Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

Żadna armia nie wejdzie na teren Który broniony jest polską ręką Chociaż jest was czterdziestu na j

wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział 1 Pierwsza konferencja

Szłam przez długi korytarz. Pamiętam to dobrze. Tak, jakby to było wczoraj. Mogłam przysiąc, że zdarzyło się do niedawno. A jednak, to wszystko miało miejsce lata temu. W pełnym umundurowaniu stawiałam coraz to szybsze kroki. Kilka kroków za mną truchtał zdyszany Polska, niejaki Feliks Łukasiewicz.
-Szybciej, bo się spóźnimy- ponagliłam mojego młodszego brata. Był młodszy ode mnie o trzy lata. Jego zielone oczy wbijały we mnie swój nieprzyjemny wzrok. Na jego twarzy było dużo nieułożonych kosmyków z grzywki. Reszta jego blond włosów zaczesana była z tyłu w kucyka. Szybko je przeczesał palcami.
-Siostrzyczko, generalnie jesteśmy najzajebistrzymi państwami! Zluzuj trochę, możemy się spóźnić.-Uśmiechnął się. Nie podzielałam jednak jego zdania. Od młodego uczono mnie, że punktualność jest cechą wymaganą u porządnych państw. Po chwili Polska dorównał mi w chodzie. Podążaliśmy bogato ozdobionym holem. Na podłodze leżały drogie, królewskie dywany. Ściany pomalowane były starannie, na kolor kremowy. Wszystkie drzwi na tym korytarzu były wielkie i dębowe. Na suficie wisiały duże, kryształowe żyrandole, mieniące się każdym kolorem. Na ścianach powieszone były powieszone różne portrety. Nie mogłam jednak poznać kto na nich jest. Stoliki, które stały na prawie każdym kroku miały na sobie kryształowy wazon z białymi kwiatami. Wkrótce znaleźliśmy się przed tymi właściwymi drzwiami. Stanęliśmy.
-Nie czujesz się podniecona?- Odezwał się do mnie Polska- Generalnie to twoja pierwsza konferencja światowa jako... niepodległe państwo- ostatnie wyrazy powiedział trochę ciszej z lekkim wstydem.
-Nie, nie za bardzo- Skłamałam. Serce biło mi pełną parą. Byłam przerażona a zarazem szczęśliwa. Nareszcie mogę pokazać się jako prawdziwe, niezależne od nikogo państwo. Uniosłam głowę do góry i poprawiłam swoje ordery na lewej piersi. Wzięłam haust powietrza lekko go wypuszczając. Chwyciłam delikatnie za pozłacaną klamkę i weszliśmy do środka. Pokój, do którego weszliśmy był ogromnych rozmiarów. Na samym środku stał wielki, okrągły, klonowy stół a wokół niego siedziały wszystkie zwołane państwa. Polska już otworzył usta, aby coś powiedzieć ale błyskawicznie zamknęłam je za pomocą mojej dłoni. Bałam się, że powie coś głupiego, jak było to u niego w zwyczaju. Następnie ukłoniłam się na przywitanie, a kiedy wzrok wszystkich zszedł z nas, powoli usiedliśmy na swoich miejscach. Moje krzesło graniczyło z krzesłem mojego młodszego braciszka i Białorusi.
-Dziękuję wszystkim za przybycie- wstał i ukłonił się Japonia. Ubrany był w schludny, czarny mundur ze złotymi fragmentami. Jego złoty sznur przywieszony pod lewą piersią bardzo przypominał ten mój. Obok niego wisiało kilka orderów. Każde z nich dumnie się prezentowało.- Jest wiele tematów...- Skończyłam słuchać. Mało ciekawe... Spojrzałam na mój mundur. Był tego samego koloru co Polski- zgnito zielony. Składał się z bluzy mundurowej i spodni. Na nogach ubrane miałam czarne, świeżo wypastowane, sięgające mi do kolan oficerki. Spodnie posiadały dwie kieszenie na przodzie i były lekko pofałdowane. Typowe, wojskowe. Poprawiłam swój złoty sznur.- ...Ktoś ma może jakieś pomysły?
-Bohater zjawia się na zawołanie!- usłyszałam krzyk po drugiej stronie stołu. Był piskliwy i wesoły. Wysoki blondyn wstał od stołu i podszedł pod wielką, białą tablicę. Jego okulary odbijały słońce, które raziło właśnie mnie. Przymrużyłam trochę oczy, ale na nic to było. W trakcie, kiedy blondyn wyjaśniał swój plan spojrzałam na Polskę. Był zagadany w najlepsze z Litwą. Pamiętam go. Był najlepszym przyjacielem Polski. Dużo czasu spędzaliśmy we trójkę. Kiedy to było, ah. Wspomnienia. Niektóre są na prawdę wspaniałe. Aż chce się do nich wracać i nigdy wyjść z ich objęć.
Po drugiej stronie Białoruś tuliła się do Rosji. Od czasu do czasu patrzyła na mnie podejrzliwie. Przyjaźniłam się z Belarus od niepamiętnych czasów. Natalia jest śliczną dziewczyną. Nie jedna może pozazdrościć jej urody.
-Twój plan jest inwalidą, Ameryko!- usłyszałam męski głos. Spojrzałam w stronę osoby, która wypowiedziała ten komentarz. No tak, autorem zdania był nie kto inny, jak Anglia. Odsłonił twarz ze swojej blond czupryny.- Jakim cudem chcesz zbudować kilku dziesięcio metrowego robota na twoja podobiznę który ma latać?
-Powiedziałem, że nie przyjmuję sprzeciwów!- oburzył się Alfred.- Czy ty zawsze musisz się ze mną nie zgadzać?
-A ja nie zgadzam się ani z tobą, ani z Ameryką- uśmiechnął się przenikliwie Francja. Puścił oczko do Anglii i położył czerwoną różę na stole, obok swojego kieliszka z czerwonym winem. I tak zaczęła się kłótnia między tymi trzema nacjami. Przysunęłam się bliżej rogu stołu i oparłam twarz na ręce. Moje blond, kręcone włosy spływały mi po ręce. Spojrzałam następnie na swoje czarne pagony i przesadnie strzepałam z nich pozostały kurz.
-Cisza!- po pokoju rozniósł się potężny bas nikogo innego, jak Niemiec.- Przestańcie. Już minęło sporo czasu a nadal nic nie uzgodniliśmy! Każdy z was ma osiem minut na przedstawienie swojego zdania, ani sekundy dłużej. Nie toleruję żadnych szeptów i niepewności. Jeżeli chcecie zabrać głos, podnieście rękę.- Rozgniewany mężczyzna siadł na swoim miejscu, Anglia, Ameryka i Francja w ślad za nim. Teraz wszystkie państwa siedziały cicho w skupieniu. Wyprostowałam swój biały kołnierz. Nagle, w porywie chwili wpadłam na pomysł. Nie myśląc ani chwili dłużej podniosłam rękę.
-Proszę, Słowacjo. Oddaję ci głos.- rzekł Ludwig.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz