Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 31 Sabotaż

-Nie sądzę, aby wypalił twój pomysł- momentalnie jasne promyki nadziei w oczach przyjaciela zgasły. Otoczył się ponurą aurą, która i mnie trochę przygwoździła. Spojrzałam smutno w podłogę myśląc nad innym, radykalnym wyjściem.
-A gdyby tak upozorować sabotaż?- skręciliśmy za róg ściany ciągle skradając się do celi, gdzie był Polska. Kluczyki w mojej kieszeni ciągle wydawały z siebie metaliczny dźwięk, który doprowadzał mnie do szału. W pewnym momencie chwyciłam je i mocno ścisnęłam. Były to dwa, złote kluczyki do celi.
-Co masz dokładnie na myśli?- Litwa zaciekawił się moim pomysłem.
-Tutaj- wskazałam chłopakowi drogę, po czym kontynuowałam- Uwolniłbyś Polskę razem ze mną i uciekłbyś do mnie do domu. U ciebie i Feliksa jest zbyt niebezpiecznie. Kiedy upewnię się, że jesteście już daleko, powiem, że Polski nie ma, uciekł albo coś.
-Myślisz, że to dobry pomysł?- sceptyczne myśli Litwy nie dawały mu odwagi. Zrobiłam głęboki wydech.
-Tak- ciepło uśmiechnęłam się do kolegi, mimo, że nie miałam na to najmniejszej ochoty. Sięgnęłam do drugiej kieszeni po mały, srebrny kluczyk z małym napisem ''Home'', po czym podałam mu go.- Weźmiesz dwa konie, siwka i harflingera. Nie siodłaj ich, zbyt wiele czasu by zajęło.
-Jasne- skwitował szybko. Odwróciłam się szybko, aby sprawdzić czy ktoś za nami nie idzie. Wszystko wydawało się być za proste. Jasne ściany rozświetlały ponury korytarz. Serce z każdym nowym krokiem biło coraz mocniej.
-To tutaj- szepnęłam, kiedy stanęliśmy przed dużymi, żelaznymi drzwiami. Przełknęłam ciężko ślinę i włożyłam klucz w dużą kłódkę. Ta, opornie i z głośnym skrzypnięciem otworzyła się. Obróciłam się raz jeszcze, w stronę Litwy. Zasmuciłam się, kiedy spojrzałam w głąb jego smutnych, niebieskich, zimnych oczu.- Gotowy?
-Chyba tak...- nic już nie odpowiadając otworzyłam drzwi. Nie mogliśmy tracić ani chwili. Każda sekunda była na wagę złota.
-Polska?- szepnęłam wchodząc do środka. Litwa podążał za mną, cicho zamykając za sobą drzwi. Cela, w jakiej siedział skulony brat była bardzo mała. To było takie nie humanitarne. Ściany, szare ściany. Spływała po nich szkarłatna krew. Żadnych okien, tylko zimna, nieprzyjemna podłoga i cztery, denne ściany. Słychać było kichanie Feliksa. Jego skulona postawa przyprawiła mnie o łzy. Miał brudne, zmierzwione, blond włosy i rany. Nie podniósł na nas wzroku. Otworzyłam żelazne kraty i niepewnie stawiałam kroki w stronę chłopaka.
-Już wszystko dobrze, żyjesz?- przyklęknęłam przy nim. Był cały związany mocnymi, grubymi sznurami.
-Czego tu chcesz- ledwo co go zrozumiałam. Niespodziewanie z jego oczu poleciały łzy. Jego zielone, duże oczy nagle przeszyły mnie od środka. Całe emocje zlewały się właśnie do koloru tęczówek. Czułam, że był na mnie niewyobrażalnie zły.
-Uwolnić, a co innego mogę?- wraz z Litwą wzięliśmy się za energiczne rozwiązywanie sznurów.
-I tak cię nienawidzę- odchrząknął po chwili spluwając krwią.
-Z wzajemnością, bracie- uśmiechnęłam się do niego z dozą chamskości. Jeden węzeł poszedł. Drugi, trzeci...
Niemcy nie umie wiązać żadnych porządnych sznurów. Ciota.
Wtem, Polska stanął na równe nogi. Dumny, dorosły, taki jest mój brat. Chociaż czasem zachowuje się dziewczęco i podkrada mi sukienki.
-Nie popisuj się, tylko uciekajcie- syknęłam do nich zrywając się z miejsca. Chłopcy poszli w ślad za mną. Cicho otworzyłam drzwi i rozglądnęłam się. Czysto.- Dobra, Litwa, wiesz co robić. Szybko, biegnijcie ja resztą się zajmę.
-Dzięki, siora...- usłyszałam cichy, niechętny szept Feliksa. Podniosłam szybko rękę na znak pożegnania. Nim zdążyłam ogarnąć, co się dzieje wokół mnie, uciekli mi z pola widzenia.
Weszłam do celi i rozglądnęłam się. Nie było tu ani ciepło ani przyjemnie. Mosiężne drzwi prowadziły do średniego wielkością pokoju z drewnianym biurkiem. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do mebla. Sterta niewypełnionych papierów niedbale porozrzucana była wokół biurka. Podniosłam jeden. Był napisany po niemiecku, języku, który nigdy mi się nie podobał. Niemcy ciągle mi powtarza, abym zaczęła się go uczyć. Nie potrafię jednak nigdy się za to wziąć, jest za trudny.
Przed biurkiem mieściły się dwa, malutkie pokoje. Obydwa posiadały grube, metalowe kraty i grubą kłódkę. Pierwsza cela była obskurna, zakrwawiona i pełna sznurów. Druga, była tych samych rozmiarów, ale czysta i pusta.
Minuty mijały jak godziny. Siedziałam na miękkim krześle przed pokoikami. Ciężką głowę opierałam na ręce, prawie zasypiałam. Czekałam na idealny moment, aby dokończyć rozpoczęty sabotaż.
-Sądzę, że już są w bezpiecznej odległości- zerwałam się nagle z krzesła i podeszłam na drzwi. Odwróciłam się raz jeszcze do dawnego pomieszczenia, gdzie przetrzymywali Feliksa. Spojrzałam ku sobie i wpadłam na lepszy pomysł. Otworzyłam szybko pokój i wbrew mojej woli i obrzydzeniu wzięłam krew do rąk. Była jeszcze ciepła. Ubrudziłam twarz i mundur nią. Następnie ubranie podarłam, abym wyglądała jakbym wracała z bijatyki. Odczepiłam sznur z jednej strony i zamoczyłam go w kałuży. Brudnymi rękami rozwaliłam elegancko ułożone włosy i jak burza wybiegłam, pchając z całą mocą ciężkie drzwi. Po tym pobiegłam przed siebie.
-Ludwig!- mój głos zdawał się rozbrzmiewać po wszystkich pokojach i korytarzach. Czułam, jak mój oddech staje się bardziej płytki i nierówny. Lekcje aktorstwa może nie pójdą na marne.
-Ej, ej co jest!- blondyn wychylił się zza białych jak śnieg drzwi. Chyba przeszkodziłam mu w czymś ważnym, ponieważ jego oczy miały w sobie ogromnie duże pokłady złości. Przeczesał włosy do tyłu ciągle wbijając na mnie wzrok.
-Polska uciekł- spróbowałam zagrać przerażenie jak najbardziej tylko potrafiłam. Na siłę kilka łez spłynęło mi ciężko po policzku.
-Jak to- wkurzył się jeszcze bardziej. Państwo, młodsze ode mnie, ale stanowczo wyższe podeszło do mnie. Byliśmy tak blisko, że czułam jego zimny oddech na twarzy.
-Normalnie, próbowałam do tego nie dopuścić, ale był silniejszy i szybszy- chwyciłam za sznur i niedbale przerzuciłam go za ramię.
-Dobra, zostań tu z Bałtykami. Ja, Prusy i Rosja pojedziemy i ogarniemy sprawę.- Czułam, jak przeszywa mnie ból w brzuchu. Bałam się, że plan nie wypali.
-Jasne- powiedziałam szybko i odeszłam. Po drodze słyszałam tylko krzyk Niemiec skierowany do Prus i Rosji. Następnie ciężkie kroki rozbrzmiały po korytarzu, a następnie mocne i nerwowe trzaśnięcie drzwiami. Później była tylko piszcząca w uszy cisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz