-Feliks proszę- w oczach miałam łzy. Trzymałam go za rękaw munduru. Był cały we krwi i błota. Jego czoło było całe zapocone. Wyglądał jakby nie spał od kilku dni, a jego sińce pod oczami były na to dowodem- Ja nie chciałam!- Ciągnęłam dalej. Łza spłynęła mi po policzku i skapnęła na mokrą trawę. Cały mój mundur był poplamiony czerwoną substancją. Pod szyją miałam Żelazny Krzyż. Na plecach niosłam karabin. Miałam całe rozwalone pagony, a sznur luźno zwisał na lewym ramieniu.
-Nie chciałaś, a to zrobiłaś- powiedział zimno, ciągle się na mnie patrząc. Oczy miał bez wyrazu, puste, surowe, zimne. Wyswobodził się z mojego uścisku- Nie jesteś już moją siostrą, Viktoria.- Zmarszczył brwi. W porywie złości kopnął mnie swoim glanem w twarz.
Wstałam szybko. Byłam cała oblana zimnym potem. Mój oddech był płytki, nieregularny. Ścisnęłam kurczowo swoją fioletową kołdrę. W oczach miałam łzy, a serce waliło mi jak oszalałe.
-To był na szczęście tylko sen- westchnęłam i rozglądnęłam się po pokoju. Na przeciwko mnie wisiała półka ze starymi, porcelanowymi lalkami. Każda patrzyła się na mnie swoim martwym wzrokiem. Wszystkie dostałam od Polski. Były dla mnie ważne, budziły we mnie bowiem przeróżne wspomnienia, o których nie chciałam zapomnieć. Dalej, mieściło się duże, drewniane biurko, a na nim sterta nie posegregowanych kartek papieru. To wszystko dokumenty i rachunki. Poważnie upadłam, kiedy odeszłam od mojej młodszej siostry Czechy. Jednak wiem, że to była dobra decyzja. Byłam na tyle dojrzała, że mogłam sobie radzić sama. Obok mojego łóżka było okno. Wyjrzałam przez nie. Słońce już powoli wychodziło, aby rozpocząć nowy dzień. Lepszy dzień. Wstałam i ubrałam się w sweter i jeansy. Zeszłam powoli na dół. Tak, jak zawsze zaparzyłam wodę na kawę i usiadłam przy stole czytając gazetę.
Kilka godzin później przyjechał do mnie Polska. Spędzaliśmy razem bardzo dużo czasu. Usiadłam na wysokiej, świeżej trawie. Feliks w między czasie zaoferował, że pójdzie do kuchni i coś przyrządzi. Szczerze, nie podobał mi się ten pomysł, nawet bardzo. Feliks i jego kuchnia...
Leżałam nieprzytomnie na podłodze. Cała byłam brudna. Nic nie widziałam, oczy miałam czymś zawiązane. Nagle poczułam czyjś ciężki but na swoim brzuchu.
-Jak śmiałaś nas zdradzić?- Niemiecki akcent roznosił się po całym pokoju- Nie daruję ci tego- Nim się zorientowałam, co się dzieje, rzucono mną o ścianę. O dziwo nic nie czułam. Chciałam się ruszyć, ale nie mogłam. Nie wydobyłam z moich ust ani jednego słowa. Znosiłam to wszystko milcząc. Nieoczekiwanie poleciało mi kilka łez. Chciałam je jak najszybciej usunąć, aby przeciwnik nie miał tej satysfakcji. Nie wiedziałam tylko jak...
-Słowacja? Czy coś się stało?- usłyszałam za sobą głos. Był męski, ledwo po mutacji. Odwróciłam się. Rzeczywistość. Las, trawa, konie, świeże powietrze. Musiałam mieć jakąś wizję. Za mną stał zatroskany Litwa, przyjaciel i kompan z dzieciństwa. Obok niego stała również Węgry, z którą nie mam zbyt dobrych kontaktów. Od wielu wieków prowadziłyśmy między sobą boje. Wstałam i otrzepałam się z trawy.
-Nie, wszystko w porządku- uśmiechnęłam się do niego. Otarłam oczy. Łzy były ciepłe i krystaliczne.- Polska jest w domku, wejdźcie. Ja zaraz dołączę.- Oni jedynie skinęli i udali się w stronę drewnianego domu. Litwa jeszcze raz na mnie spojrzał zza ramienia i odszedł.
-Co to ma być?- zapytałam się sama siebie. Wypowiedziane słowa popędziły wraz z powietrzem. Nie czekałam jednak na odpowiedź. Nie miałam bowiem od kogo jej dostać.- Co to wszystko znaczy?- zaczął się szereg pytań retorycznych. Klepnęłam się jedynie w policzek. Nie bądź niedorzeczna. Nie myśl o tym. Nie teraz, nie dzisiaj. Przymknęłam oczy i przygryzłam wargę tak mocno, że po krótkiej chwili poczułam cierpki, metaliczny posmak. Wbrew mojej woli udałam się do mojego domku. W środku zastałam śmiejące się trio. Uśmiechnęłam się blado i dołączyłam do nich. Szkoda tylko, że nie wiedziałam, co stanie się kilka dni później...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz