Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział 32

-Estonia! Łotwa!- moje wołania można było usłyszeć z oddali. Bardzo mi się śpieszyło, nie mogłam tej sprawy zostawić samej.
-Panno Słowacjo, czy coś się stało?-nagle stanął przede mną mężczyzna. Troszkę wyższy ode mnie, ze smutnymi granatowymi oczami.
-Austria? Tak... Znaczy nie!- szybko się poprawiłam- Nic się nie stało, wszystko w najlepszym porządku. Bardzo cię przepraszam, muszę lecieć- rzuciłam szybko i weszłam w pierwsze lepsze drzwi. Przez chwilę czułam wzrok panicza.
-Łotwa?...- zaczęłam nawoływania. Stałam w ogromnej, żółtej sali. Po lewej stronie stało kilka sztuk drzwi prowadzących do innych pokoi. Po środku stało kilka beżowych sof i foteli. Na ścianach rozwieszone były perskie dywany i dumne portrety.- Cholera jasna!
-Wołałaś?- drzwi pod wpływem lekkiego pchnięcia otworzyły się. Dwie pary niebieskich oczu wpatrywały się we mnie bacznie.- Wiesz, gdzie Litwa?
-Właśnie ja w tej sprawie...- zaczęłam, wiedziałam jednak, że muszę się śpieszyć.- On musiał na chwilę pojechać. I Rosji też tu nie ma- dodałam błyskawicznie. Szybko napięcie Bałtyków opuściło ich ciała. Odetchnęli z błogą ulgą.- Muszę teraz do nich niezwłocznie jechać. Jakby ktoś się pytał, wyszłam na spacer, mogę na was liczyć?- skłamałam.
-Jasne...- odpowiedzieli cicho i niepewnie. Skinęłam głową w geście podziękowania i wybiegłam z posiadłości tak szybko, jak tylko się dało.
Po kilku minutach byłam już w drodze. Niestety, nie mogłam dogonić Prus, Rosji i Niemiec. Mogłam się jedynie domyślać, gdzie pojechali.
-Żeby tylko nie było za późno. Boże, spraw, abyśmy mieli czas.
Chwila. Niemcy nie jest aż taki głupi, aby uważać Polskę za takiego bezmyślnego. Oczywiście, że nie pojedzie najpierw do swojego domu.
Dom Węgierki też na pewno odpada.
Dom Litwy był za daleko.
Został tylko mój.
Usiadłam głęboko w siodle, skręcając nerwowo w lewo. Wjechałam w gęsty, iglasty las. Jako jedyna znałam drogę na skróty. Miałam szansę być szybciej od zbrodniarzy.
Droga była nierówna, wyboista i co chwilę traciłam rytm. Las już powoli opanowywała zima. Nigdzie nie było żywej duszy, nawet głośne i radosne ptaki ucichły już. Zima jest jednak moją ulubioną porą roku, ponieważ jest dużo okazji do zagrania w hokeja.
Mogłabym powiedzieć, że jestem dobra w hokeja, jak Polska w jeździectwie.
Po zachodniej i północnej stronie mojego domu ciągną się wysokie, piękne góry i porywiste rzeki, którym towarzyszy iglasty las. Po drugiej stronie rośnie spokojny, las liściasty oraz rozległe, słoneczne łąki. Często urządzałam pikniki właśnie tam wraz z Polską, Litwa, Czechami i Węgry.
Moja mała willa wybudowana jest z drewna. Jest dwupiętrowa, starannie ozdobiona. Kocham ją bardzo mocno, włożyłam w nią wiele trudu. Mieści się trochę daleko od domu Bratysławy, mojej stolicy.
Bratysława jest wysokim, niebieskookim chłopakiem o jasnej, blond czuprynie. Jest on młodszym kuzynem Warszawy, Krakowa, Gniezna i Pragi.
Nagle odgoniłam wszystkie moje wspomnienia i jak burza wjechałam na swoje terytorium. Błyskawicznie podjechałam pod ogrodzenie.
O zgrozo.
-Czemu jest tylko koń Litwy? Szlak!- warknęłam zła. Zsiadłam szybko z konia. Zdjęłam osprzęt tak szybko, jak tylko się dało. Zaprowadziłam konia na padok, sprzęt wzięłam ze sobą.
-Litwa!- krzyknęłam nawoływawczo, kiedy pchnęłam nerwowo drzwi  i wparowałam do środka.
-Cholera, Słowacjo! Polska...
-Uciekł, czyżby?- jego niebieskie oczy, które lekko wychylały się zza rogu napawały strachem.
-Tak- skwitował szybko podchodząc do mnie.
-Nie dziwne, zawsze był uparty.
-Wiesz, gdzie mógł pojechać?- to pytanie bynajmniej mnie zdziwiło. Od 1385 roku, od Unii w Krewie są niczym jednością, a on nie wie gdzie taki lojalny i patriotyczny chłopak jak Polska mógł się udać.
-Jest tylko jedno miejsce, a dokładnie osoba. Warszawa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz