz pozwolić, aby ktoś nowy wjechał do budynku. To mogło by to pokrzyżować nasz zamysł- obejrzałam się. Budynek był wielki, słabo oświetlony i okazały. Posiadał dobre trzy piętra oraz strych. Prowadziła do niego duża, usypana ze żwiru dróżka. Przed wejściem znajdował się gruby mur z kutą w stali bramą. Przed nią stali dwaj ochroniarze. Na całe szczęście nie mogli nas zauważyć, ponieważ byliśmy jeszcze zasłonięci drzewami i krzewami. Obiekt miał wiele bogatych i abstrakcyjnych ozdobień, wysokich kolumn i ogromnych okien.- Ja, Prusy i Słowacja idziemy do środka. Idę pierwszy, wy osłaniacie tyły- zwrócił się do nas, po czym dodał szybko- Kto jest z nas najchudszy?
Węgry spojrzała na mnie zawistnie, Prusy również skierował na mnie wzrok. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na siebie. Moje ohydne, chude nogi przyodziane były w jeszcze bardziej wyszczuplający, czarny kostium. Mimo, że posiadam spore kobiece walory nie jestem w stanie ukryć mojej dziwnej szczupłości.
-Wspaniale! Słowacjo, wejdziesz w szyby wentylacyjne, prosto nad salę konferencyjną. Tu masz mapę, abyś się nie zgubiła. Jest zrobiona ze szwajcarską precyzją, nawet najmniejsze szczegóły są wzięte tu pod uwagę- wręczył mi średnich rozmiarów mapkę rozmieszczenia wszystkich pokoi, korytarzy i wentyli.
-A wy co będziecie robili za ten czas?- podniosłam jedną brew, a słowa wypowiedziane przeze mnie posiadały w sobie nutę irytacji.
-Pilnować, aby nikt nie skapnął się, że jesteś w szybach- wzruszył ramionami.-Każdy wie co ma robić?
-Tak- odpowiedzieliśmy i nie marnując czasu przystąpiliśmy do działania.
-Wystarczy!- wydusiłam z siebie, kiedy Elizavietta po raz kolejny zepchnęła mnie. Moje czarne rękawiczki poszły do góry, a ja przyłożyłam dziewczynie z liścia, popychając ją na ziemię. Zdezorientowana upadła, przez co miałam dodatkowe sekundy na zrobienie jej czegoś. Bez najmniejszego namysłu chwyciłam ją za brązowe kudły i pociągnęłam dwa kroki dalej, po czym mocno uderzyłam ją kamieniem. Brunetka nie była mi jednak dłużna, szybko i zwinnie chwyciła mnie za glana i popchnęła do siebie, przez co spadłam na nią. W porywie złości wbiłam jej łokieć w brzuch.
-Co robisz!- okładałyśmy się tak jeszcze kilka sekund, dopóki chłopcy nie przywołali nas do porządku.
-Ej, spokój!- odezwał się Niemcy gromiąc nas niemiłym wzrokiem. Nie zareagowałyśmy jednak na to. Miałam nareszcie okazję, aby odpłacić się Węgry za to, co robiła mi kilka wieków temu. Po kilku ciosach poczułam uścisk w pasie. Spojrzałam na siebie, Niemiec wziął mnie przez ramię.
-Puść mnie!- walnęłam dwa razy pięścią w jego plecy.
-Sobie możesz- prychnął, idąc do przodu. Po drodze wymieniłyśmy się z Węgry kilkoma przekleństwami i środkowymi palcami. Po upływie kilku minut, Niemiec przytkał mi usta jedną ręką.- Teraz zamilczcie, już jesteśmy na miejscu- położył mnie na ziemię a ja spojrzałam na niego groźnie.
-Czyli jeszcze raz, jak robimy?- zwróciła się obojętnie Węgry do Niemiec.
-Aż taka jesteś tępa suko, że nie pamiętasz?- prychnęłam, otrzepując pagon.
-Zamknijcie się!- Niemiec nie miał zamiaru nas więcej słuchać- Węgry, ty zostajesz tutaj, i pilnujesz, aby wszystko szło zgodnie z planem. Pod żadnym pozorem nie możesz pozwolić, aby ktoś nowy wjechał do budynku. To mogło by to pokrzyżować nasz zamysł- obejrzałam się. Budynek był wielki, słabo oświetlony i okazały. Posiadał dobre trzy piętra oraz strych. Prowadziła do niego duża, usypana ze żwiru dróżka. Przed wejściem znajdował się gruby mur z kutą w stali bramą. Przed nią stali dwaj ochroniarze. Na całe szczęście nie mogli nas zauważyć, ponieważ byliśmy jeszcze zasłonięci drzewami i krzewami. Obiekt miał wiele bogatych i abstrakcyjnych ozdobień, wysokich kolumn i ogromnych okien.- Ja, Prusy i Słowacja idziemy do środka. Idę pierwszy, wy osłaniacie tyły- zwrócił się do nas, po czym dodał szybko- Kto jest z nas najchudszy?
Węgry spojrzała na mnie zawistnie, Prusy również skierował na mnie wzrok. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na siebie. Moje ohydne, chude nogi przyodziane były w jeszcze bardziej wyszczuplający, czarny kostium. Mimo, że posiadam spore kobiece walory nie jestem w stanie ukryć mojej dziwnej szczupłości.
-Wspaniale! Słowacjo, wejdziesz w szyby wentylacyjne, prosto nad salę konferencyjną. Tu masz mapę, abyś się nie zgubiła. Jest zrobiona ze szwajcarską precyzją, nawet najmniejsze szczegóły są wzięte tu pod uwagę- wręczył mi średnich rozmiarów mapkę rozmieszczenia wszystkich pokoi, korytarzy i wentyli.
-A wy co będziecie robili za ten czas?- podniosłam jedną brew, a słowa wypowiedziane przeze mnie posiadały w sobie nutę irytacji.
-Pilnować, aby nikt nie skapnął się, że jesteś w szybach- wzruszył ramionami.-Każdy wie co ma robić?
-Tak- odpowiedzieliśmy i nie marnując czasu przystąpiliśmy do działania.
wtorek, 19 maja 2015
Posłuchajcie
Rozdział 23
Obok drzwi stał Niemcy, który
patrzył na mnie z góry swoimi nieznośnymi ślepiami. Chyba miał zamiar
coś mi powiedzieć, jednak nie pozwoliłam mu na to. Skinęłam głową w dół,
na znak pożegnania się i pośpiesznym krokiem skierowałam się w stronę
mojego pokoju.
Dom Niemiec to był głównie labirynt korytarzy i pomieszczeń. Łatwo było się tu zgubić, a korytarze wyglądały niemalże identycznie. Wszędzie te denne obrazy, jednakowe drzwi i nieżywe kwiaty w starych donicach. Zmęczona pokonałam następny zakręt.
-To do niczego nie prowadzi!- odwróciłam się. Teraz to już w ogóle zbaraniałam. Wpędziłam się w ślepy zaułek. Po mojej lewej stronie stało sporych rozmiarów okno. Było otwarte, a wiatr wydobywający się z niego porywał białe firanki do tańca w powietrzu. Nagle poczułam na mojej skórze nieprzyjemne dreszcze. Wtem, na korytarzu zgasiła się jedna świeca. Jak poparzona skoczyłam na drugą stronę korytarzu. Następna zgasła, po czym usłyszałam ciężkie kroki. Podbiegłam błyskawicznie do okna i spojrzałam w dół. Znajdowałam się na drugim piętrze, skoczenie z niego nie było dobrym pomysłem. Przełknęłam ślinę. Trzecia i czwarta świeca wygasła. Na korytarzu panowały egipskie ciemności. Niespodziewanie coś przytrzymało mnie i przycisnęło do ściany. Jego ciężki oddech odbijał się o mój wysoki kołnierz. Przyciskał mnie boleśnie do twardej i gładkiej powierzchni. Jedną ręką trzymał moje małe dłonie, druga zaś przyciskał mi gardło. Czułam, jak z każdą sekundą traciłam oddech. Oczy przeszkliły mi się, patrząc wprost na oprawcę.
-Będziesz posłuszna i będziesz grzecznie wykonywała wszystkie moje rozkazy- gęsia skórka zagościła na moim ciele. Jedno kolano wsunął pomiędzy moje nogi. Mój wzrok niespodziewanie powędrował na prawą stronę. Uścisk nie ustępował, a ja czułam jak nogi robią się istną watą.- Jeżeli nie, sprawię, że staniesz się jedynie częścią Węgier, a twoje ciało będzie pogrzebane w jakimś lesie tak, że nikt cię nie odnajdzie- Szarpnął niepodziewanie za srebrny sznur, uwalniając moje ręce z uścisku. Natychmiast złapałam go za wielką łapę i spróbowałam odepchnąć, jednak na marne. Był stanowczo silniejszy. Srebrny sznur ledwo co trzymał się mojego ramienia. Następnie na podłogę powędrowały dwa, tego samego koloru guziki, odsłaniając część moich piersi. W pewnej chwili nie wytrzymałam, i rzuciłam się na lewo. Żeby tylko uwolnić się od zboczeńca. Niemcy był młodszym ode mnie, zasmarkanym gówniarzem. Upadłam na podłogę z głośnym hukiem. Nagle poczułam, że siada na mnie, przytrzymując moje ręce.
-Jeszcze nie skończyłem- szepnął mi na ucho, odrzucając mój biały loczek na bok.
-Zostaw mnie- syknęłam.
-Będziesz działać po mojej stronie, albo zginiesz- Niemiec powtórzył się i wstał. Spojrzał raz jeszcze na mnie swoimi zimnymi oczami i odszedł.
Dom Niemiec to był głównie labirynt korytarzy i pomieszczeń. Łatwo było się tu zgubić, a korytarze wyglądały niemalże identycznie. Wszędzie te denne obrazy, jednakowe drzwi i nieżywe kwiaty w starych donicach. Zmęczona pokonałam następny zakręt.
-To do niczego nie prowadzi!- odwróciłam się. Teraz to już w ogóle zbaraniałam. Wpędziłam się w ślepy zaułek. Po mojej lewej stronie stało sporych rozmiarów okno. Było otwarte, a wiatr wydobywający się z niego porywał białe firanki do tańca w powietrzu. Nagle poczułam na mojej skórze nieprzyjemne dreszcze. Wtem, na korytarzu zgasiła się jedna świeca. Jak poparzona skoczyłam na drugą stronę korytarzu. Następna zgasła, po czym usłyszałam ciężkie kroki. Podbiegłam błyskawicznie do okna i spojrzałam w dół. Znajdowałam się na drugim piętrze, skoczenie z niego nie było dobrym pomysłem. Przełknęłam ślinę. Trzecia i czwarta świeca wygasła. Na korytarzu panowały egipskie ciemności. Niespodziewanie coś przytrzymało mnie i przycisnęło do ściany. Jego ciężki oddech odbijał się o mój wysoki kołnierz. Przyciskał mnie boleśnie do twardej i gładkiej powierzchni. Jedną ręką trzymał moje małe dłonie, druga zaś przyciskał mi gardło. Czułam, jak z każdą sekundą traciłam oddech. Oczy przeszkliły mi się, patrząc wprost na oprawcę.
-Będziesz posłuszna i będziesz grzecznie wykonywała wszystkie moje rozkazy- gęsia skórka zagościła na moim ciele. Jedno kolano wsunął pomiędzy moje nogi. Mój wzrok niespodziewanie powędrował na prawą stronę. Uścisk nie ustępował, a ja czułam jak nogi robią się istną watą.- Jeżeli nie, sprawię, że staniesz się jedynie częścią Węgier, a twoje ciało będzie pogrzebane w jakimś lesie tak, że nikt cię nie odnajdzie- Szarpnął niepodziewanie za srebrny sznur, uwalniając moje ręce z uścisku. Natychmiast złapałam go za wielką łapę i spróbowałam odepchnąć, jednak na marne. Był stanowczo silniejszy. Srebrny sznur ledwo co trzymał się mojego ramienia. Następnie na podłogę powędrowały dwa, tego samego koloru guziki, odsłaniając część moich piersi. W pewnej chwili nie wytrzymałam, i rzuciłam się na lewo. Żeby tylko uwolnić się od zboczeńca. Niemcy był młodszym ode mnie, zasmarkanym gówniarzem. Upadłam na podłogę z głośnym hukiem. Nagle poczułam, że siada na mnie, przytrzymując moje ręce.
-Jeszcze nie skończyłem- szepnął mi na ucho, odrzucając mój biały loczek na bok.
-Zostaw mnie- syknęłam.
-Będziesz działać po mojej stronie, albo zginiesz- Niemiec powtórzył się i wstał. Spojrzał raz jeszcze na mnie swoimi zimnymi oczami i odszedł.
poniedziałek, 18 maja 2015
Rozdział 22
-Cisza!- znowu ten przeklęty głos. Siedział obok mnie. Ubrany był w
czarny mundur, taki sam jaki miałam ja czy Prusy. Blondyn siedział
wygodnie w zielonym, obrotowym fotelu. Patrzył na zebranych ze srogą,
nieprzyjemną miną.- Musimy wreszcie coś zrobić, ciągle stoimy w
miejscu!- walnął pięścią w stół pełen kartek papieru. Spojrzałam na
Prusy. Stał przy białej tablicy, po lewej stronie przywódcy tego
spotkania. Trzymał w swojej ręce coś w rodzaju bata. Spojrzałam ku
sobie. Brązowe sztylpy dosyć mocno przymocowane były do moich nóg, przez
co prawie straciłam czucie w nich. Byłam wściekła na Niemcy,
przytargał mnie tu siłą.
-Proponuje przeszpiegi- odezwał się Austria wygodnie zasiadając na fotelu, który stał naprzeciw mnie. Poprawił swoje okulary bacznie obserwując blondyna. Ten spojrzał na papiery, niepotrzebnie leżące na blacie i odwrócił się do mnie. Stałam po drugiej stronie białej tablicy. Odwzajemniłam jego spojrzenie swoim zimnym wzrokiem. Poprawiłam swój srebrny sznur, który Niemcy też przypiął mi siłą. Jak ja go nie lubiłam...
-Dobry pomysł- wstał niespodziewanie podchodząc do wielkiego okna, które przysłonięte było żaluzją. Wyjrzał zza niej i poprawił swój Krzyż Walecznych, jaki nosił przy swojej szyi.- Potrzebujemy jednak dobrych szpiegów i niezawodnego planu.- poprawił swoją zgnito zieloną czapkę z czarnym daszkiem.
-Za dwa dni Alianci mają konferencje- rzuciła Węgry, która siedziała na drugim fotelu, zaraz obok Austrii.
-A ty niby skąd to wiesz- rzuciłam jej obojętne spojrzenie. Brunetka spojrzała na mnie pytająco, jakby nie widziała sensu zadanego przeze mnie pytania.
-Polska, proste- co za szmata. Jej zielone oczy, tak podobne do Polski wbijały się we mnie.
-Nie żyjesz- warknęłam pędem podchodząc do Węgier. Szybkim ruchem dałam jej z liścia. Cała moja siła i złość przelały się na uderzenie. Dziewczyna prawie spadła z fotelu. Trzymała się za czerwony ślad na policzku- Nigdy więcej nie waż się zdradzać mojego brata- syknęłam przez zamknięte zęby. Trzymałam kurczowo ręce w pięściach mocno przytrzymując się, abym znowu jej nie walnęła.
-Ej, uspokój się- Niemcy stanął w obronie Węgier. Złapał mnie mocno za ramię.
-A ty niby możesz go zdradzać, tak?- zatkało mnie. No tak, też racja. Nie zdążyłam jednak nic odpowiedzieć, ponieważ blondyn cofnął mnie do tyłu, sadzając na swoim krześle.
-Siedzisz tutaj, grzecznie i cicho- szepnął mi do ucha patrząc na resztę zebranych nacji. Naburmuszyłam się i skrzyżowałam ręce na piersi. Zdawałam sobie sprawę, że musiałam wyglądać jak dziecko, które nie dostało swojej upragnionej zabawki.
Podczas, kiedy pozostałe kraje dyskutowały, ja zaczęłam bawić się ołówkiem. Już to było ciekawsze, niż cała ta konferencja. Byłam bardzo zmęczona, nie spałam spokojnie od dobrych kilku miesięcy. Noce stawały się coraz dłuższe, dni krótsze i zimniejsze. Małymi kroczkami nadchodził grudzień. W pewnym momencie moje oczy mimowolnie zamknęły się, a ja osunęłam się na biurko powoli zasypiając.
-Viktoria!- mrożący krew w żyłach głos natychmiast mnie obudził. Oprzytomniałam po kilku krótkich sekundach. Wstałam i spojrzałam na Niemcy. Był wściekły i wcale tego nie ukrywał- Znowu zaspałaś.
-I tak nie mogłam się dołączyć, kazałeś mi być cicho- zdałam sobie sprawę, że posiedzenie zakończyło się. Przeciągnęłam się leniwie, co jeszcze bardziej zbulwersowało mężczyznę.
-Dobrze więc- uspokoił się na moment wstrzymując powietrze.- Prusy wytłumaczy ci już wszystko po powrocie. Owe posiedzenie na tym się kończy.- skończył, rzucając teatralnie czarne rękawice na swoje biurko. Obojętnie wstałam od biurka i wyszłam.
-Proponuje przeszpiegi- odezwał się Austria wygodnie zasiadając na fotelu, który stał naprzeciw mnie. Poprawił swoje okulary bacznie obserwując blondyna. Ten spojrzał na papiery, niepotrzebnie leżące na blacie i odwrócił się do mnie. Stałam po drugiej stronie białej tablicy. Odwzajemniłam jego spojrzenie swoim zimnym wzrokiem. Poprawiłam swój srebrny sznur, który Niemcy też przypiął mi siłą. Jak ja go nie lubiłam...
-Dobry pomysł- wstał niespodziewanie podchodząc do wielkiego okna, które przysłonięte było żaluzją. Wyjrzał zza niej i poprawił swój Krzyż Walecznych, jaki nosił przy swojej szyi.- Potrzebujemy jednak dobrych szpiegów i niezawodnego planu.- poprawił swoją zgnito zieloną czapkę z czarnym daszkiem.
-Za dwa dni Alianci mają konferencje- rzuciła Węgry, która siedziała na drugim fotelu, zaraz obok Austrii.
-A ty niby skąd to wiesz- rzuciłam jej obojętne spojrzenie. Brunetka spojrzała na mnie pytająco, jakby nie widziała sensu zadanego przeze mnie pytania.
-Polska, proste- co za szmata. Jej zielone oczy, tak podobne do Polski wbijały się we mnie.
-Nie żyjesz- warknęłam pędem podchodząc do Węgier. Szybkim ruchem dałam jej z liścia. Cała moja siła i złość przelały się na uderzenie. Dziewczyna prawie spadła z fotelu. Trzymała się za czerwony ślad na policzku- Nigdy więcej nie waż się zdradzać mojego brata- syknęłam przez zamknięte zęby. Trzymałam kurczowo ręce w pięściach mocno przytrzymując się, abym znowu jej nie walnęła.
-Ej, uspokój się- Niemcy stanął w obronie Węgier. Złapał mnie mocno za ramię.
-A ty niby możesz go zdradzać, tak?- zatkało mnie. No tak, też racja. Nie zdążyłam jednak nic odpowiedzieć, ponieważ blondyn cofnął mnie do tyłu, sadzając na swoim krześle.
-Siedzisz tutaj, grzecznie i cicho- szepnął mi do ucha patrząc na resztę zebranych nacji. Naburmuszyłam się i skrzyżowałam ręce na piersi. Zdawałam sobie sprawę, że musiałam wyglądać jak dziecko, które nie dostało swojej upragnionej zabawki.
Podczas, kiedy pozostałe kraje dyskutowały, ja zaczęłam bawić się ołówkiem. Już to było ciekawsze, niż cała ta konferencja. Byłam bardzo zmęczona, nie spałam spokojnie od dobrych kilku miesięcy. Noce stawały się coraz dłuższe, dni krótsze i zimniejsze. Małymi kroczkami nadchodził grudzień. W pewnym momencie moje oczy mimowolnie zamknęły się, a ja osunęłam się na biurko powoli zasypiając.
-Viktoria!- mrożący krew w żyłach głos natychmiast mnie obudził. Oprzytomniałam po kilku krótkich sekundach. Wstałam i spojrzałam na Niemcy. Był wściekły i wcale tego nie ukrywał- Znowu zaspałaś.
-I tak nie mogłam się dołączyć, kazałeś mi być cicho- zdałam sobie sprawę, że posiedzenie zakończyło się. Przeciągnęłam się leniwie, co jeszcze bardziej zbulwersowało mężczyznę.
-Dobrze więc- uspokoił się na moment wstrzymując powietrze.- Prusy wytłumaczy ci już wszystko po powrocie. Owe posiedzenie na tym się kończy.- skończył, rzucając teatralnie czarne rękawice na swoje biurko. Obojętnie wstałam od biurka i wyszłam.
niedziela, 17 maja 2015
Rozdział 21
Jechałam jakimś nieznanym mi lasem. Ścieżka usypana była ze złotych, czerwonych i brązowych liści. Niektóre drzewa posiadały nagie korony, przez co mogłam widzieć przepiękny krajobraz wysokich gór. Byłam gdzieś pomiędzy granicą Austrii a Szwajcarii. Powietrze było zimne i orzeźwiające. Wszędzie panował spokój i cisza. Aż trudno było uwierzyć, że te tereny należą do nadpobudliwego fanatyka broni...
Galopem omijałam wysokie świerki. Serce biło mi jak oszalałe, nareszcie czułam co to jest wolność. Szczęśliwa ścisnęłam mocniej wodze, przymknęłam oczy i odchyliłam się trochę przodu. Niespodziewanie wjechałam na rozległą, zieloną łąkę. Nagle usłyszałam strzał, poczułam przeszywający ból. Spadłam z konia. Nastała ciemność, która dłużyła się w nieskończoność.
-Słowacjo!- czyjeś krzyki zdawały się przelatywać przez moją głowę. Chciałam wstać i odpowiedzieć, ale nie mogłam. Nie czułam już nic.
-Nadal krwawi?
-Już mniej.
Chciałam otworzyć oczy, ale jakaś mokra szmata zakrywała mi je. Nie byłam w stanie poruszyć żadną kończyną, wszystko mnie bolało.
-Co... się...- wydusiłam z siebie te dwa zdania, po czym ucichłam. Ciepła ciecz gościła w moich ustach, to co powiedziałam było niezrozumiałe.
-Obudziła się.- jakiś nieznajomy głos zwrócił się do kogoś innego. Leżałam chyba na łóżku, było mi bardzo wygodnie.- Liechtenstein, przynieś proszę więcej gaz.- Usłyszałam ciche przytaknięcie a zaraz później małe kroki. Zdjęto z mojej twarzy szmatkę. Wtem, ujrzałam przed sobą schylającego się białowłosego.- Usiądź, bo ją jeszcze wystraszysz- warknął blondyn, który towarzyszył Prusom. Był niższy od mojego opiekuna o jakieś dziesięć centymetrów.
-Co się stało?- zapytałam, kiedy poczułam, że krew już spłynęła z moich ust. Oczy miałam na wpół otwarte, pełne łez. Ręce dziwnie mi drżały i za nic nie mogłam je uspokoić. Spojrzałam na siebie i natychmiast się zarumieniłam. Leżałam w towarzystwie chłopaków odziana w sam stanik. Wokół brzucha miałam zawinięty czerwony bandaż, który szczelnie zatamowywał krwawienie. Poczułam nagle czyjś zimny dotyk na skórze. Był spokojny i kojący, przez co odetchnęłam na chwilę z ulgą.
-No wypróbowywaliśmy nowe bronie...- zaczął Prusak dziwnie zmieszany. Spojrzał z lekkim wstydem na kompana i nie dokończył.
-I cię zestrzelił, przypadkiem- Szwajcaria spojrzał gniewnie na chłopaka.- Na twoje nieszczęście znalazłaś się blisko tarczy strzelniczej, a ten idiota ma zeza i strzelać nie umie. A tak w ogóle co u mnie robiłaś? Oprócz tego debila nikogo innego się nie spodziewałem.
-Chciałam Wam potowarzyszyć- powiedziałam ściskając mocno oczy. Syknęłam z bólu i kurczowo złapałam się spodni. Chyba znowu się zaczynało, mocne krwawienie z rany. W samą porę Liechtenstein przyszła z chłodną wodą i białymi materiałami. Do gardła znowu naleciała mi masa krwi. Przymknęłam oczy i niespodziewanie straciłam przytomność.
Po kilku godzinach czułam się lepiej, na tyle dobrze, że mogliśmy już wracać. Prusy kupił kilka broni, ja nareszcie zobaczyłam się ze Szwajcarią (chociaż szkoda, że w takiej scenerii). Nie byłam w stanie sama pojechać konno, ponieważ jeszcze nie miałam czucia w wielu miejscach mojego ciałą, więc Prusak wziął mnie na swojego konia i posadził na przednim łęku siodła. Jechałam z białym bandażem wokół brzucha i niezapięta bluzą od munduru. Chłopak trzymał mnie, abym nie spadła. Przed odjazdem podziękowałam za gościnę moim starym przyjaciołom. Droga zleciała bardzo wolno, mimo, że w większości niej spałam opierając się o czerwonookiego.
Galopem omijałam wysokie świerki. Serce biło mi jak oszalałe, nareszcie czułam co to jest wolność. Szczęśliwa ścisnęłam mocniej wodze, przymknęłam oczy i odchyliłam się trochę przodu. Niespodziewanie wjechałam na rozległą, zieloną łąkę. Nagle usłyszałam strzał, poczułam przeszywający ból. Spadłam z konia. Nastała ciemność, która dłużyła się w nieskończoność.
-Słowacjo!- czyjeś krzyki zdawały się przelatywać przez moją głowę. Chciałam wstać i odpowiedzieć, ale nie mogłam. Nie czułam już nic.
-Nadal krwawi?
-Już mniej.
Chciałam otworzyć oczy, ale jakaś mokra szmata zakrywała mi je. Nie byłam w stanie poruszyć żadną kończyną, wszystko mnie bolało.
-Co... się...- wydusiłam z siebie te dwa zdania, po czym ucichłam. Ciepła ciecz gościła w moich ustach, to co powiedziałam było niezrozumiałe.
-Obudziła się.- jakiś nieznajomy głos zwrócił się do kogoś innego. Leżałam chyba na łóżku, było mi bardzo wygodnie.- Liechtenstein, przynieś proszę więcej gaz.- Usłyszałam ciche przytaknięcie a zaraz później małe kroki. Zdjęto z mojej twarzy szmatkę. Wtem, ujrzałam przed sobą schylającego się białowłosego.- Usiądź, bo ją jeszcze wystraszysz- warknął blondyn, który towarzyszył Prusom. Był niższy od mojego opiekuna o jakieś dziesięć centymetrów.
-Co się stało?- zapytałam, kiedy poczułam, że krew już spłynęła z moich ust. Oczy miałam na wpół otwarte, pełne łez. Ręce dziwnie mi drżały i za nic nie mogłam je uspokoić. Spojrzałam na siebie i natychmiast się zarumieniłam. Leżałam w towarzystwie chłopaków odziana w sam stanik. Wokół brzucha miałam zawinięty czerwony bandaż, który szczelnie zatamowywał krwawienie. Poczułam nagle czyjś zimny dotyk na skórze. Był spokojny i kojący, przez co odetchnęłam na chwilę z ulgą.
-No wypróbowywaliśmy nowe bronie...- zaczął Prusak dziwnie zmieszany. Spojrzał z lekkim wstydem na kompana i nie dokończył.
-I cię zestrzelił, przypadkiem- Szwajcaria spojrzał gniewnie na chłopaka.- Na twoje nieszczęście znalazłaś się blisko tarczy strzelniczej, a ten idiota ma zeza i strzelać nie umie. A tak w ogóle co u mnie robiłaś? Oprócz tego debila nikogo innego się nie spodziewałem.
-Chciałam Wam potowarzyszyć- powiedziałam ściskając mocno oczy. Syknęłam z bólu i kurczowo złapałam się spodni. Chyba znowu się zaczynało, mocne krwawienie z rany. W samą porę Liechtenstein przyszła z chłodną wodą i białymi materiałami. Do gardła znowu naleciała mi masa krwi. Przymknęłam oczy i niespodziewanie straciłam przytomność.
Po kilku godzinach czułam się lepiej, na tyle dobrze, że mogliśmy już wracać. Prusy kupił kilka broni, ja nareszcie zobaczyłam się ze Szwajcarią (chociaż szkoda, że w takiej scenerii). Nie byłam w stanie sama pojechać konno, ponieważ jeszcze nie miałam czucia w wielu miejscach mojego ciałą, więc Prusak wziął mnie na swojego konia i posadził na przednim łęku siodła. Jechałam z białym bandażem wokół brzucha i niezapięta bluzą od munduru. Chłopak trzymał mnie, abym nie spadła. Przed odjazdem podziękowałam za gościnę moim starym przyjaciołom. Droga zleciała bardzo wolno, mimo, że w większości niej spałam opierając się o czerwonookiego.
sobota, 16 maja 2015
Rozdział 20 cz.2
W stolicy panował istny zamęt. To, co ujrzałam podczas pobytu u
Polski nie zapomnę nigdy. Nigdy też nie opowiem nikomu co widziałam tam.
To jest zbyt... bolesne.
Przemieszczałam się cicho przez opustoszałe ulice. Od czasu do czasu mogłam zauważyć niemieckie auta przed którymi musiałam i ja się kryć. Ściągnęłam kaptur, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń u mieszkańców, którzy bacznie obserwowali wszystko z okien. Odkryłam opaskę na lewej ręce. Każdy budynek był zniszczony. Brudne, szare kamienice z powybijanymi oknami wybudowane były wzdłuż długiej ulicy. Ani razu nie widziałam flagi Polski, aczkolwiek na odwrót- same swastyki. Skrzywiłam się na sam widok tych czarnych krzyży. W domu Niemiec aż roiło się od nich. Niebo było pochmurne, ale nie padało. Na ulicach nie było żywej duszy, każdy chował się przed ss-manami. Na niektórych ścianach budynków mogłam ujrzeć wyschniętą już, brunatną krew. Z oczu mimowolnie poleciało mi kilka łez. Nagle, spostrzegłam dwie postacie przechodzące przez ulicę. Była to matka z małym, może pięcioletnim dzieckiem. Kobieta trzymała je za rękę, bardzo mocno jakby bała się, że zaraz może je stracić.
-Mamusiu! Patrz! Żołnierz!- powiedziało dziecko na tyle głośno, że mogłam usłyszeć każde zdanie powiedziane słodkim, dziewczęcym głosikiem. Uśmiechnęłam się ciepło do dziecka. Mogłam ujrzeć jej niebieskie, błyszczące oczy. Wskazało na mnie palcem, upuszczając przy tym swoją szmaciana lalkę. Widząc to, dziewczynka próbowała się wyrwać, aby szybko podnieść ta lalkę- Zuziu!- krzyknęło za nią. Matka jednak nie pozwoliła się wrócić po nią. Odwróciła się i nerwowo szarpnęła dziecko, po czym przyśpieszyła kroku. Mogę powiedzieć, że zaczęła biec. Coś ją zaniepokoiło. Nie myśląc ani minuty dłużej podjechałam do zabawki i błyskawicznie zsiadłam z konia. Chwyciłam lalkę i spojrzałam na ulicę. Już ich nie było. Zniknęły, jakby wyparowały. Mój wzrok skierował się na drugą stronę.
-Szlak!- powiedziałam pośpiesznie wsiadając na zwierzę. Kilkadziesiąt metrów dalej jechał niemiecki samochód. Zauważyli moją opaskę, ponieważ zaczęli natychmiast strzelać. Popędziłam konia do szybkiego galopu, kurczowo trzymając wodze i lalkę.
Szkoda dziecka...
Zwinnie omijałam kulki od karabinów niemieckich. Nie odwracałam się, całą uwagę skupiałam na drodze. Żeby tylko uszło mi płazem! Zacisnęłam mocno wargi utrzymując się w siodle. Chwilę później hałas, jaki dobiegał z auta zamilkł. Spojrzałam w ich stronę. Chyba benzyna się skończyła. Uśmiechnęłam się do nich chamsko pokazując środkowy palec.
-Przegracie to!- wrzasnęłam i popędziłam przed siebie.
***
-Głupia Słowacja!- warknęła oburzona Węgry nerwowo chodząc od jednego końca pokoju do drugiego. Godziny dłużyły się, a Polski nadal nie było. Dziewczyna spoglądała co chwilę to na zegar leżący na komodzie, to na swojego kolegę Litwę- To wszystko jej wina! I tego podłego blondyna!- nie wytrzymała i nerwy w tamtej chwili jej puściły.
-Uspokój się- nakazał jej Litwa i wyjął z jej ręki narzędzie zbrodni, w jej przypadku patelnię- Ty też należysz do Osi, chciałbym ci przypomnieć.
-Ty też, w końcu jesteś częścią ZSRR...- odeszła od kolegi i opadła się o ladę. Przymknęła oczy i skrzyżowała ręce na piersi. Przybrała pozę cwaniaczki. Niespodziewanie, do domu wtargnął Polska, kończąc kłótnię pomiędzy państwami. Był we krwi, stały widok. Zachwiał się, jakby nie szybka interwencja Litwy upadłby na twardą podłogę.
-Wygraliśmy- uśmiechnął się a z jego ust zaczęła lecieć czerwona substancja. Jego oczy były nieobecne, prawie zamknięte. Widać, był bardzo zmęczony.
-Cicho, nic nie mów- ponaglił go Litwa bardzo delikatnie kładąc go na sofie, która mieściła się w najbliższym salonie. Kiedy Polska łapał powietrze, coś strzyknęło mu w klatce piersiowej. Zacisnął mocno oczy i wypluł następną strużkę krwi. Węgry o mało co się nie popłakała. Ścisnęła mocno rękę swojego najlepszego przyjaciela, lekko głaszcząc go po blond włosach. Litwa nie tracąc czasu pobiegł do łazienki, aby zaraz mógł wrócić z miednicą pełną zimnej wody i stosem ręczników. Odpiął po kolei wszystkie guziki w jego mundurze i podciągnął bluzę. Było trudno, ponieważ krew sprawiła, że materiał w niektórych częściach przykleił się do skóry chłopaka. Brzuch i klatka piersiowa były bardzo dobrze rozbudowane. Posiadały niestety wiele blizn i ran, które nie dawały za wygraną, powodując powolne i bolesne wykrwawianie się Polski.
-Będzie dobrze- uśmiechnęła się Węgry do swojego towarzysza patrząc mu prosto w oczy. Miał przymrużone, bez żadnego wyrazu.- Polska? Polska!- bez skutku. Nic nie odpowiadał. Jego ciało stało się natychmiast siwe, jakby trupie.
-O szlak! Feliks! Nie umieraj nam tu!- Litwa włączył się w przebudzanie Polski. Na darmo. Blondyn nie zareagował. Dziewczyna położyła bardzo ostrożnie swoją głowę na nieruchomą klatkę przyjaciela.
Nie umieraj nam tu. Nie dzisiaj, nie tutaj.
Nie teraz.
Przemieszczałam się cicho przez opustoszałe ulice. Od czasu do czasu mogłam zauważyć niemieckie auta przed którymi musiałam i ja się kryć. Ściągnęłam kaptur, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń u mieszkańców, którzy bacznie obserwowali wszystko z okien. Odkryłam opaskę na lewej ręce. Każdy budynek był zniszczony. Brudne, szare kamienice z powybijanymi oknami wybudowane były wzdłuż długiej ulicy. Ani razu nie widziałam flagi Polski, aczkolwiek na odwrót- same swastyki. Skrzywiłam się na sam widok tych czarnych krzyży. W domu Niemiec aż roiło się od nich. Niebo było pochmurne, ale nie padało. Na ulicach nie było żywej duszy, każdy chował się przed ss-manami. Na niektórych ścianach budynków mogłam ujrzeć wyschniętą już, brunatną krew. Z oczu mimowolnie poleciało mi kilka łez. Nagle, spostrzegłam dwie postacie przechodzące przez ulicę. Była to matka z małym, może pięcioletnim dzieckiem. Kobieta trzymała je za rękę, bardzo mocno jakby bała się, że zaraz może je stracić.
-Mamusiu! Patrz! Żołnierz!- powiedziało dziecko na tyle głośno, że mogłam usłyszeć każde zdanie powiedziane słodkim, dziewczęcym głosikiem. Uśmiechnęłam się ciepło do dziecka. Mogłam ujrzeć jej niebieskie, błyszczące oczy. Wskazało na mnie palcem, upuszczając przy tym swoją szmaciana lalkę. Widząc to, dziewczynka próbowała się wyrwać, aby szybko podnieść ta lalkę- Zuziu!- krzyknęło za nią. Matka jednak nie pozwoliła się wrócić po nią. Odwróciła się i nerwowo szarpnęła dziecko, po czym przyśpieszyła kroku. Mogę powiedzieć, że zaczęła biec. Coś ją zaniepokoiło. Nie myśląc ani minuty dłużej podjechałam do zabawki i błyskawicznie zsiadłam z konia. Chwyciłam lalkę i spojrzałam na ulicę. Już ich nie było. Zniknęły, jakby wyparowały. Mój wzrok skierował się na drugą stronę.
-Szlak!- powiedziałam pośpiesznie wsiadając na zwierzę. Kilkadziesiąt metrów dalej jechał niemiecki samochód. Zauważyli moją opaskę, ponieważ zaczęli natychmiast strzelać. Popędziłam konia do szybkiego galopu, kurczowo trzymając wodze i lalkę.
Szkoda dziecka...
Zwinnie omijałam kulki od karabinów niemieckich. Nie odwracałam się, całą uwagę skupiałam na drodze. Żeby tylko uszło mi płazem! Zacisnęłam mocno wargi utrzymując się w siodle. Chwilę później hałas, jaki dobiegał z auta zamilkł. Spojrzałam w ich stronę. Chyba benzyna się skończyła. Uśmiechnęłam się do nich chamsko pokazując środkowy palec.
-Przegracie to!- wrzasnęłam i popędziłam przed siebie.
***
-Głupia Słowacja!- warknęła oburzona Węgry nerwowo chodząc od jednego końca pokoju do drugiego. Godziny dłużyły się, a Polski nadal nie było. Dziewczyna spoglądała co chwilę to na zegar leżący na komodzie, to na swojego kolegę Litwę- To wszystko jej wina! I tego podłego blondyna!- nie wytrzymała i nerwy w tamtej chwili jej puściły.
-Uspokój się- nakazał jej Litwa i wyjął z jej ręki narzędzie zbrodni, w jej przypadku patelnię- Ty też należysz do Osi, chciałbym ci przypomnieć.
-Ty też, w końcu jesteś częścią ZSRR...- odeszła od kolegi i opadła się o ladę. Przymknęła oczy i skrzyżowała ręce na piersi. Przybrała pozę cwaniaczki. Niespodziewanie, do domu wtargnął Polska, kończąc kłótnię pomiędzy państwami. Był we krwi, stały widok. Zachwiał się, jakby nie szybka interwencja Litwy upadłby na twardą podłogę.
-Wygraliśmy- uśmiechnął się a z jego ust zaczęła lecieć czerwona substancja. Jego oczy były nieobecne, prawie zamknięte. Widać, był bardzo zmęczony.
-Cicho, nic nie mów- ponaglił go Litwa bardzo delikatnie kładąc go na sofie, która mieściła się w najbliższym salonie. Kiedy Polska łapał powietrze, coś strzyknęło mu w klatce piersiowej. Zacisnął mocno oczy i wypluł następną strużkę krwi. Węgry o mało co się nie popłakała. Ścisnęła mocno rękę swojego najlepszego przyjaciela, lekko głaszcząc go po blond włosach. Litwa nie tracąc czasu pobiegł do łazienki, aby zaraz mógł wrócić z miednicą pełną zimnej wody i stosem ręczników. Odpiął po kolei wszystkie guziki w jego mundurze i podciągnął bluzę. Było trudno, ponieważ krew sprawiła, że materiał w niektórych częściach przykleił się do skóry chłopaka. Brzuch i klatka piersiowa były bardzo dobrze rozbudowane. Posiadały niestety wiele blizn i ran, które nie dawały za wygraną, powodując powolne i bolesne wykrwawianie się Polski.
-Będzie dobrze- uśmiechnęła się Węgry do swojego towarzysza patrząc mu prosto w oczy. Miał przymrużone, bez żadnego wyrazu.- Polska? Polska!- bez skutku. Nic nie odpowiadał. Jego ciało stało się natychmiast siwe, jakby trupie.
-O szlak! Feliks! Nie umieraj nam tu!- Litwa włączył się w przebudzanie Polski. Na darmo. Blondyn nie zareagował. Dziewczyna położyła bardzo ostrożnie swoją głowę na nieruchomą klatkę przyjaciela.
Nie umieraj nam tu. Nie dzisiaj, nie tutaj.
Nie teraz.
piątek, 15 maja 2015
Rozdział 20 cz.1
-Słowacjo?- moje powieki muskały pierwsze promienie słońca. Jak ja
nienawidziłam poranków. Ciężko było mi wstawać. Miękka kołdra
przykrywała mnie całą. Tak wygodnie...
-Mhm...- stęknęłam jeszcze śpiąc. Nagle odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka. Białe włosy były ułożone w artystycznym nieładzie. Jego czerwone oczy też były zaspane.
-Jadę do Szwajcarii. Nie powiedziałaś, czy też chcesz...- powiedział zamykając za sobą drzwi. Przewróciłam teatralnie oczami. Odziany był w czarny mundur z srebrnym sznurem na lewej piersi. Pod szyją miał Krzyż Walecznych.
-Po co jedziesz do niego?- powoli wybudzałam się. Przetarłam lewe oko i podniosłam się na jednej ręce.
-Po nowe bronie, które zamówiłem od niego. Będę je od razu testować- odpowiedział. Szybko wstałam z łóżka i chwiejnie podeszłam do szafy z ubraniami. Rzuciłam mundur na niepościelone łóżko i spojrzałam na niego.
-Może później dojadę. Teraz chcę pojechać do siebie i wziąć te najważniejsze rzeczy za którymi tęsknie...
-Ok- odpowiedział zamykając drzwi- Ale broń Boże nie przejeżdżaj przez granicę Polski!- wychylił się raz jeszcze po czym zniknął z mojego zasięgu wzroku. Prędko przebrałam się w mundur, zapięłam złoty sznur i pasy, które ozdabiały mój strój. Pościeliłam kulturalnie łóżko i przeczesałam włosy szczotką. Siedziałam przy białej toaletce. Spojrzałam na swoją twarz. Wydawała się stara, chociaż mam dopiero 23 lata. Może to dlatego, że w niektórych miejscach moje włosy są białe? Może dlatego, że mam worki pod oczami...
Przyglądnęłam się bliżej mojemu odbiciu. Dziewczyna w lustrze nie przypominała mnie. Tej starej mnie sprzed wojny. Bitwy jednak dopiero się zaczynały, był początek października. Miałam przekrwione białka, z płaczu. Na ramieniu spoczywał gruby, jasny warkocz.
-Viktoria- znowu ten głos. Niski, gruby. Odwróciłam się. Swoją obecnością ''zaszczycił'' mnie oprawca mojego brata.
-Tak?- zwróciłam się do Niemiec. Patrzył na mnie swoimi srogimi, niebieskimi oczami. Włosy jak zawsze zaczesane do tyłu.
-Jutro jest konferencja państw Osi- przełknęłam nerwowo ślinę, kiedy usłyszałam ostatnie zdanie. No tak, zapomniałam, że należę do tej cholernej Osi.- I twoje przybycie jest obowiązkowe.
-Kto się jeszcze na niej pojawi?- wróciłam do przeczesywania swojej grzywki. Wyczekując na odpowiedź zaczesałam ją na bok.
-Japonia, Austria, Włochy i Węgry.
-Nie mam ochoty tam iść- powiedziałam i westchnęłam. Wstałam i skierowałam się do wyjścia. Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę.- Rozważę przybycie, jak ściągniesz mi to- ciągle nie trawiłam tej żelaznej obroży.
-Nie ma mowy- odpowiedział zimno. Wzruszyłam bezradnie ramionami i zeszłam na dół. Robiłam to w wielkim pośpiechu. Nie miałam zamiaru, aby Niemiec mnie dogonił i zmuszał do przybycia na tą nic nie znaczącą konferencję. Po drodze prawie zderzyłam się z Austrią. Spoglądnęłam na niego przepraszająco i pobiegłam prędko do wyjścia. Widząc, że nikogo nie ma za mną poszłam do siodlarni wziąć osprzęt. Po drodze zabrałam również swoją czarną szatę i opaskę na ramię w kolorze flagi Polski.
Jechałam do Feliksa. Musiałam wiedzieć, co u niego.
Po dziesięciu minutach byłam gotowa do drogi. Koń osiodłany, a ja miałam na sobie opaskę i szatę. Nie chcąc, by ktoś mnie w tym zobaczył, popędziłam konia od razu do galopu.
***
-Litwo?- zachrypiały głos zawołał przyjaciela. Ten niezwłocznie stawił się na prośbę o przybycie. Tourys miał przy sobie wielką apteczkę. Chłopak był cały we krwi swojego dawnego partnera.
-Ćśś, leż- rozkazał mu Litwa. Położył lekko jego dłoń na ramieniu. Feliks zamknął oczy i posłusznie położył głowę o kiedyś białą poduszkę. Teraz była szara od brudu panującego w jego domu. Kompan odsłonił brzuch Polski i delikatnie położył zimne, mokre okłady na ciągle krwawiące rany.- Te wojny cię wykończą.- powiedział spokojnie zaczesując ręką jeden niesforny kosmyk za ucho.
-Niemcy i Słowacja mnie wykończą. Wojny nic nie mają do rzeczy.- Oczy Polski były zimne, zielone, bez wyrazu. Kiedyś wesoły chłopak, dziś smutne państwo. Był jednak silny, miał potęgę aby walczyć.
-To nie jest wybór Słowacji. Ona próbuje cię chronić- Litwa wydawał się być lekko zmieszany, jednak nie chciał tego pokazywać. Wyżął krwawy ręcznik. Klęczał obok łóżka Polski. Całe te miejsce wyglądało jak pobojowisko godne najkrwawszych rzezi.
-Trzymając sztabę z państwami Osi?- oburzył się Polska. Spojrzał na przyjaciela ale nagle zamknął oczy i zawył z bólu.
-Nawet nie wiesz, jak Slavia zareagowała dostając list od szefa... Zrozum, ona nie ma wyboru. Wszystko robi niechętnie. Teraz jest pod wodzą Niemiec, musi robić to co jej każe. Polska, ona się tobą bardzo martwi!
-To czemu jej z nami nie ma?- państwo słowiańskie było prawie nieprzytomne.
-Powodów może być niezliczona masa- Litwa nie dawał za wygraną- Chociażby taki, że Niemcy ciągle jej pilnuje.
-A ciebie Rosja. I co? Jakoś jesteś.
-Rosja wyjechał do Chin. Nic nie wie o moim wyjeździe. Jeszcze, jakby się dowiedział, że jadę do Aliantów... Uh, marny byłby mój los...
***
Wiedziałam, kiedy przejeżdżałam przez granicę Polski. Widoki bowiem całkiem się różniły od tych u Niemiec. Wszystko było smutne, pozbawione iskry życia. Nie dziwiłam się jednak. Oś dobijała Polskę dostatecznie, a Alianci siedzieli z założonymi rękoma. Wsie, polany, lasy. Wszystko co przejeżdżałam było zniszczone. Polska jest dzielny, poradzi sobie. Mam nadzieję...
Cwałem podążałam przez dom Polski. Nawet się nie zorientowałam, kiedy dojechałam do Warszawy...
-Mhm...- stęknęłam jeszcze śpiąc. Nagle odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka. Białe włosy były ułożone w artystycznym nieładzie. Jego czerwone oczy też były zaspane.
-Jadę do Szwajcarii. Nie powiedziałaś, czy też chcesz...- powiedział zamykając za sobą drzwi. Przewróciłam teatralnie oczami. Odziany był w czarny mundur z srebrnym sznurem na lewej piersi. Pod szyją miał Krzyż Walecznych.
-Po co jedziesz do niego?- powoli wybudzałam się. Przetarłam lewe oko i podniosłam się na jednej ręce.
-Po nowe bronie, które zamówiłem od niego. Będę je od razu testować- odpowiedział. Szybko wstałam z łóżka i chwiejnie podeszłam do szafy z ubraniami. Rzuciłam mundur na niepościelone łóżko i spojrzałam na niego.
-Może później dojadę. Teraz chcę pojechać do siebie i wziąć te najważniejsze rzeczy za którymi tęsknie...
-Ok- odpowiedział zamykając drzwi- Ale broń Boże nie przejeżdżaj przez granicę Polski!- wychylił się raz jeszcze po czym zniknął z mojego zasięgu wzroku. Prędko przebrałam się w mundur, zapięłam złoty sznur i pasy, które ozdabiały mój strój. Pościeliłam kulturalnie łóżko i przeczesałam włosy szczotką. Siedziałam przy białej toaletce. Spojrzałam na swoją twarz. Wydawała się stara, chociaż mam dopiero 23 lata. Może to dlatego, że w niektórych miejscach moje włosy są białe? Może dlatego, że mam worki pod oczami...
Przyglądnęłam się bliżej mojemu odbiciu. Dziewczyna w lustrze nie przypominała mnie. Tej starej mnie sprzed wojny. Bitwy jednak dopiero się zaczynały, był początek października. Miałam przekrwione białka, z płaczu. Na ramieniu spoczywał gruby, jasny warkocz.
-Viktoria- znowu ten głos. Niski, gruby. Odwróciłam się. Swoją obecnością ''zaszczycił'' mnie oprawca mojego brata.
-Tak?- zwróciłam się do Niemiec. Patrzył na mnie swoimi srogimi, niebieskimi oczami. Włosy jak zawsze zaczesane do tyłu.
-Jutro jest konferencja państw Osi- przełknęłam nerwowo ślinę, kiedy usłyszałam ostatnie zdanie. No tak, zapomniałam, że należę do tej cholernej Osi.- I twoje przybycie jest obowiązkowe.
-Kto się jeszcze na niej pojawi?- wróciłam do przeczesywania swojej grzywki. Wyczekując na odpowiedź zaczesałam ją na bok.
-Japonia, Austria, Włochy i Węgry.
-Nie mam ochoty tam iść- powiedziałam i westchnęłam. Wstałam i skierowałam się do wyjścia. Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę.- Rozważę przybycie, jak ściągniesz mi to- ciągle nie trawiłam tej żelaznej obroży.
-Nie ma mowy- odpowiedział zimno. Wzruszyłam bezradnie ramionami i zeszłam na dół. Robiłam to w wielkim pośpiechu. Nie miałam zamiaru, aby Niemiec mnie dogonił i zmuszał do przybycia na tą nic nie znaczącą konferencję. Po drodze prawie zderzyłam się z Austrią. Spoglądnęłam na niego przepraszająco i pobiegłam prędko do wyjścia. Widząc, że nikogo nie ma za mną poszłam do siodlarni wziąć osprzęt. Po drodze zabrałam również swoją czarną szatę i opaskę na ramię w kolorze flagi Polski.
Jechałam do Feliksa. Musiałam wiedzieć, co u niego.
Po dziesięciu minutach byłam gotowa do drogi. Koń osiodłany, a ja miałam na sobie opaskę i szatę. Nie chcąc, by ktoś mnie w tym zobaczył, popędziłam konia od razu do galopu.
***
-Litwo?- zachrypiały głos zawołał przyjaciela. Ten niezwłocznie stawił się na prośbę o przybycie. Tourys miał przy sobie wielką apteczkę. Chłopak był cały we krwi swojego dawnego partnera.
-Ćśś, leż- rozkazał mu Litwa. Położył lekko jego dłoń na ramieniu. Feliks zamknął oczy i posłusznie położył głowę o kiedyś białą poduszkę. Teraz była szara od brudu panującego w jego domu. Kompan odsłonił brzuch Polski i delikatnie położył zimne, mokre okłady na ciągle krwawiące rany.- Te wojny cię wykończą.- powiedział spokojnie zaczesując ręką jeden niesforny kosmyk za ucho.
-Niemcy i Słowacja mnie wykończą. Wojny nic nie mają do rzeczy.- Oczy Polski były zimne, zielone, bez wyrazu. Kiedyś wesoły chłopak, dziś smutne państwo. Był jednak silny, miał potęgę aby walczyć.
-To nie jest wybór Słowacji. Ona próbuje cię chronić- Litwa wydawał się być lekko zmieszany, jednak nie chciał tego pokazywać. Wyżął krwawy ręcznik. Klęczał obok łóżka Polski. Całe te miejsce wyglądało jak pobojowisko godne najkrwawszych rzezi.
-Trzymając sztabę z państwami Osi?- oburzył się Polska. Spojrzał na przyjaciela ale nagle zamknął oczy i zawył z bólu.
-Nawet nie wiesz, jak Slavia zareagowała dostając list od szefa... Zrozum, ona nie ma wyboru. Wszystko robi niechętnie. Teraz jest pod wodzą Niemiec, musi robić to co jej każe. Polska, ona się tobą bardzo martwi!
-To czemu jej z nami nie ma?- państwo słowiańskie było prawie nieprzytomne.
-Powodów może być niezliczona masa- Litwa nie dawał za wygraną- Chociażby taki, że Niemcy ciągle jej pilnuje.
-A ciebie Rosja. I co? Jakoś jesteś.
-Rosja wyjechał do Chin. Nic nie wie o moim wyjeździe. Jeszcze, jakby się dowiedział, że jadę do Aliantów... Uh, marny byłby mój los...
***
Wiedziałam, kiedy przejeżdżałam przez granicę Polski. Widoki bowiem całkiem się różniły od tych u Niemiec. Wszystko było smutne, pozbawione iskry życia. Nie dziwiłam się jednak. Oś dobijała Polskę dostatecznie, a Alianci siedzieli z założonymi rękoma. Wsie, polany, lasy. Wszystko co przejeżdżałam było zniszczone. Polska jest dzielny, poradzi sobie. Mam nadzieję...
Cwałem podążałam przez dom Polski. Nawet się nie zorientowałam, kiedy dojechałam do Warszawy...
czwartek, 14 maja 2015
Rozdział 19
Jeszcze tej samej nocy, weszłam do domu zmęczona i lekko usypiająca.
Moje powieki były ciężkie i prawie zamykały się na moich szarych oczach.
Delikatnie przymknęłam drzwi frontowe. Wtem usłyszałam melodię. Byłą
prosta, ciągła, ale piękna i melodyczna. Podążałam za nią przez liczne
korytarze. Jeden, drugi, trzeci i następny miałam za sobą. Muzyka z
każdym krokiem nasilała się, aż w końcu dotarłam do jej źródła. Czarne pianino
stało pośrodku pustego, średniego, jasnego pokoju. Świece były jedynym
dostarczycielem światła. Wyglądało to trochę mrocznie. Przed
instrumentem siedział brunet. Był odwrócony do mnie tyłem, ale
wiedziałam, że był to Austria. Ubrany był w ciemnofioletową marynarkę z
białym kołnierzem oraz w czarne spodnie. Melodia była smutna, wydobywała
się z serca autora. Przymknęłam oczy oddając się muzyce.
-Jeżeli chcesz, to wejdź, a nie podsłuchuj, panno Słowacjo- nagle muzyka ucichła, a ja powróciłam do realnego świata. Stałam na progu drzwi lekko podpierając ścianę.
-A tak...- zrobiłam dwa kroki na przód- przepraszam- następne mojego kroki dało się usłyszeć przez echo panujące w pokoju. Akustyka w sali była wspaniała, nie dziwne, że akurat to miejsce wybrał sobie Austria.
Stałam tuz obok mężczyzny. Mogłam więc ujrzeć jego twarz- była skupiona i smutna. Wyglądał na młodszego ode mnie o jakieś dwa lata. Oczy miał zamknięte. Położył ponownie ręce na pianinie i zaczął grać. Spokój bił od niego, przez co i ja zrelaksowałam się na moment.
Polana. Jasne, ciepłe słońce grzało mi w plecy. Miałam na głowie gruby, złoty wianek z zbóż. Moje platynowe włosy zawiązany był w długi warkocz. Klęczałam pośród spokojnych wrzosów. Wtem dobiegło do mnie dwoje dzieci. Były małe, miały nie więcej niż 6 lat. Jedno było chłopcem o żywo zielonych oczach i blond włosach. Druga, dziewczynka, była posiadaczką brązowych włosów z dwoma złotymi, pojedynczymi pasemkami oraz niebieskich oczu. Bardzo różniły się od siebie, mimo, że było to rodzeństwo.
-Siostrzyczko!- krzyknęły razem z uśmiechami na twarzach. Przymknęłam oczy i odwzajemniłam uśmiech. Spokój, święty spokój, który obcy mi był przez wieki.
-Slavcia!- usłyszałam przez chwilę przeraźliwy krzyk małych dzieci. Nagle wszystko się zmieniło. Każdy pojedynczy kłos był szary, martwy. Słońce zaszło za burzowe, granatowe chmury. Padał deszcz. Słychać było również burzę. Otworzyłam błyskawicznie oczy. Trzy postacie stały przede mną. Czwarta trzymała mnie, abym nie wstała. Rodzeństwo nagle zniknęło. Byłam zrozpaczona i przerażona.
-Polska! Czechy!- cisza. Postacie odziane były w długie, czarne szaty. Były zakapturzone, więc nie mogłam poznać kto to był. Miałam w oczach łzy. Próbowałam wstać, szarpać się. Jednak na darmo. Postać była bardzo silna, był to pewnie mężczyzna.
-Wszystko dobrze?- poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Zbudziłam się. Granatowe oczy przeszywały mnie.
-Tak, wszystko w najlepszym porządku- uśmiechnęłam się blado i zrobiłam dwa kroki do tyłu- Piękna muzyka- rzuciłam grzecznie-Przepraszam, muszę iść- dodałam pośpiesznie i wyszłam. Jeszcze przez chwilę poczułam jego wzrok zanim przeszłam na inny korytarz.
Niespodziewanie usłyszałam śpiew. Dochodził z białych drzwi.
-Jestem zajebisty! Kłaniać się przede mną. Taaaak!- głos był męski, trochę chrapliwy.
-Prusy...?- powiedziałam cicho, po czym podeszłam bliżej drzwi nasłuchując się z ciekawością. Brał prysznic. Złapałam usta, aby nie wydać z siebie głośnego śmiechu. W końcu nie wytrzymałam i podparłam się ściany, łapiąc za brzuch. Ze śmiechu poleciało mi kilka łez.
-Hę?- usłyszałam po chwili głos Prus. Szybko otworzył drzwi. Przyodziany był jedynie w biały ręcznik obwiązany w pasie. Widział, że ocieram oczy z łez. Wtem spojrzałam na niego. Miał wiele blizn na na klatce piersiowej. Były jednak blade i prawie niewidoczne. Jego czerwone oczy zdawały się przepełniać się złością.
-Przepraszam- powiedziałam delikatnie się jeszcze uśmiechając. Zmarszczył brwi i zamknął drzwi wchodząc do środka. Przez całą drogę do mojego pokoju śmiałam się cicho.
-Jeżeli chcesz, to wejdź, a nie podsłuchuj, panno Słowacjo- nagle muzyka ucichła, a ja powróciłam do realnego świata. Stałam na progu drzwi lekko podpierając ścianę.
-A tak...- zrobiłam dwa kroki na przód- przepraszam- następne mojego kroki dało się usłyszeć przez echo panujące w pokoju. Akustyka w sali była wspaniała, nie dziwne, że akurat to miejsce wybrał sobie Austria.
Stałam tuz obok mężczyzny. Mogłam więc ujrzeć jego twarz- była skupiona i smutna. Wyglądał na młodszego ode mnie o jakieś dwa lata. Oczy miał zamknięte. Położył ponownie ręce na pianinie i zaczął grać. Spokój bił od niego, przez co i ja zrelaksowałam się na moment.
Polana. Jasne, ciepłe słońce grzało mi w plecy. Miałam na głowie gruby, złoty wianek z zbóż. Moje platynowe włosy zawiązany był w długi warkocz. Klęczałam pośród spokojnych wrzosów. Wtem dobiegło do mnie dwoje dzieci. Były małe, miały nie więcej niż 6 lat. Jedno było chłopcem o żywo zielonych oczach i blond włosach. Druga, dziewczynka, była posiadaczką brązowych włosów z dwoma złotymi, pojedynczymi pasemkami oraz niebieskich oczu. Bardzo różniły się od siebie, mimo, że było to rodzeństwo.
-Siostrzyczko!- krzyknęły razem z uśmiechami na twarzach. Przymknęłam oczy i odwzajemniłam uśmiech. Spokój, święty spokój, który obcy mi był przez wieki.
-Slavcia!- usłyszałam przez chwilę przeraźliwy krzyk małych dzieci. Nagle wszystko się zmieniło. Każdy pojedynczy kłos był szary, martwy. Słońce zaszło za burzowe, granatowe chmury. Padał deszcz. Słychać było również burzę. Otworzyłam błyskawicznie oczy. Trzy postacie stały przede mną. Czwarta trzymała mnie, abym nie wstała. Rodzeństwo nagle zniknęło. Byłam zrozpaczona i przerażona.
-Polska! Czechy!- cisza. Postacie odziane były w długie, czarne szaty. Były zakapturzone, więc nie mogłam poznać kto to był. Miałam w oczach łzy. Próbowałam wstać, szarpać się. Jednak na darmo. Postać była bardzo silna, był to pewnie mężczyzna.
-Wszystko dobrze?- poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Zbudziłam się. Granatowe oczy przeszywały mnie.
-Tak, wszystko w najlepszym porządku- uśmiechnęłam się blado i zrobiłam dwa kroki do tyłu- Piękna muzyka- rzuciłam grzecznie-Przepraszam, muszę iść- dodałam pośpiesznie i wyszłam. Jeszcze przez chwilę poczułam jego wzrok zanim przeszłam na inny korytarz.
Niespodziewanie usłyszałam śpiew. Dochodził z białych drzwi.
-Jestem zajebisty! Kłaniać się przede mną. Taaaak!- głos był męski, trochę chrapliwy.
-Prusy...?- powiedziałam cicho, po czym podeszłam bliżej drzwi nasłuchując się z ciekawością. Brał prysznic. Złapałam usta, aby nie wydać z siebie głośnego śmiechu. W końcu nie wytrzymałam i podparłam się ściany, łapiąc za brzuch. Ze śmiechu poleciało mi kilka łez.
-Hę?- usłyszałam po chwili głos Prus. Szybko otworzył drzwi. Przyodziany był jedynie w biały ręcznik obwiązany w pasie. Widział, że ocieram oczy z łez. Wtem spojrzałam na niego. Miał wiele blizn na na klatce piersiowej. Były jednak blade i prawie niewidoczne. Jego czerwone oczy zdawały się przepełniać się złością.
-Przepraszam- powiedziałam delikatnie się jeszcze uśmiechając. Zmarszczył brwi i zamknął drzwi wchodząc do środka. Przez całą drogę do mojego pokoju śmiałam się cicho.
środa, 13 maja 2015
Rozdział 18
Od całej wprowadzki do domu Niemiec minął równo tydzień. Był
słoneczny poranek, a ja wracałam właśnie z konferencji mojego szefa,
szefa Niemiec i Rosji. Cała trójka doszła do porozumienia, jednak na
moją niekorzyść. Miałam bowiem zostać w domu Ludwiga na okres trwania
wojny. I Rosja miał czasem nas odwiedzać.
Ivan jest straszny... To nie jest jednak tak, że się go boję czy coś. Napawa mnie jednak negatywnymi emocjami. Jest wyższy ode mnie o jakieś 10 centymetrów o ile nie więcej. Jego twarz jest jak dziecka- pulchna i roześmiana. Jednak za tą słodką buzią czyha szatan w czystej postaci. Jego fioletowe oczy są przepełnione radością. Do momentu...
Sama nie wiem co Białoruś w nim widzi. Nigdy w życiu się jednak jej o to nie zapytałam. Widziałam, że rzucając jej to pytanie jest równoznaczne z chęcią śmierci. Nie wiem tylko, czy przyjaciółka, jaką była mi Bielarus użyła by scyzoryka, noża. A może pomogła by sobie tasakiem?
Jechałam złotą, słoneczną polaną. Źdźbła żyta, jakie porastało ową polanę odbijało ciepłe, jasne promienie Słońca. Dziwna była pogoda, jak na środek jesieni. Dróżka polna była ubita z ziemi i liści. Jechałam uśmiechnięta, mimo sytuacji jaka panowała. Wiedziałam, że gdzieś w Europie w tym samym czasie miała miejsce jakaś bitwa. Krwawa, ciężka jaką zawsze są walki. Cieszyłam się, że mogłam odpocząć, wiedziałam bowiem, że relaks nie będzie trwał długo.
Do domu przyjechałam w nocy. Posiedzenie miało miejsce w domu Rosji, daleko wysuniętym na wschód. Niemcy został na noc w domu Rosji. Mieli razem wymyślać strategię na kolejne bitwy. Byłam więc w domu sama z Prusami i Austrią.
-Długo zajęła ci podróż- podszedł do mnie białowłosy, kiedy wjeżdżałam do bramy. Zwolniłam konia do stępa i oddałam mu wodze.
-Nie poczułam tego- uśmiechnęłam się. Miałam rację, wydawało mi się, jakbym jechała kilka minut. Widoki były piękne, musiałam jednak jechać na około. Podążając przez granicę z Polską mogłam stać się punktem pogoni ze strony Anglii, który ciągle tam przebywał. Zsiadłam zwinnie z konia luzując mu popręg. Wtem zerwał się silny, zimy wiatr. Było mi jednak ciepło, ponieważ odziana byłam w swój czarny, wyjściowy mundur. Ubierałam go tylko na bardzo ważne posiedzenia i okoliczności. Ten prawie niczym nie różnił się od mojego zwykłego poza tym, że pod szyją przywieszony miałam Żelazny Krzyż, który dostałam od Niemiec zaraz po zaatakowaniu Polski. Nie uśmiechał mi się ubiór tego orderu, jednak szef kazał mi go nosić. Do munduru nosiłam dwa ordery nieznanego pochodzenia oraz krótką pelerynkę. Podobną do tej, co ma Polska. Nie miałam jednak na stroju złotego sznura, który towarzyszył mi prawie wszędzie oraz czarnego paska przechodzącego od lewego ramienia do prawego biodra. Na nogach miałam ubrane brązowe sztyblety i czapsy. Ściągnęłam szybko osprzęt konia i puściłam go wolno na padok. Dołączył do koni Niemiec.- A skoro tu jesteś, wysłużę się tobą. Bądź gentlemenem i weź to siodło połóż w siodlarni- podałam mu go. Spojrzał na mnie swoimi czerwonymi oczami, które odbijały blask gwiazd powieszonych na nocnym niebie.
-Dooobra- powiedział Prusak- Ale za to zrobisz mi kolację!
-Nie pyknie, gotuję jak Anglia- zaśmiałam się, po czym spojrzałam na moją Kasztankę. Nie wyglądała szczęśliwie z karymi i siwymi, potężnymi ogierami. Ja również nie czułam się tu dobrze. Tęskniłam za górzystymi widokami.
-Nauczę cię- powiedział czochrając mi włosy. I w tak banalny sposób chłopak zepsuł mi francuza, nad którym pracowałam godzinę. Wzięłam jego rękę z mojej głowy i wskazałam mu siodło. On tylko skinął głową i poszedł w stronę siodlarni.
-Jutro jadę do Szwajcarii- powiedział po chwili będąc kilka kroków dalej.- Jedziesz ze mną?- Szczerze mówiąc bałam się Szwajcarii. Mimo, że jest to dobry przyjaciel Polski, ja z nim za dobrych relacji nie posiadałam.
-Przemyślę to- powiedziałam szybko i powiesiłam ogłowie na bramce od padoku. Pochyliłam się lekko do przodu, opierając głowę na ręce i oddając się marzeniom...
Ivan jest straszny... To nie jest jednak tak, że się go boję czy coś. Napawa mnie jednak negatywnymi emocjami. Jest wyższy ode mnie o jakieś 10 centymetrów o ile nie więcej. Jego twarz jest jak dziecka- pulchna i roześmiana. Jednak za tą słodką buzią czyha szatan w czystej postaci. Jego fioletowe oczy są przepełnione radością. Do momentu...
Sama nie wiem co Białoruś w nim widzi. Nigdy w życiu się jednak jej o to nie zapytałam. Widziałam, że rzucając jej to pytanie jest równoznaczne z chęcią śmierci. Nie wiem tylko, czy przyjaciółka, jaką była mi Bielarus użyła by scyzoryka, noża. A może pomogła by sobie tasakiem?
Jechałam złotą, słoneczną polaną. Źdźbła żyta, jakie porastało ową polanę odbijało ciepłe, jasne promienie Słońca. Dziwna była pogoda, jak na środek jesieni. Dróżka polna była ubita z ziemi i liści. Jechałam uśmiechnięta, mimo sytuacji jaka panowała. Wiedziałam, że gdzieś w Europie w tym samym czasie miała miejsce jakaś bitwa. Krwawa, ciężka jaką zawsze są walki. Cieszyłam się, że mogłam odpocząć, wiedziałam bowiem, że relaks nie będzie trwał długo.
Do domu przyjechałam w nocy. Posiedzenie miało miejsce w domu Rosji, daleko wysuniętym na wschód. Niemcy został na noc w domu Rosji. Mieli razem wymyślać strategię na kolejne bitwy. Byłam więc w domu sama z Prusami i Austrią.
-Długo zajęła ci podróż- podszedł do mnie białowłosy, kiedy wjeżdżałam do bramy. Zwolniłam konia do stępa i oddałam mu wodze.
-Nie poczułam tego- uśmiechnęłam się. Miałam rację, wydawało mi się, jakbym jechała kilka minut. Widoki były piękne, musiałam jednak jechać na około. Podążając przez granicę z Polską mogłam stać się punktem pogoni ze strony Anglii, który ciągle tam przebywał. Zsiadłam zwinnie z konia luzując mu popręg. Wtem zerwał się silny, zimy wiatr. Było mi jednak ciepło, ponieważ odziana byłam w swój czarny, wyjściowy mundur. Ubierałam go tylko na bardzo ważne posiedzenia i okoliczności. Ten prawie niczym nie różnił się od mojego zwykłego poza tym, że pod szyją przywieszony miałam Żelazny Krzyż, który dostałam od Niemiec zaraz po zaatakowaniu Polski. Nie uśmiechał mi się ubiór tego orderu, jednak szef kazał mi go nosić. Do munduru nosiłam dwa ordery nieznanego pochodzenia oraz krótką pelerynkę. Podobną do tej, co ma Polska. Nie miałam jednak na stroju złotego sznura, który towarzyszył mi prawie wszędzie oraz czarnego paska przechodzącego od lewego ramienia do prawego biodra. Na nogach miałam ubrane brązowe sztyblety i czapsy. Ściągnęłam szybko osprzęt konia i puściłam go wolno na padok. Dołączył do koni Niemiec.- A skoro tu jesteś, wysłużę się tobą. Bądź gentlemenem i weź to siodło połóż w siodlarni- podałam mu go. Spojrzał na mnie swoimi czerwonymi oczami, które odbijały blask gwiazd powieszonych na nocnym niebie.
-Dooobra- powiedział Prusak- Ale za to zrobisz mi kolację!
-Nie pyknie, gotuję jak Anglia- zaśmiałam się, po czym spojrzałam na moją Kasztankę. Nie wyglądała szczęśliwie z karymi i siwymi, potężnymi ogierami. Ja również nie czułam się tu dobrze. Tęskniłam za górzystymi widokami.
-Nauczę cię- powiedział czochrając mi włosy. I w tak banalny sposób chłopak zepsuł mi francuza, nad którym pracowałam godzinę. Wzięłam jego rękę z mojej głowy i wskazałam mu siodło. On tylko skinął głową i poszedł w stronę siodlarni.
-Jutro jadę do Szwajcarii- powiedział po chwili będąc kilka kroków dalej.- Jedziesz ze mną?- Szczerze mówiąc bałam się Szwajcarii. Mimo, że jest to dobry przyjaciel Polski, ja z nim za dobrych relacji nie posiadałam.
-Przemyślę to- powiedziałam szybko i powiesiłam ogłowie na bramce od padoku. Pochyliłam się lekko do przodu, opierając głowę na ręce i oddając się marzeniom...
wtorek, 12 maja 2015
Rozdział 17
Obudziłam się kilka godzin później. Oczy bardzo mnie piekły.
Spojrzałam za okno. Był środek nocy, padało niesamowicie. Nagle do moich
uszu wdał się dźwięk burzy. Podskoczyłam z zaskoczenia. Przetarłam
oczy i ospale się rozciągnęłam. Byłam nadal bardzo zmęczona, ale... nie
chciałam spać sama. Wstałam więc i rozejrzałam się po pokoju. Ciemność
bezlitośnie wszystko otaczała. Szybko zauważyłam jasną, żółtą, małą
karteczkę na biurku. Podeszłam do niej. Pismo było mało czytelne, pisane
czarnym atramentem.
''Mam nadzieję, że sukienki z szafy podobają ci się tak bardzo jak ty podobasz się mi''
-Daj sobie spokój chłopie- westchnęłam i podskoczyłam raz jeszcze. Burza dawała się we znaki.
''P.S. Słodko wyglądasz jak śpisz''
Zmieszana spojrzałam na łóżko. Nie wiem czemu, odruchowo. Czemu patrzy jak ja śpię? To trochę krępujące. Przygryzłam wargi i wyrzuciłam kartkę do kosza. Następnie włączyłam lampkę nocną i udałam się przebrać z wymiętego munduru. Zajrzałam do szafy. Wisiało tam siedem, różnokolorowych sukienek o różnych fasonach, długościach i zdobieniach. Wyciągnęłam białą, przed kolana z małymi perełkami. Mundur położyłam na łóżku. Później go wypiorę...
Zaczesałam grzywkę na dwie strony i spięłam ją z tyłu. Resztę moich platynowych, falowanych włosów rozpuściłam. Mój wzrok powędrował na dół garderoby. Mieściły się tam trzy pary balerinek. Były śliczne. Każde z nich miały pastelowy kolor i błyszczały.
Gotowa powoli wyszłam z pokoju. Uchyliłam leciutko drzwi. Długi hol był ciemny i taki... nieżywy. Przełknęłam ślinę, jednak ciągle goszcząca na mojej szyi obroża utrudniła mi to. Wyszłam na korytarz, pozwalając ciemnością na pochłonięcie całej mnie. Lekko, niczym nimfa wodna podążałam wzdłuż korytarza, prosto na schody. W brew oczekiwaniom błysk burzy zagościł na moich plecach. Światło wydobyło się z okna na końcu holu. Wystraszona upadłam na ziemię. Odczekałam trochę. Nic, cisza. Nikt się nie obudził. Uf, całe szczęście. Błyskawicznie wstałam i skierowałam się na parter willi. Moja gracja poszła chyba z powrotem spać, ponieważ non stop potykałam się i chwiałam.
Nagle zaburczało mi w brzuchu. No tak, byłam głodna. Nie wiedziałam niestety, gdzie jest kuchnia. Bez namysłu szłam przed siebie. Pięści miałam mocno zaciśnięte, ale szłam wyprostowana. Serce waliło mi jak oszalałe.
-Co ty tu robisz?- usłyszałam nagle głos za sobą. Kilka kroków ode mnie stał jeszcze zaspany Prusy. Ubrany był w same krótkie spodenki. Mogłam więc zauważyć jego wszystkie blizny i rany. Miał ich dużo, jednak o wiele mniej od Polski.- Jest kobieto 3 w nocy...
-Przepraszam...- podeszłam do niego chwiejnym krokiem.- Po prostu chciałam iść do kuchni coś zjeść, ponieważ jestem trochę głodna.- rzekłam. Jego czerwone, nieprzyjemne oczy spoglądały na mnie trochę nieobecnym wzrokiem.
-A tak, chodź za mną- wziął mnie pod rękę, jak jakieś małe dziecko i poszliśmy. Nie chciałam już się wiercić, pozwoliłam mu na taki bliższy kontakt. Jednak niech się nie przyzwyczaja...
-Pasuje do ciebie ta sukienka- powiedział po chwili. Otworzył przed nami duże drzwi, pozwalając mi pierwszej wejść.
-Dziękuję- szepnęłam cicho. Zarumieniłam się, czułam to. Nagle znowu usłyszałam huk, tym razem bliższy.
-Boisz się burzy?- zaśmiał się chłopak. Przytaknęłam, chociaż wcale nie chciałam pokazywać przy Gilbercie, że się boję czy coś.- Możesz dzisiaj spać ze mną...
Przemyślałam całą sprawę bardzo szybko. Nawet nie zajęło mi to minuty.
-Nie, dzięki. Poczytam książkę czy coś, może zapomnę o niej.- wolałam jednak nie ryzykować, że coś strzeli mojemu opiekunowi do głowy. Widziałam, że się trochę zawiódł, ale pod żadnym pozorem nie chciał tego ukazywać.
-Ok- rzucił podchodząc do lodówki- Chcesz tosty?- spojrzał na mnie, kiedy siadałam na krześle przy wysepce.
-Mogą być- uśmiechnęłam się ciepło.- Ale gotujesz lepiej od Anglii, nie?- wolałam się upewnić.
-Tak- zaśmiał się wyciągając patelnię z jakiejś kremowej szuflady. Podparłam głowę na ręce i nim się zorientowałam, co się dzieje, usnęłam.
''Mam nadzieję, że sukienki z szafy podobają ci się tak bardzo jak ty podobasz się mi''
-Daj sobie spokój chłopie- westchnęłam i podskoczyłam raz jeszcze. Burza dawała się we znaki.
''P.S. Słodko wyglądasz jak śpisz''
Zmieszana spojrzałam na łóżko. Nie wiem czemu, odruchowo. Czemu patrzy jak ja śpię? To trochę krępujące. Przygryzłam wargi i wyrzuciłam kartkę do kosza. Następnie włączyłam lampkę nocną i udałam się przebrać z wymiętego munduru. Zajrzałam do szafy. Wisiało tam siedem, różnokolorowych sukienek o różnych fasonach, długościach i zdobieniach. Wyciągnęłam białą, przed kolana z małymi perełkami. Mundur położyłam na łóżku. Później go wypiorę...
Zaczesałam grzywkę na dwie strony i spięłam ją z tyłu. Resztę moich platynowych, falowanych włosów rozpuściłam. Mój wzrok powędrował na dół garderoby. Mieściły się tam trzy pary balerinek. Były śliczne. Każde z nich miały pastelowy kolor i błyszczały.
Gotowa powoli wyszłam z pokoju. Uchyliłam leciutko drzwi. Długi hol był ciemny i taki... nieżywy. Przełknęłam ślinę, jednak ciągle goszcząca na mojej szyi obroża utrudniła mi to. Wyszłam na korytarz, pozwalając ciemnością na pochłonięcie całej mnie. Lekko, niczym nimfa wodna podążałam wzdłuż korytarza, prosto na schody. W brew oczekiwaniom błysk burzy zagościł na moich plecach. Światło wydobyło się z okna na końcu holu. Wystraszona upadłam na ziemię. Odczekałam trochę. Nic, cisza. Nikt się nie obudził. Uf, całe szczęście. Błyskawicznie wstałam i skierowałam się na parter willi. Moja gracja poszła chyba z powrotem spać, ponieważ non stop potykałam się i chwiałam.
Nagle zaburczało mi w brzuchu. No tak, byłam głodna. Nie wiedziałam niestety, gdzie jest kuchnia. Bez namysłu szłam przed siebie. Pięści miałam mocno zaciśnięte, ale szłam wyprostowana. Serce waliło mi jak oszalałe.
-Co ty tu robisz?- usłyszałam nagle głos za sobą. Kilka kroków ode mnie stał jeszcze zaspany Prusy. Ubrany był w same krótkie spodenki. Mogłam więc zauważyć jego wszystkie blizny i rany. Miał ich dużo, jednak o wiele mniej od Polski.- Jest kobieto 3 w nocy...
-Przepraszam...- podeszłam do niego chwiejnym krokiem.- Po prostu chciałam iść do kuchni coś zjeść, ponieważ jestem trochę głodna.- rzekłam. Jego czerwone, nieprzyjemne oczy spoglądały na mnie trochę nieobecnym wzrokiem.
-A tak, chodź za mną- wziął mnie pod rękę, jak jakieś małe dziecko i poszliśmy. Nie chciałam już się wiercić, pozwoliłam mu na taki bliższy kontakt. Jednak niech się nie przyzwyczaja...
-Pasuje do ciebie ta sukienka- powiedział po chwili. Otworzył przed nami duże drzwi, pozwalając mi pierwszej wejść.
-Dziękuję- szepnęłam cicho. Zarumieniłam się, czułam to. Nagle znowu usłyszałam huk, tym razem bliższy.
-Boisz się burzy?- zaśmiał się chłopak. Przytaknęłam, chociaż wcale nie chciałam pokazywać przy Gilbercie, że się boję czy coś.- Możesz dzisiaj spać ze mną...
Przemyślałam całą sprawę bardzo szybko. Nawet nie zajęło mi to minuty.
-Nie, dzięki. Poczytam książkę czy coś, może zapomnę o niej.- wolałam jednak nie ryzykować, że coś strzeli mojemu opiekunowi do głowy. Widziałam, że się trochę zawiódł, ale pod żadnym pozorem nie chciał tego ukazywać.
-Ok- rzucił podchodząc do lodówki- Chcesz tosty?- spojrzał na mnie, kiedy siadałam na krześle przy wysepce.
-Mogą być- uśmiechnęłam się ciepło.- Ale gotujesz lepiej od Anglii, nie?- wolałam się upewnić.
-Tak- zaśmiał się wyciągając patelnię z jakiejś kremowej szuflady. Podparłam głowę na ręce i nim się zorientowałam, co się dzieje, usnęłam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)