-Czy ty na pewno wiesz, gdzie jedziemy?- brunet był sceptycznie nastawiony.
-Co do tego nie ma wątpliwości- uśmiechnęłam się ciepło mimo naszej sytuacji. Dodałam trochę łydki i oddałam wodze. Każda sekunda jest na wagę złota. Teraz jesteśmy uzależnieni od czasu.
Jechaliśmy w przerażającej ciszy. Lasy Polski, w których się aktualnie znajdowaliśmy były piękne, dostojne i barwne. Podobne do moich. Ściółka leśna była pełna pognitych, brązowych liści. Gdzie nie gdzie widziałam jeszcze rude liski albo wiewiórki, które dopełniają pewnie po raz ostatni swoje zapasy. Tupot końskich kopyt odbijał się echem po całej ścieżce leśnej. Niespełna godzinę później mogliśmy zauważyć zrujnowane mury dumnego miasta. Konie były zmęczone, dlatego jechaliśmy spokojnym kłusem, mimo, że śpieszyło nam się.
-Polska, Warszawa!- krzyknęłam, kiedy znalazłam tę dwójkę. Byli wystraszeni i roztrzęsieni. Ich twarze, takie brudne i zmęczone upaskudzone były brunatną substancją. Ich zielone, duże oczy były czerwone i przeszklone. Byli niezmiernie do siebie podobni, zresztą jak każda stolica do państwa.
-Co tu robicie? Nigdzie nie jadę, Warszawa mnie potrzebuje!- oburzył się Polska tuląc się do niższej od siebie dziewczyna. Warszawa stała lekko trzęsąc się. To nie był zbyt miły widok widzieć podopieczną Feliksa w takim stanie.
-Bratysława przyjedzie i się nią zajmie.
-Nie- odpowiedziała lekko- Bratysława to jeszcze dziecko- spuściła głowę na dół. Widać, że bała się. Szkoda tylko, że nie było czasu na takie pogaduszki! Spojrzałam na Litwę i skinęłam głową. Chłopak zsiadł z konia i chwycił mocno Polskę.
-Nie przesadzaj- oburzyłam się. Co jak co, ale Warszawa nie będzie obrażać mojej stolicy.- Bratysława ma 17 lat, jest prawie dorosły i odpowiedzialny.
-Nie- uparta nie dawała za wygraną.- Zostanę tu i będę walczyć. Za Polskę.
Widać, że była typową Polką. Lud Polski jest bardzo uparty, a jeżeli chodzi o swoją ojczyznę, zrobi dla niej wszystko. Czasem zazdrościłam mojemu braciszkowi takich ludzi. Nie, żeby Słowacy byli gorsi, bo nie są. Litwa mimo woli Polski posadził go na koniu, na przedni łęk siodła. Sam siadł na tylni łęk, mocno trzymając zdenerwowanego i wyrywającego się Feliksa.
-Uważaj na siebie, proszę- szepnęłam do dziewczyny. Ta, nagle zaczęła płakać.
-Czemu to robicie?- bardzo trudno było ją zrozumieć. Te łzy wcale nie pomagały.
-Musimy wywieść go do Węgier, na kilka dni, nie dłużej. Jego rany są zbyt poważne, nie poradzi sobie tutaj.
-Kłamstwo!- oburzyła się stolica.
-Słowacjo, my już jedziemy- rzucił szybko Litwa. Dobry pomysł, z takim wyrywającym się nastolatkiem nie ma co tu dłużej stać. Mimo, że Litwa i Polska są w tym samym wieku, Toris jest stanowczo silniejszy od Polski. Dzięki Bogu.
-Do cholery jasnej jesteś stolicą Polski czy nie?!- zdenerwowałam się.- Wolisz mieć Polskę przy sobie, aby tobie było lepiej i Feliks zginął, niżeli pozwolić zaopiekować się Polską aby wyzdrowiał?!
-Nie...- uspokoiła się.
-Cieszę się, że rozumiesz.- odpowiedziałam krótko po chwili. Chwyciłam mocniej za wodze- Przykro mi, ale dobrze wiesz, że stolice nie mogą wyjeżdżać za teren państw.
Dziewczyna skinęła tylko głową. Nie chciała na mnie dłużej patrzeć, więc pobiegła przed siebie ze łzami w oczach. Było mi przykro, ale nie mogłam nic innego zrobić.
Z tym wyjeżdżaniem stolic spoza teren państwa tyczy się wszystkich znanych mi stolic, oprócz właśnie mojej Bratysławy, ponieważ mimo, że reprezentuje mnie, jesteśmy uzależnieni od Niemiec. A jego Berlin, jest i moją ustawową stolicą.
Mimo tego, że nie pozwoliłam na takie coś.
Mimo tego, że Bratysława nie pozwolił na takie coś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz